Antoni P. prowadził w Kielcach hurtownię kosmetyków. Był społecznikiem. Zawsze uśmiechnięty, na brak pieniędzy nie narzekał. Tym większym zaskoczeniem jest fakt, w jaki sposób odszedł z tego świata.
- Gdy dotarliśmy na miejsce samochód płonął jak pochodnia, gasiliśmy go kilkanaście minut. Kierowca wybiegł z kabiny, jego ubranie paliło się, pierwszej pomocy udzielił mu ratownik z przypadkowo przejeżdżającej tamtędy karetki - opowiedział "Faktowi" brygadier Robert Sabat z kieleckiej straży pożarnej.
Antoni P. w bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala, ale poparzenia były tak rozległe, że po kilku dniach zmarł.
Biznesmena nie udało się przesłuchać, zmarł po kilku dniach w szpitalu. Jak przyznają śledczy, w tej chwili najbardziej prawdopodobne jest samobójstwo. Biznesmen pozostawił po sobie wpis w internecie:
"Nie mam sposobu na wyjście z tej sytuacji, w jakiej się znalazłem. Mimo że doznałem tylu krzywd i upokorzeń ze strony osoby, której w życiu tyle pomogliśmy wspólnie z moją żoną, to na domiar złego wszystko nam się zawaliło. Jest źle w biznesie, a co za tym idzie - zaczęło się psuć w rodzinie" - napisał.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?