Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sztuka jest dobra na starość

Kazimierz Radzajewski [email protected]
- Zawsze wiem, co siedzi w kawałku drewna, co tylko czeka na odkrycie. Przy takiej dłubaninie jest czas na rozmyślania i wspomnienia - mówi Henryk Kulikowski.
- Zawsze wiem, co siedzi w kawałku drewna, co tylko czeka na odkrycie. Przy takiej dłubaninie jest czas na rozmyślania i wspomnienia - mówi Henryk Kulikowski. K. Radzajewski
Mońki.Gdyby nie rzeźba i literatura, to przyszłoby się rozpić albo skończyć w "wariatkowie" - mówi Henryk Kulikowski, który stara się aktywnie spędzać jesień życia.

Jego enklawą jest mała szopa na działce pod lasem. W tej zaimprowizowanej pracowni Henryk Kulikowski spędza większą część każdego dnia. Tu z lipowego drewna powstają świątki, średniowieczni wojowie, zastępy rzymskich żołnierzy. W ciszy zakłócanej tylko śpiewem ptaków łatwo też o literacką wenę.

50 lat z żoną i... dłutem

Pan Henryk przepracował całe dorosłe życie jako nauczyciel w wiejskich szkołach. Mońki stały się dla 77-letniego emeryta kolejnym miejscem życiowej aktywności.
- Twórcze pasje to jedno, ale to także świadomy wybór zalecany ludziom w podeszłym wieku przez gerontologów - żartuje pan Henryk.

- Prawdę mówiąc, to rzeźbię w drewnie tyle lat, ile jestem żonaty, czyli 50. Świętowaliśmy w ubiegłym roku z moją "połowicą" Złote Gody, a ja sam mój jubileusz pracy z dłutem - zamyśla się Kulikowski.

Ile rzeźb wyszło spod dłuta pana Henryka - nie wiadomo, bo nigdy ich nie liczył.
- To już tysiące. Mam galerie na Śląsku i w Białymstoku, a każdy mój wnuk ma własną kolekcję dzieł dziadka - opowiada pracując nad kolejną tematyczną serią rzeźb.

W pracowni na działce przychodzą panu Henrykowi go głowy różne pomysły. Przypomina mu się jaćwieski język, resztki archaicznej gwary plemienia zamieszkującego niegdyś Karpowicze i dwie wsie noszące nazwę Jatwieź.

Borysz z bambizą
- Oj, jak wtedy tępiono tę gwarę i wręcz prześladowano za używanie niezrozumiałego języka. Skutecznie, bo dziś już tylko najstarsi mieszkańcy Jatwiezi pamiętają język przodków - opowiada.

Z przypomnianych pojęć powstał pokaźny zbiór, który pan Henryk nazywa słownikiem archaizmów.

- Jak nie zdążę wydać drukiem, to podaruję moją kolekcję etnografom. To nie może umrzeć wraz z ostatnimi potomkami walecznych Jaćwingów - zapowiada Kulikowski.

Dowiedzieliśmy się zatem, że nasz swojski bociek zwał się z jaćwieska "busiołem", baran to "berkal", igła - "hołka", "bambiza" - silny, ale głupi chłop, "borysz" - wypitka na dobicie targu, "duplawy" - pusty pień, a "ciermieszyć" to rozdrabniać.
Podobną materię zawiera prawie gotowa książka o tradycji w gospodarstwach z podmonieckich wsi. Pan Henryk wyjaśnia w niej nazwy i przeznaczenie sprzętów używanych dawniej w domostwach, obejściach i w polu.

- To był mój świat, moja młodość. A to, co robię i zbieram, to moja mała scheda - zamyśla się Henryk Kulikowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna