Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczury odgryzły Ani palec. Zobacz, jakie dramaty przeżywają dzieci

Andrzej Zdanowicz [email protected]
To zdarzenie wywarło duże piętno na psychice dziewczynki.

Osoby, które chcą wesprzeć tworzenie domu dla dzieci, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem Droga pod numerem telefonu 85 652 18 36. Można także wpłacać pieniądze na numer konta: 08 1240 5211 1111 0000 4926 2870

Jej mama leży w szpitalu. Ma raka. Lekarze nie dają jej już wiele czasu. Po odwiedzinach w szpitalu Kasia wraca do swego ukochanego kotka. Tuli go i płacze, on jest jej jedynym pocieszeniem. Kotek, zazwyczaj żywy i energiczny, gdy dziewczynka wraca od mamy uspokaja się i tuli do niej. Jakby wyczuwał jej emocje.

Kasia ma też siostrę Elę i brata Piotrka - oboje chodzą do podstawówki. Poza sobą nie mają już nikogo. Ojciec zostawił ich wiele lat temu. Teraz Kasia najbardziej boi się tego, że gdy mama umrze, wszyscy trafią do domu dziecka. I że nie będzie mogła zabrać tam swego kotka. Obecnie dzieci przebywają w białostockim ośrodku Stowarzyszenia Droga.

Szczury odgryzły Ani palec

W makabrycznej sytuacji jest też Ania i jej dziewięcioro rodzeństwa. Najstarsze z dzieci to chłopak w wieku 10 lat. Ich mama również choruje na raka, a ojciec nie radzi sobie ze wszystkim. Cała rodzina mieszka w skandalicznych warunkach. Parę miesięcy temu kilkuletniej Ani szczury... odgryzły palec u nogi.

- To zdarzenie wywarło duże piętno na psychice dziewczynki - opowiada ojciec Edward Konkol, szef Stowarzyszenia Droga. - Możliwe, że jak kiedyś będzie spała w domu ze swoim mężem i usłyszy drapanie za ścianą, dostanie ataku paniki.

Stowarzyszenie Droga na własny koszt przeprowadziło deratyzację w domu Ani. Ale to nie wystarczy.
Tylko nie do domu dziecka!

Dorotka, Maciek, Kuba i Paulina parę miesięcy temu stracili oboje rodziców - w wypadku samochodowym. Czekali na nich w domu, razem z ciocią. Okazało się, że mama i tata nigdy już nie przyjadą. Dzieciom została tylko ciocia. Niestety, nie może ich wziąć do siebie, bo warunki jej nie pozwalają. Również przyszłość tych dzieciaków jest niepewna.

Podobnie zresztą jak 14-letniego Pawła i jego 9-letniej siostrzyczki Eweliny. Ich mama wyjechała do Grecji. Początkowo ojciec wziął na siebie odpowiedzialność za opiekę nad maluchami, ale właściwie już się wycofał. Teraz nie ma kto się nimi zająć...

Wszystkie te dzieci powinny trafić do domów dziecka, ale ojciec Konkol robi wszystko, by do tego nie doszło.

- Te dzieci przeżyły wielką tragedię, mają do niesienia ciężki krzyż - mówi ojciec Konkol. - Wysłanie ich do pogotowia będzie dla nich kolejnym ciosem.

Stowarzyszenie Droga chce dla małej Kasi, Ani, Dorotki, Pawła i ich rodzeństwa przygotować specjalny dom, w którym będą mogły zamieszkać i być pod stałą opieką asystentów rodzinnych.

- Chcemy stworzyć dla tych dzieci dom, w którym będą miały zapach rodzinnego domu - tłumaczy szef Stowarzyszenia Droga. - Będą w nim miały swoje pokoiki, gdzie będą mogły przyprowadzić swego kotka lub pieska, spotkać się ze znajomymi. Chodzi o to, aby dzieci wracając ze szkoły szły do domu. Nie do ośrodka czy hotelu, ale do domu. Tam gdzie będą miały swój świat.
Jak tłumaczy ojciec Konkol, dzieci trafiające do pogotowia opiekuńczego dostają ubranie i jedzenie - rzeczy, których często nie miały w domu. W zamian pozbawiane są wszystkiego. Nie mogą zabrać ze sobą ulubionego zwierzątka. Muszą zrezygnować z wielu ulubionych przedmiotów, które miały w domu. Zmieniają szkołę, bo muszą zacząć chodzić do tej przy ośrodku. Przez to tracą kontakt ze swoimi przyjaciółmi, nauczycielami. Tracą wszystko to, co dawało im oparcie, kiedy przeżywały tragedie rodzinne. Trafiają w środowisko nieznanych im osób w różnym wieku i z różnymi doświadczeniami życiowymi. W pogotowiach często przebywa młodzież czekająca na przeniesienie do poprawczaków. To właśnie oni rządzą w takich ośrodkach.

- Nie możemy karać dzieci za to, że urodziły się w takiej, a nie innej rodzinie lub za to, że ich rodzice zginęli w wypadku - twierdzi ojciec Konkol. - Nie możemy im zabierać tego, co jest dla nich wsparciem w trudnych momentach. Nie chodzi tylko o to, żeby dzieci nakarmić i ubrać, trzeba im także dać duchowe poczucie bezpieczeństwa, ciepło i zapach domu.

Dlatego powstała idea stworzenia domu dla takich dzieci. Podobny ośrodek działający przy Stowarzyszeniu Droga powstał już na ul. Morelowej w Białymstoku.

Ojciec zmarł przed Wigilią, matka odeszła

Parę lat temu trafiła tam 15-letnia Ola i jej czworo rodzeństwa. Ich tata zmarł dzień przed Wigilią. Mama, alkoholiczka, odeszła parę lat wcześniej. Nie dało się jej odnaleźć. Z pomocą przyszła ciocia. Objęła nad nimi opiekę prawną, ale nie była w stanie zabrać piątki dzieci do siebie, sama miała troje. Dzieci na jakiś czas trafiły do ośrodka "Drogi". Gdy stowarzyszenie na własny koszt odremontowało ich mieszkanie, wróciły do domu. Cały czas towarzyszyli im asystenci rodzinni ze stowarzyszenia. Dzieci często przychodziły do ośrodka "Drogi", odrabiały tu lekcje, rozmawiały z kadrą. Kiedy Ola skończyła 19 lat, przejęła prawną opiekę nad rodzeństwem. W zajmowaniu się rodziną pomagali jej pracownicy i wolontariusze stowarzyszenia. Obecnie dziewczyna skończyła już studia. Jej siostry i brat mają po 18 lat i są wolontariuszami w "Drodze". Teraz sami pomagają innym.

Dom na Morelowej to jednak o wiele za mało. Mieści się tam jedynie kilka osób.
- Podczas przygotowań do Wigilii i organizując pomoc świąteczną zauważyłem, jakie są potrzeby - opowiada ojciec Konkol. - Danie prezentów, choinki czy nawet zaproszenie na wigilię nie rozwiązuje problemów tych dzieci. Są one tak bolesne, że nie możemy przejść obok nich obojętnie.
Stowarzyszenie Droga czeka, aż miasto przyzna budynek na kolejny dom dla samotnych dzieci. Cały dochód z 1 proc. podatku przekazanego na stowarzyszenie oraz zebrane pieniądze, przeznaczone zostaną na remont. W domu zamieszka czternaścioro dzieci. Po kilkoro w każdym pokoju. Opiekować się nimi będą asystenci rodzinni. Kierowca porozwozi ich do szkół. W domu znajdzie się też miejsce dla kotka.

Koszt miesięcznego utrzymania jednego dziecka w takiej placówce obliczono na 1,5 tys. zł. To o ponad połowę mniej niż w pogotowiu opiekuńczym przy ul. Orlej w Białymstoku.
- Obiecałem tym dzieciom, że będą miały swój dom - mówi ojciec Konkol. - Mam nadzieję, że nie były to słowa na wyrost. Liczę, że nie zawiedzie mnie wiara w dobre serca mieszkańców tego regionu.

Imiona dzieci zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna