Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica niebieskiego zeszytu

Anna Mierzyńska [email protected]
Jan Zimnoch, mieszkaniec Sanik
Jan Zimnoch, mieszkaniec Sanik
Zgrzytnęły klucze i zasuwy w zamku drzwi żelaznych, a raczej obitych z dwóch stron grubą blachą, otwarły się drzwi i wszystko przepadło - napisał w 1942 roku Jan Zimnoch, mieszkaniec Sanik leżących w gminie Tykocin. Trwała druga wojna światowa. Młody Jan kochał książki, zbierał znaczki i monety, śpiewał w kościelnym chórze, działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży.

Spokojne życie skończyło się nagle.

Kiedy w 1941 r. NKWD po raz pierwszy wsadziło go do więzienia, miał 24 lata. Zanim wszedł do celi, Sowieci zabrali mu wszystko - różaniec, łańcuszek z medalikiem. Poobrywali od ubrania wszystkie metalowe elementy, także guziki. Nie miał nic. Bardzo przeżył to pierwsze, trzymiesięczne aresztowanie. Gdy w czerwcu`41 wrócił do domu, zaczął się zastanawiać, jak poradzić sobie z tymi przerażającymi obrazami, które wciąż w nim tkwiły? Jak żyć dalej, pamiętając przesłuchania, samotne święta, swój strach?

- Zawsze pomagało mi pisanie - mówi dziś Jan.

Po jednym kocu na dwóch

W domu znalazł nieużywany, stukartkowy zeszyt w kratkę i ołówek. I zaczął pisać - po kolei, wszystko co się wydarzyło:

"Spaliśmy na żelaznych łóżkach pojedynczych, po dwóch na łóżku. Za posłanie służyły gołe deski z lichym materacem z floków, a nakrywaliśmy się kocami, po jednym kocu na dwóch. Pod głowy kładliśmy swoje własne marynarki, bo paltami i płaszczami nakrywaliśmy się na wierzch, ponieważ pod jednym kocem było zimno.

To wszystko byłoby jeszcze nic i można byłoby spać, ale na dobitkę złego, paliła się całą noc elektryczność o silnym natężeniu, tak że powieki bolały od tego nadmiaru światła, poza tym całą noc był huk od biegania po pokojach i korytarzach, trzaskanie drzwiami, brzęk kluczy, dźwięk dzwonków, to wszystko dlatego, że przeważnie w nocy brali na śledztwa więźniów, bo w nocy kiedy człowieka wyrwą z tego pół snu, pół odrętwienia, łatwiej jest wtedy, częściowo już i tak zmaltretowanego, do reszty go zdemoralizować i łatwiej wydobyć zeznania, a raczej przyznanie się do tego, czego w rzeczywistości nie było."

Jan nadał swoim wspomnieniom tytuł. "Więzień sowiecki" - zapisał na okładce. I ukrył zeszyt na strychu, wśród najcenniejszych dokumentów i swoich znaczków pocztowych. Wierzył, że przetrwają wojnę. 2 lutego 1944 r. ożenił się z Heleną Milewską. Wciąż zbierał znaczki.

Niestety, Sowieci nie dali mu spokoju. 26 listopada 1944 r. oddział "Smiersza" II Frontu Białoruskiego aresztował go drugi raz. Przetrzymywano go najpierw w Tykocinie. Tam był brutalnie przesłuchiwany. Zrewidowano też jego dom. Ze strychu zniknęły znaczki i stukartkowy zeszyt. Może z powodu tytułu na okładce, który pewnie zainteresował Sowietów.

Zapłakałem...

Jan Zimnoch trafił do obozu w Stalinogorsku. Twardy człowiek, przeżył i tę katorgę. Wrócił do Polski we wrześniu 1945 r. Ale bez zeszytu. Cenne wspomnienia zniknęły.

"Najsmutniej, najbardziej żałośnie i rozpaczliwie było na pierwszy dzień Wielkiej Nocy. Po rannym oporządku i śniadaniu jeden z kolegów zaproponował zaśpiewać "Wesoły nam dziś dzień nastał", co ogólnie przyjęto. Wówczas nie mogłem pohamować się z żalu, tęsknoty i rozpaczy po tym wszystkim co straciłem i zamiast śpiewać półgłosem z moimi współtowarzyszami niedoli tę ładną tradycyjną piosenkę, zapłakałem pierwszy raz w więzieniu płaczem cichym, ale wstrząsającym każdym nerwem, całą świadomością i całym moim jestestwem. W tym dniu każdy był jak struty, bo każdy uprzytomnił sobie różnicę jaka istniała między byciem na wolności a tutaj w murach podziemia, z którego nie było żadnych widoków, żadnych promyków na odzyskanie wolności".

Jan pisał. Do 60. roku życia niezbyt dużo, bo brakowało czasu. Gospodarstwo, rodzina, mandat radnego w Gromadzkiej Radzie Narodowej w Sanikach, potem w Tykocinie, praca w Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska".
- Zawsze było co robić - wspomina. - Ale pisać lubiłem. Jeszcze i teraz do domu chcę ze szpitala wrócić, bo coś mam jeszcze do napisania.

Ma 92 lata. Spotykamy się z nim w szpitalu.

- Coś mi się z biodrami porobiło, dlatego leżę, ale umysł wciąż mam sprawny - zapewnia. I snuje historie ze swego życia.

Najwięcej pisał pod koniec lat 80. Zapełnił kilkanaście zeszytów różnej grubości. Wydał dwie książki i wspomnienia z pobytu w Stalinogorsku. Ale zawsze żałował, że nie ma swojego pierwszego pamiętnika. Wrażenia spisane niemal na gorąco były nie do zastąpienia...

Rok 1999: cud w Rosji

I wtedy zdarzył się cud. Aleksander Gurjanow, rosyjski fizyk, który zajął się badaniem historii zesłań Polaków, członek Stowarzyszenia "Memoriał", prowadził badania w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym. Wśród setek akt i starych dokumentów odnalazł teczkę personalną Jana Zimnocha. A w niej - stary już, stukartkowy zeszyt w kratkę... "Więzień sowiecki" - przeczytał na okładce zdziwiony Gurjanow.

Okazało się, że Sowieci wszyli pamiętnik do teczki, razem z zabranymi Janowi zdjęciami ślubnymi. Gurjanow działał szybko. Poprosił szefa archiwum o zgodę, zrobił kopię pamiętnika i fotografii. W Polsce bez problemów dotarł do Jana, który wciąż mieszka w Sanikach.

- Pamiętam, przywieźli go dla mnie. Mój zeszyt. Byłem zaskoczony, bo to przecież ponad pół wieku minęło - opowiada Jan. - Najgorsze, że on mi znowu zaginął! Pokazywałem go różnym ludziom i teraz sam go już nie mam. Ech, pechowy jakiś...
Nie taki pechowy. Dotarła do niego Anna Dzienkiewicz z Ośrodka KARTA w Warszawie. I właśnie dzięki niej udało się wspomnienia opublikować - w "Biuletynie Historii Pogranicza", wydawanym przez białostocki oddział Polskiego Towarzystwa Historycznego.

- Naprawdę? Czyli mój zeszyt jest? Bardzo, bardzo się cieszę - Jan uśmiecha się na szpitalnym łóżku. - Chcę mieć te moje wspomnienia, rozumie pani, to dla mnie takie ważne...

"Tylko jedno nas pocieszało w tej ciężkiej niedoli, jaką jest więzienie dla człowieka z uczuciami przynależnymi ludziom prawym, że cierpimy za wielką ideę, za to, że czujemy się Polakami i każdy z nas przysiągł sobie w duszy, że raczej sam zginie, a nie wyda braci rodaków w szpony największego barbarzyństwa i bezbożnictwa, jakim jest Rosja bolszewicka."

Dziękuję panu Jerzemu Milewskiemu z białostockiego IPN za inspirację do napisania tego artykułu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna