Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Też chcę urosnąć!

Joanna Klimowicz [email protected]
Przemek, mimo że nie rośnie, tryska radością i energią
Przemek, mimo że nie rośnie, tryska radością i energią B. Maleszewska
Maleńki, drobniutki Przemek Romatowski cierpi na rzadką chorobę. Terapia jest bardzo kosztowna, a w domu bieda aż piszczy. Jego siostry i bracia codziennie zbierają i sprzedają jagody. Nie znają innego sposobu, żeby pomóc braciszkowi. A bardzo chcą.

Na ośmiolatka Przemek nie wygląda. Raczej na rówieśnika swojej o dwa lata młodszej siostrzyczki Weroniki. Właściwie ona już go przerosła. Teraz goni go czteroletnia Wiktoria. Cała trójka bawi się świetnie, biegając z piskiem po domu, chowając w jego zakamarkach, wyrywając sobie rower, który Weronika dostała od chrzestnego i prawie się z nim nie rozstaje. Dzieciaki u Romatowskich są beztroskie, żywe i śliczne jak z obrazka. Cała szóstka.
Żeby go było widać na komunii
Ich dom w podbiałostockiej wsi Sochonie sprawia z zewnątrz przygnębiające wrażenie. Drewniana chałupa bez ogrodzenia, tuż przy ulicy. W środku trzy izby, kaflowy piec, stryszek, na którym pani Bogumiła suszy niezliczone ubrania całej swojej gromadki - sześciorga dzieci. Wszystkie dzieci śpią w jednym pokoju, jakoś się mieszczą na rozkładanej kanapie, fotelu, tapczaniku i piętrowym łóżku. Pokój tonie w kolorowych pluszakach. Na szafce wielki słój z kolorowymi rybkami. Salonik schludny, z telewizorem, ale i tu nie da się nie zauważyć śladów dzieci. Kermit Żaba w słomkowym kapeluszu wygląda z doniczki z draceną. Czyściutko. Pewnie dlatego, że sprzątając, piorąc i gotując dla szóstki dzieci i męża Bogumiła ani na moment nie siada, ma nienaganną figurę. I nie sprawia wrażenia nieszczęśliwej. Zasępia się tylko, kiedy opowiada o kłopotach najmłodszego synka.
- Cały czas Przemek na bilansie wypadał poniżej normy. Moja siostra swojemu rocznemu dzieciakowi kupowała ubranka na 90 cm, a ja dla Przemka jak dla noworodka, na 52 - opowiada matka. - Weronika i Przemek byli jak bliźniaki, ale teraz już go przerosła. Synek ma 109 cm wzrostu, waży tylko 18 kg. Jak na ośmiolatka to bardzo mało. Tego sadełka nic a nic, nawet nie mam jak się wkłuć jak zastrzyk robię. Może gdyby lekarze od początku skierowali go do endokrynologa, to szybciej byśmy się z tym uporali...
Przemek rozpoczął leczenie somatotropinowej niedoczynności przysadki mózgowej dopiero 30 listopada ubiegłego roku. Wtedy dostał pierwszy zastrzyk z hormonem wzrostu. I już jest na nie skazany na najbliższe lata. Bez nich nie dałby rady, a tak urósł od listopada 5 cm. Lekarze z poradni endokrynologicznej w białostockim dziecięcym szpitalu klinicznym cieszą się, że organizm chłopca dobrze przyjął leki i że przynoszą one efekty. Pani Bogumiła cieszy się jeszcze bardziej, że nie musi płacić 700 zł za każdy zastrzyk. Koszty - jak do tej pory - są refundowane. Musi się martwić "tylko" o jednorazowe igły, dojazdy do szpitala, odpowiednią dietę. Chłopczyk jest bezmleczny, bezbiałkowy, hipoalergiczny i musi trzymać dietę wysokokaloryczną (jego choroba objawia się też brakiem apetytu). Musi gotować małemu indyka i odpowiednie warzywa. Hormony już pokazały, że działają. Nie tylko przyspieszeniem wzrostu.
- Wcześniej to był "mister grzeczności", a teraz hormony szaleją. Oj, już nie skuli się w kątku i nie płacze, jak dzieci w szkole mu dokuczą - uśmiecha się matka, z czułością patrząc na Przemka. - Tak się cieszę, że to działa. Jak będzie szedł w maju do komunii świętej, to już go będzie trochę widać wśród dzieci, nie będzie im wchodził pod pachę!
Trzy pokoje - szczyt marzeń
To niewiarygodne, ale ośmioosobowa rodzina Romatowskich żyje za 1 300 zł miesięcznie. Jedyne ich źródło utrzymania to opieka społeczna: zasiłek pielęgnacyjny i rehabilitacyjny Przemka, zasiłki rodzinne i okresowy z MOPS-u. Pani Bogumiła nie pracuje, bo nie ma na to szans przy takiej liczbie dzieci. Jak pan Wiesław pracował na budowie, powodziło im się lepiej, ale w ubiegłym roku przeszedł operację kręgosłupa. Skarży się na ból, złożył wniosek na komisję orzekającą o niepełnosprawności. 1 300 zł dzielą więc na kupki, oglądając każdą złotówkę. A wszystko kosztuje: stancja (bo to nie ich dom, tylko wynajmowany), internet (bo jak inaczej dzieci się mają uczyć, żeby wyszły na ludzi), telewizja, światło, opał na zimę (palić trzeba non stop, żeby nie pomarzły), jedzenie (w tym specjalne kąski dla Przemka) i ubrania. Matka stara się ubierać dzieci tak, żeby nie odróżniały się od rówieśników w szkołach w Sochoniach i pobliskim Wasilkowie. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, ale pewnego dnia wróciły ze szkoły zapłakane, że dzieci im dokuczały. O, niedoczekanie! - obiecała sobie Bogumiła i od tej pory zaczęła bardziej dbać o ich strój. Z natury są śliczne jak aniołki. Matka przyznaje się, że na piękne komunijne sukienki dla córek to może po złotówce odkładać w skarpetę. Może dlatego nie jest zwolenniczką giertychowskich mundurków. Narzeka, że trzeba było zapłacić 50 zł zaliczki za każdy. A w szkole ma pięcioro pociech...
Widać, że drewnianej rudery to trochę się Bogumiła wstydzi. Tłumaczy, że ludzie niechętnie wynajmują rodzinie z taką liczbą dzieci obawiając się, że maluchy poniszczą mieszkanie. Nie czuje się komfortowo, bo choć mąż - złota rączka podciągnął wodę i położył panele, to wciąż nie są na swoim. Składali wnioski o mieszkanie komunalne w Białymstoku, ale zostały odrzucone, ponieważ nie są zameldowani w mieście. Próbują więc od nowa w Wasilkowie. Marzy się im ciepłe i suche mieszkanie w bloku. Szczytem marzeń byłyby trzy pokoje, oddzielne dla chłopców, oddzielne dla dziewczynek... Ale dwa pokoje też byłyby super.
- Poza tym własnym kątem, czego my potrzebujemy? - zastanawia się Bogumiła. - Wszystkiego... I opał by się przydał. I plecaki, i buty dla dzieci. Przecież nie puszczę ich do szkoły w samym mundurku.
Pomagają sprzedając jagody
Wszystko u Romatowskich odbywa się "kolektywnie". Jak dzieci rzucają się na gierkę "Kajko i Kokosz", to wszystkie, nawet czteroletnia Wiktoria. Jak 11-letni Patryk zakaszle, to zaraz wszystkie chorują. Nic dziwnego więc, że jak któremuś z nich dzieje się krzywda, to wszystkie chcą pomóc. Na jagody maszerują nawet te najmłodsze, paluszki mają aż niebieskie od owoców. Jak skończą się jagody, to przyjdzie pora na grzyby. Część matka pakuje w słoiki, część sprzedają i pieniądze oddają rodzicom. Dobrze rozumieją, że sytuacja jest trudna, nie grymaszą i są wdzięczne za każdą pomoc. Bardzo ze sobą zżyte. Będzie bieda i płacz we wrześniu, kiedy Weronika pójdzie do szkoły i w domu zostanie tylko Wiktoria, za malutka na zerówkę. Do lekcji też wszystkie się przykładają, Przemek nawet ponad przeciętną. Języków się uczą: niemieckiego i angielskiego. Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą. Najstarszy, 17-letni Kamil wybrał zawodówkę, bo teraz fach w ręku jest w cenie. Wszystko się poprzestawiało, w zawodówkach brakuje miejsc, ale jemu się udało.
Dała Bozia dzieci, da i na dzieci...
Najważniejsze, żeby wszystkie dzieci skończyły szkoły. Choć jest im niełatwo, są szczęśliwą rodziną. Nie do końca planowaną...
- Dała Bozia dzieci, to i da na dzieci - uśmiecha się Bogumiła. - Gdybym nikogo nie miała na świecie, nie miałabym się o kogo martwić. Źle by było.
Choć przyznaje z przekąsem, że z ministrem Romanem Giertychem - a właściwie z jego pensją - chętnie zamieniłaby się na jeden miesiąc, to jednak wszystkie smutki rekompensują jej dzieci. Jak obcy chłop spotkany na jagodach chwali, że takie śliczne, że wzroku nie można oderwać, to Bogumiła aż promienieje. Albo jak koleżanki wydzwaniają do 11-letniego Patryka o godz. 22, to niby się gniewa, ale tak naprawdę aż pęka z dumy. Ze śmiechem i trochę też ze zdziwieniem opowiada, że jak miedzianowłosa Weronika leżała w szpitalu z jakąś naroślą na jelicie, to lekarze z innych oddziałów zbiegali się, żeby jej zdjęcia zrobić. Tylko Weronika jest najbardziej wstydliwa z całej szóstki. Do obcego nie zagada za żadne skarby, chowa się za mamę. Nie dało się w żaden sposób zaciągnąć jej na casting dla małych aktorów i modeli.
Za marzenia podatku nie biorą
Niedługo po rozpoczęciu leczenia Przemka Romatowscy zwrócili się do Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą". Jej pracownicy zweryfikowali wszystkie dokumenty chłopczyka i rodziców i w styczniu przyznali Przemkowi dyplom członka Stowarzyszenia "Koniczynka". Chłopiec napisał wzruszający list otwarty, w którym zwraca się z prośbą do wszystkich ludzi dobrej woli o wsparcie finansowe na dalsze leczenie. Sam chce pomóc rodzicom. Wie, jak ważna jest dla nich każda złotówka. Fundacja uruchomiła subkonto dla Przemka (numer podajemy wyżej), na które można wpłacać darowizny. Jest ona organizacją pożytku publicznego, więc to samo konto można też zasilać przekazując jeden procent podatku na rzecz chorego Przemka (w tytule wpłaty podając "3914 podatek 1%"). Romatowscy wysłali zimą ten apel do najważniejszych osób w państwie. Takich, co to słowa "rodzina", "polityka prorodzinna", "tradycyjne wartości chrześcijańskie" nie schodzą z ich ust.
- Do Giertychów, Lepperów, Piłek i takich tam - macha dziś ręką Bogumiła. - Żadnego odzewu nie było. Acha, i jeszcze do prezydenta wysłaliśmy. Ale on chyba jakiś biedny, dlatego nie pomógł. Może lepiej przerzucimy się teraz na bliższe rejony. Może tu mieszkają lepsi ludzie...
Romatowscy nie upadają na duchu, stać ich na uśmiech: - Kto wie, może i w Polsce będzie kiedyś lepiej, i nam się będzie lepiej żyło... Trzeba marzyć. Za marzenia podatku nie biorą!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna