Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tam zima jest w lipcu

Helena Wysocka [email protected]
– Wody Oceanu Południowego są niezwykle czyste – mówi Tomasz Janecki (z prawej). – Widać pływające w nim wieloryby. Nie są groźne.  Najgorsze są lamparty morskie. Dorosły lampart waży około 300 kilogramów. W starciu z nim człowiek nie ma szans.
– Wody Oceanu Południowego są niezwykle czyste – mówi Tomasz Janecki (z prawej). – Widać pływające w nim wieloryby. Nie są groźne. Najgorsze są lamparty morskie. Dorosły lampart waży około 300 kilogramów. W starciu z nim człowiek nie ma szans.
Tomasz Janecki z podsuwalskiej wsi Krzywe przez 40 miesięcy mieszkał na Antarktydzie
Tam zima jest w lipcu

Ale teraz jest przyjemnie, ponieważ na Antarktydzie właśnie rozpoczyna się wiosna - śmieje się Tomasz Janecki, który na lodowcu pracował przez 40 miesięcy. - A to oznacza, że wkrótce będzie cieplutko.

Temperatura wzrośnie do... zera.

Tomasz Janecki ma 41 lat. Jest hydrologiem. Pasjonuje się fotografią, lubi nurkować i wędkować. Od września mieszka w niewielkiej, podsuwalskiej wsi Krzywe. Wcześniej przez kilka lat pracował w Zakładzie Biologii Antarktyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. Wówczas uczestniczył w sześciu wyprawach antarktycznych.

- Na wyspie Króla Jerzego spędziłem też dwie zimy - precyzuje. - To było niesamowite przeżycie. Co tu dużo mówić, zakochałem się w Antarktydzie. Chciałbym tam jeszcze wrócić. Usiąść na lodowcu, albo zanurzyć się w lodowatej wodzie oceanu...

Statek przypływa tylko raz w roku

Polska stacja badawcza jest jedną z jedenastu istniejących na wyspie i została zbudowana w 1977 r. To parę ustawionych przy nabrzeżu, na betonowych słupach, zbudowanych z kontenerów parterowych obiektów. W głównym budynku mieszka kilkunastu polarników. W pozostałych są laboratoria, hale ze sprzętem, elektrownia i zbiorniki z paliwem. Wszystko to, czego naukowcy potrzebują do życia i pracy dostarczane jest na pokładzie statku. Ten przypływa tylko raz w roku.

- Bo od kwietnia do października zatoka jest zamarznięta - dodaje polarnik. - Poza tym, na wyspę jest bardzo daleko. Rejs z portu w Gdyni trwa około 50 dni. To bardzo kosztowna wyprawa.

Na stacji pracują polscy mechanicy, elektrycy, lekarz i kucharz. Ten ostatni dba, aby posiłki były jak najbardziej treściwe. To jeden z warunków, by przetrwać mroźne dni. Ci, których gustom nie jest w stanie sprostać, w każdej chwili mogą sięgnąć do lodówki. Znajdują się w nich bowiem duże, roczne zapasy.
Na pierwszą wyprawę Janecki wybrał się w 1997 r. Od razu poszedł na głęboką wodę. Zdecydował, że pozostanie tam całą zimę.

- Przed wyjazdem dużo czytałem na temat tego kontynentu, oglądałem sporo filmów - mówi naukowiec. - Ale to, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Proszę sobie wyobrazić: krystalicznie czysta woda, wieloryby, góry lodowe... Tego nie można opowiedzieć.
Ale był też kryzys. Naukowca złamał nie chłód, ale tęsknota za rodziną. Podczas pierwszej wyprawy z Polską można było kontaktować się tylko za pomocą łączności radiowej. Naukowcy mieli limity. W miesiącu mogli rozmawiać z rodziną tylko kilkanaście minut. Jeśli chcieli dłużej, musieli słono płacić.

Nikogo nie było na to stać.

- To się zmieniło - dodaje polarnik. - Dziś jest stałe łącze, internet. Mam kontakt z kolegami, którzy aktualnie pracują na wyspie. Wiem, jaka jest tam pogoda, co się wydarzyło.
Wyspa Króla Jerzego w 98 procentach pokryta jest lodowcem. Nie ma tam zwierząt lądowych. Tylko raz w roku, na miesiąc, góra dwa, z wody wychodzą pingwiny. Na czas rozrodu.

- Świetne widowisko - dodaje rozmówca. - Około siedmiuset metrów od stacji koczuje ponad cztery tysiące pingwinów. Można do nich podejść na odległość kilku metrów, zrobić zdjęcia. Wprawdzie zwierzęta nie boją się ludzi, ale zachowują dystans.
Zdarza się jednak też tak, że pingwiny spacerują po... dachu stacji. Wtedy w pokojach polarników słychać tupot nóg.

- Zimą spada dużo śniegu, tworzą się nawet 4-metrowe zaspy, które umożliwiają wejście na dach stacji - opowiada polarnik. - Pingwiny z takich podjazdów chętnie korzystają.

Na Antarktydzie obowiązuje zasada: człowiek jest gościem. Dlatego musi schodzić z drogi wszystkim zwierzętom. Kiedy na szlak, po którym jeżdżą skutery, wytoczy się słoń morski trzeba czekać, aż dojdzie do celu. Albo ominąć go wielkim łukiem. Za potrącenie go albo zabicie grozi wysoka kara.

Nowy rok witają dwa razy

Na Antarktydzie wiosna zaczyna się w listopadzie. Wtedy temperatury wzrastają do minus 5 stopni C, a nawet do zera. W lipcu i sierpniu natomiast jest najzimniej. Wówczas termometry wskazują minus 32 stopnie. Taka temperatura potrafi utrzymać się przez tydzień, góra dwa. Później wzrasta nawet o dziesięć stopni.

- Noc świętojańska jest najdłuższą na tym kontynencie - mówi. - Ciemno jest przez dziewiętnaście godzin.

Za to na początku grudnia, przez dwa tygodnie widno jest non stop.
Na lodowcu wszystko kręci się wokół przyrody. Naukowcy nie martwią się rachunkami, czy kolejkami na poczcie. Muszą za to ciągle mieć na uwadze kierunek i siłę wiatru, który bywa wyjątkowo porywisty. Zdarza się więc, że budzą się w domu, z którego poniosło dach.

- Generalnie jest tam bezpiecznie - opowiada Janecki. - Trzeba tylko uważać na szczeliny w lodowcu.
Zimą nie ma problemu, ponieważ wyspę pokrywa gruba warstwa śniegu, po którym można bezpiecznie jeździć skuterami i robić badania. Latem też jest dobrze. Szczeliny widać bowiem z daleka. Najgorzej jest wiosną i jesienią, kiedy lodowiec pokrywa cienka warstwa topniejącego śniegu. Wtedy nic nie widać. Najlepiej więc trzymać się znanych szlaków. Zdarzyło się już tak, że polarnik wraz ze skuterem wpadł do szczeliny. Nie udało się go uratować.

W oceanie natomiast trzeba uważać na morskie lamparty. Te ogromne, ważące nawet 300 kilogramów zwierzęta potrafią zniszczyć ponton i zaatakować człowieka.

- Ale za to można bezpiecznie pływać wśród delfinów - polarnik uśmiecha się do wspomnień.
Polscy naukowcy, pracujący na stacji, nowy rok witają dwa razy. To skutek różnicy czasu. Najpierw o godz. 20 świętują naszego sylwestra. Wchodzą wtedy do oceanu w kombinezonach i pod wodą wypijają butelkę szampana. Taka jest tradycja. Cztery godziny później kąpią się w zatoce. Do lodowatej wody wchodzą tylko w kąpielówkach. Można tak wytrzymać najdłużej minutę.

- Na wyspie obchodziliśmy wszystkie polskie święta - śmieje się rozmówca. - Nawet Dzień Kobiet, czy Dzień Matki, chociaż wśród nas nie było pań. Po co? Ot tak, chcieliśmy podtrzymać tradycję.
Ale najważniejsze święto na Antarktydzie to Środek Zimy, który przypada 23 czerwca. Wtedy na stacje napływają życzenia ze wszystkich stron świata. Nawet od prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Opowie o swoich przygodach

Z ostatniej wyprawy Janecki wrócił w kwietniu ubiegłego roku. Wtedy postanowił, że osiedli się na Suwalszczyźnie.
- Często tutaj przyjeżdżałem, spędzałem wakacje - tłumaczy. - Ten region bardzo mi się podoba.
Polarnik pracuje w Wigierskim Parku Narodowym. 18 listopada w Muzeum Wigier w Starym Folwarku będzie opowiadał o swoich antarktycznych wyprawach. Początek o godz. 17. s

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna