Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To była tragedia. Brat zabił brata

Janusz Bakunowicz
Żona ofiary kilkakrotnie odwiedzała miejsce śmierci męża. Przed sądem postanowiła dowiedzieć się, jak zginął mąż
Żona ofiary kilkakrotnie odwiedzała miejsce śmierci męża. Przed sądem postanowiła dowiedzieć się, jak zginął mąż Fot. J. Bakunowicz
Pochodzili z tej samej wsi, znali się od małego. Nawet byli ze sobą spokrewnieni. Potem zostali myśliwymi. Na jednym z polowań doszło do tragedii. Broń jednego z nich wypaliła i pocisk ugodził drugiego w okolice serca.

Niedzielne wrześniowe popołudnie. Dwaj cioteczni bracia umówili się ze sobą na polowanie. Znali się od lat i wspólne wyjazdy na łowy nie były dla nich czymś nowym. Jako teren myśliwskiego rekonesansu wybrali mały zagajnik w okolicach wsi Krugłe (gm. Orla). Bo tam mogły być dziki.

- Dubeltówki wzięliśmy ze sobą tak na wszelki wypadek. Chcieliśmy przede wszystkim sprawdzić, czy dziki nie wyrządziły na polach większych szkód - mówił potem przed sądem Eugeniusz F., mieszkaniec Bielska Podlaskiego, któremu prokuratura postawiła zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Do tragedii doszło na tymże polowaniu.

- W pewnym momencie rozdzieliliśmy się. Nagle usłyszałem trzask łamanych gałęzi. To była sarna. Gonił ją jakiś pies. Wystrzeliłem i w tym samym momencie usłyszałem skowyt. Potem zobaczyłem wybiegającego z lasu dzika. Bałem się do niego strzelić, bo wiedziałem, że w tym kierunku, w którym biegł dzik, stoi nasz samochód. Ale w pewnym momencie, ledwo dotknąłem spustu, i broń sama wypaliła. Chyba w momencie, jak ruszyłem do przodu...

Oskarżony na ścieżce zobaczył leżącego brata. Leżał na lewym boku. Pod sobą miał dubeltówkę. Przewrócił go na plecy i zobaczył pod nim plamę świeżej krwi. Brat jeszcze żył. Załadował go do samochodu i odwiózł do bielskiego szpitala. Lekarze robili, co mogli. Potem ranny myśliwy został odwieziony do Białegostoku. Zaraz po północy zmarł.

Oskarżony początkowo nie miał wątpliwości, że to z jego strzelby padł feralny strzał. Nawet chciał pójść na ugodę z rodziną ofiary. Przed sądem jednak zmienił zdanie. Dlaczego?

- Widziałem ranę postrzałową, jak wkładałem brata do samochodu - tłumaczył. - To była rana po grubym śrucie, a ja jeden taki nabój wziąłem ze sobą. Byłem przekonany, że z niego strzeliłem. Wziąłem więc winę na siebie.

Ale po przeszukaniu samochodu okazało się, że ten nabój nadal tam się znajdował. Oskarżony zmienił wcześniejsze zeznania, które złożył przed prokuraturą, twierdząc, że strzał nie mógł paść z jego broni.
Więc z czyjej? W tym czasie oprócz ich dwóch na tym terenie nikt inny nie polował. O przypadkach kłusownictwa również nikt nie słyszał. Na to pytanie bez wątpienia odpowiedź dałby śrut. Jednak nie odnaleziono go ani w ciele ofiary, ani na miejscu tragedii.

- To było w zasadzie normą, że oskarżony pił na polowaniach - mówił syn ofiary, który zeznawał przed sądem jako świadek. W feralnym dniu, 13 września, podwoził myśliwych na polowanie.

- Gdy Eugeniusz F. wyszedł z lasu, wyczułem od niego woń alkoholu. Oni, co prawda, utrzymywali ze sobą kontakty, ale myślę, że nie były one dobre. Gienek miał wybuchowy charakter i zawsze narzucał ojcu swoje zdanie. Uważam, że strzał był oddany świadomie, z premedytacją i pod wpływem alkoholu, bo jak można nie trafić dzika z odległości dwóch metrów, a trafić człowieka?!

Badanie krwi wykazało alkohol. Jednak oskarżony twierdził, że owszem, pił, ale nie na polowaniu, a po powrocie do domu. Alkohol miał uśmierzyć ból po całym zdarzeniu.

Sąd jednak pominął wątek stanu trzeźwości oskarżonego na polowaniu, ponieważ biegli nie mogli ustalić, czy Eugeniusz F. pił na polowaniu czy też zaraz po zdarzeniu.

Natomiast biegli z dziedziny balistyki ustalili, że broń, z której padł strzał, miała przerobiony system zabezpieczający i to mogło być przyczyna oddania niezamierzonego strzału.

- Zebrane w sprawie dowody nie pozwalają jednoznacznie rozstrzygnąć, czy był to strzał przypadkowy, czy też oskarżony strzelał do nierozpoznanego celu - mówił Dariusz Wiśniewski, sędzia Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim. - Ale zgodnie z prawem, wszelkie wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść oskarżonego. A wersja dotycząca przypadkowego wystrzału jest dla oskarżonego korzystniejsza, choć to on sam przerobił bezpiecznik.

Sąd skazał Eugeniusza F. na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. Oprócz tego będzie on musiał zapłacić 20 tys. złotych odszkodowania rodzinie ofiary i ponieść koszta sądowe.
Z wyrokiem nie zgadza się żona ofiary, która występowała w roli oskarżyciela posiłkowego.

- Taki wyrok dostaje się za zabicie psa, a tu zginął człowiek - twierdzi. - Nikt jeszcze ludzkiego życia nie wycenił za pomocą pieniędzy, ale 20 tys. złotych to stanowczo za mało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna