Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szok na dworcu. Z wersalki wypadły zwłoki [FOTO] [REPORTAŻ]

Zbigniew Marecki [email protected]
Zszokowani podróżni o leżących na peronie zwłokach natychmiast zawiadomili kolejarzy, a ci wezwali policję.
Zszokowani podróżni o leżących na peronie zwłokach natychmiast zawiadomili kolejarzy, a ci wezwali policję.
Dwóch mężczyzn niosło zwłoki mężczyzny przez całe miasto.
Zszokowani podróżni o leżących na peronie zwłokach natychmiast zawiadomili kolejarzy, a ci wezwali policję.
Zszokowani podróżni o leżących na peronie zwłokach natychmiast zawiadomili kolejarzy, a ci wezwali policję.

Zszokowani podróżni o leżących na peronie zwłokach natychmiast zawiadomili kolejarzy, a ci wezwali policję.

Ta makabryczna sprawa zaczęła się jak słynny film Romana Polańskiego "Dwaj ludzie z szafą". Z tą różnicą, że w filmie dwaj mężczyźni nieśli przez miasto szafę. W prawdziwym życiu, w czwartek, 24 maja, w Słupsku dwaj mężczyźni - 40-latek i 22-latek - szli przez miasto z wersalką, a właściwie z połową starej rogówki.

Wieźli ją na zwykłym wózku na dwóch kołach, takim, przy pomocy którego wiele osób przewozi różne towary albo złomiarze transportują złom lub makulaturę. Obrazek jakich wiele. Nie zwracali więc niczyjej uwagi. W ten sposób z wersalką z obiciem w czerwonym kolorze dotarli z położonego na peryferiach miasta osiedla Mochnackiego na dworzec PKP w śródmieściu, gdzie kupili bilet na bagaż.

A potem z meblem weszli na peron. Tam zaś, około godz. 11, przy pomocy innych podróżnych zaczęli ładować wersalkę do przedziału SKM-ki, która przed południem miała odjechać ze Słupska w kierunku Gdańska.

Ciało
I wtedy na peronie słupskiego dworca rozegrały się sceny, które żywcem można by włączyć do drugiej części popularnej w 2003 roku czarnej komedii "Ciało", gdyby jej twórcy postanowili jeszcze zarobić na opowieści o tym, jakie perypetie mogą spotkać złodzieja, zmierzającego do pozbycia się za wszelką cenę zwłok znalezionych przypadkowo w pociągu. Rzecz jednak w tym, że na słupskim dworcu zrobiło się dramatycznie, gdy w ładowanej do przedziału wersalce oderwało się wykonane ze sklejki dno i na peron wypadło zawinięte w koc ciało zmarłego mężczyzny.

Niosący wersalkę słupszczanie tak się wtedy przerazili, że postanowili się jak najszybciej od tego miejsca oddalić. Starszy z ich wmieszał się w tłum zdziwionych pasażerów i kolejarzy, a młodszy postanowił w ogóle uciec jak najdalej. Powiadomieni przez pasażerów kolejarze szybko poinformowali o tym zdarzeniu policję. Już po kilku minutach odgrodzono teren, a policjanci zabrali do radiowozu wskazanego im 40-latka. Wkrótce rozpoczęli także pościg za zbiegiem i po kilkunastu minutach go schwytali. Na miejscu pojawili się także policyjni technicy i prokurator, który zarządził przeprowadzenie sekcji znalezionych zwłok.

Jeszcze tego samego dnia Dariusz Iwanowicz, prokurator rejonowy w Słupsku, poinformował media, że zwłoki z wersalki to ciało 59-letniego słupszczanina, a transportowali je dwaj inni słupszczanie. Obaj w tym czasie byli bezrobotni i nie byli krewnymi zmarłego.

- Ze wstępnej opinii patomorfologa wynika, że mężczyzna zmarł bez udziału osób trzecich. Coś więcej można będzie powiedzieć po sekcji zwłok - dodał prokurator. I unikał odpowiedzi na temat motywów, którymi mogli się kierować mężczyźni zmierzający do wywiezienia pociągiem zwłok ukrytych w wersalce. - Być może więcej się dowiemy, gdy w piątek przesłuchamy obu zatrzymanych - zapowiadał prokurator Iwanowicz.

Tajemniczość i niezwykłość tej dramatycznej sytuacji na dworcu w Słupsku spowodowała, że w ciągu kilku godzin informowały o niej media w całej Polsce, a następnego dnia za sprawą Polskiej Agencji Prasowej, która sprzedała news ze Słupska na cały świat, pisano i mówiono o nim tylko w Europie, ale nawet w Australii i USA.

Kim był człowiek w wersalce?

Tymczasem policjanci dotarli do jednego z bloków na osiedlu Mochnackiego, gdzie w mieszkaniu na drugim piętrze przez kilka ostatnich lat mieszkał mężczyzna, którego zwłoki wypadły z wersalki.

- To, że chodzi o naszego sąsiada, skojarzyłem, gdy połączyłem informacje medialne z biegającymi po klatce schodowej policjantami, którzy zalakowali drzwi do mieszkania i bardzo długo przebywali w piwnicy - opowiadał nam w piątek jeden z mieszkańców bloku.

Inny dodał, że zmarły był człowiekiem trunkowym, którego organizm został już mocno zniszczony przez alkohol.
- Właściwie wciąż chodził lekko podchmielony. Ciągle brakowało mu pieniędzy. W mieszaniu popijał z kolegami, ale był grzeczny i nikomu nie wadził - opowiadał o sąsiedzie.

- O, to są buty zmarłego. Oddał je do reperacji półtora roku temu. I nigdy nie miał pieniędzy, aby zapłacić za naprawę. Pewnie będę musiał je wyrzucić na śmietnik - powiedział miejscowy szewc, a od ekspedientki w pobliskim sklepie dowiedzieliśmy się, że zmarły próbował kupować towar na zeszyt. - Odmawiałam, bo nie wyglądał na takiego, który spłaci dług - mówi sklepowa.

Miejscowi pijaczkowie też znali zmarłego, ale opowiadają o nim dopiero wtedy, gdy wytargują parę złotych na kolejne piwo.
- To dobry chłop był, ale już nie rządził we własnym mieszkaniu. Zadawał się z ruskimi, co handlują papierosami. Ostatnio mieszkał z nim jego znajomek, co po wypadku wrócił z Warszawy - mówią mocno się zataczając, więc nie wiadomo, czy przypadkiem nie zmyślają w nadziei na kolejne wsparcie finansowe.

- Z tydzień temu w nocy usłyszałem takie mocne stęknięcie. Teraz, gdy wiem, że sąsiad nie żyje, myślę, że może wtedy umarł, ale nie zauważyłem nic podejrzanego - mówi kolejny sąsiad, który na dodatek zna zatrzymanego przez policję 40-latka. - Przychodził tu do sąsiada. To taki picuś glancuś z lewymi rękami - charakteryzuje znajomego.

Tymczasem w piątek, 25 maja, prokurator Iwanowicz poinformował, że po sekcji zwłok 59-latka patomorfolog Waldemar Golian podtrzymał swoją pierwszą opinię, że ten mężczyzna zmarł śmiercią naturalną. Prawdopodobnie co najmniej tydzień wcześniej.
- Całkowitą pewność co do naturalnego zgonu będziemy mieli, gdy otrzymamy wyniki badania pobranych próbek tkanek - dodaje prokurator Renata Śniegocka z Prokuratury Rejonowej w Słupsku, która bezpośrednio prowadzi sprawę zwłok mężczyzny transportowanych w wersalce.

- Dlaczego próbowano wywieźć ciało z miasta? - pytamy.

- Na razie trudno powiedzieć. Obydwaj zatrzymani mężczyźni mówią, że wzajemnie sobie pomagali w transporcie wersalki. Rzekomo nie wiedzieli, że w środku znajdują się zwłoki. Taką wersję podtrzymują, więc ją weryfikujemy, bo nie wydaje się wiarygodna - mówi prokurator Śniegocka.

Nie wyklucza, że zatrzymani mężczyźni chcieli wywieźć z miasta ciało zmarłego, bo nie wiedzieli, jak zareagować na jego zgon, a nie chcieli być z nim łączeni. Tak samo prawdopodobne jest to, że chcieli jak najdłużej przebywać swobodnie w mieszkaniu zmarłego, więc wymyślili, że jak wywiozą ciało poza miasto, to minie sporo czasu, zanim krewni się zorientują, że właściciel lokalu nie żyje. To są jednak tylko przypuszczenia. Jak było naprawdę, jeszcze nie wiadomo.

Tymczasem już w biegłym tygodniu, po przesłuchaniu, obaj zatrzymani mężczyźni wyszli na wolność, bo nie było podstaw do ich aresztowania. Nie jest wykluczone, że odpowiedzą tylko za zbezczeszczenie zwłok. Z kolei rodzina zmarłego 59-latka już pożegnała go podczas ceremonii pogrzebowej. Jego ciało złożono w grobie na nowym cmentarzu w Słupsku. Oby na zawsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna