Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To koniec kariery pani B.

Urszula Ludwiczak [email protected]
Grażyna B. Domem Pomocy Społecznej kierowała prawie dwa lata. Nowy dyrektor musi uspokoić atmosferę w zakładzie.
Grażyna B. Domem Pomocy Społecznej kierowała prawie dwa lata. Nowy dyrektor musi uspokoić atmosferę w zakładzie. B. Maleszewska
Dyscyplinarne zwolnienie z pracy i zawiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa - tak kończy się niemal dwuletni okres szefowania Grażyny B. w Domu Pomocy Społecznej przy ul. Świerkowej w Białymstoku.

Rozmowa

Rozmowa

Z Tadeuszem Arłukowiczem, wiceprezydentem Białegostoku, o zwolnieniu Grażyny B. rozmawia Urszula Ludwiczak.

Kiedy dowiedział się Pan o tych nieprawidłowościach w DPS przy ul. Świerkowej, które stały się bezpośrednią przyczyną zwolnienia dyrektorki?
- Na początku kwietnia przyszedł do nas mężczyzna, który opowiedział historię swojego "zatrudnienia" w DPS. Szkoda, że skontaktował się z nami tak późno. Przyniósł też dokumenty, w których posiadanie wszedł bez problemu podczas swojego pobytu w tej placówce. Po przeanalizowaniu tego materiału i otrzymaniu potwierdzenia z Państwowej Inspekcji Pracy (dotyczącej kontroli tego, czy ów mężczyzna faktycznie mimo braku umowy mógł czuć się jak osoba zatrudniona w DPS - przyp. red.), doszliśmy do wniosku, że istnieją podstawy do rozwiązania umowy o pracę w trybie dyscyplinarnym i zawiadomienia prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez panią dyrektor.

Wcześniej praca dyrektor B. była pozytywnie oceniana? Mimo wielu kontroli i informacji o nieprawidłowościach, nie było podstaw do decyzji personalnych?
- Wcześniejsze kontrole w DPS nie były podstawą do wyciągnięcia konsekwencji personalnych. Nie działamy też pod wpływem emocji. Wszystko musi mieć potwierdzenie. Niemniej, praca pani dyrektor od dłuższego już czasu nie była oceniana pozytywnie. Nie potrafiła ona bowiem po naturalnym początkowym okresie, który potrzebny jest do nawiązania współpracy z pracownikami, dogadać się z załogą, dochodziło do konfliktów z częścią personelu. Do tego wciągnięci w to zostali podopieczni DPS, co nie mogło być dłużej tolerowane. Można powiedzieć, że na zwolnienie pani dyrektor złożyło się szereg czynników, a decydujące były informacje, jakie otrzymaliśmy od tego mężczyzny.

Dziękuję za rozmowę.

Grażyna B. zostawia zakład pracy ze skłóconą załogą i kilkoma niezakończonymi sprawami. Niewykluczone, że ją samą czeka proces karny. - Mimo to mamy nadzieję, że teraz w Domu Pomocy Społecznej nastanie tak bardzo potrzebny i nam, i naszym pensjonariuszom spokój - mówią związkowcy z zakładowej organizacji pracowników DPS.

Nowe rządy pani dyrektor

Pochodząca z Hajnówki Grażyna B. szefową DPS przy ul. Świerkowej została we wrześniu 2008 roku. Wygrała konkurs na to stanowisko. Miała za sobą m.in. pracę w MOPS w Hajnówce i PCPR w Bielsku Podlaskim. W Białymstoku od razu po objęciu funkcji dyrektora zaczęła wprowadzać zmiany. Według niej bowiem, w domu było wiele nieprawidłowości. Uznała np., że DPS nie powinien, tak jak dotąd, zatrudniać pielęgniarek ani lekarzy, tylko zawierać na takie świadczenia umowy z NZOZ-ami. B. stwierdziła też nieprawidłowości związane z gospodarką lekami w białostockiej placówce. Uznała, że były wypisywane w nieprawdopodobnie dużych ilościach przez lekarza psychiatrę zatrudnionego wówczas w strukturze DPS. Poprosiła o kontrolę podlaski oddział NFZ. Wkrótce potem lekarz rozstał się z DPS.

Urząd miejski zalecił jednak B., aby wstrzymała się z jakimikolwiek decyzjami kadrowymi i organizacyjnymi do czasu zatwierdzenia planu naprawczego w DPS.

Nie wszystkim pracownikom podobały się nowe zasady wprowadzone przez dyrektor B. W domu powstał więc - pierwszy raz w jego historii - związek zawodowy pracowników DPS. Na jego czele stanęła lekarka Anna Gutowska. Niemal od początku jego członkowie i sympatycy mieli konflikty z dyrektorką.

O DPS zaczęło być głośno w mediach. Najpierw mówiono o oszczędnościach, jakie wprowadziła B., limitując środki czystości i higieny w placówce.

- Brakuje nam środków i do sprzątania używamy samej wody - alarmowała media w styczniu ub. roku oddziałowa z DPS. - Brakuje nam także jednorazowych rękawic, a to podstawa w naszej pracy. Ale dyrektorka nie realizuje naszych zamówień. Koleżanki kupują rękawiczki za swoje pieniądze.

Grażyna B. te zarzuty odrzucała, twierdząc, że żadnych środków w DPS nie brakuje, zapewniała, że magazyny są pełne. Po nagłośnieniu sprawy przez media, sytuacja się poprawiła.

Do kolejnego konfliktu doszło po zawiadomieniu przez B. podlaskiego NFZ o - jej zdaniem - złej ordynacji leków przez psychiatrę. Przed zapowiedzianą kontrolą funduszu, lekarz, który nie był już pracownikiem domu, przyszedł do swego dawnego miejsca pracy, wieczorem.

Gdy dowiedziała się o tym dyrektorka, zawiadomiła policję. W jej obecności wymieniono zamek w drzwiach gabinetu i zabezpieczono dokumenty. Ale tym samym dostępu do gabinetu i dokumentów pozbawiono lekarkę Annę Gutowską, która nadal w DPS pracowała. Kontrola z NFZ zakończyła się po trzech dniach, ale gabinet pozostał zamknięty jeszcze przez jakiś czas. Dyrektorka w rozmowie z mediami twierdziła wtedy, że bezpieczeństwo pensjonariuszy nie jest zagrożone, a gabinet jest zamknięty w związku z prowadzonym postępowaniem, choć ani policja, ani NFZ nie nakazały takiego postępowania.

Na działania pani dyrektor zaczęli skarżyć się inni pracownicy DPS. Pielęgniarki narzekały na atmosferę, kilka złożyło wypowiedzenie z pracy, dwóm nie przedłużono umowy. Podejrzewały, że wkrótce do DPS wejdzie - na ich miejsce - niepubliczny ZOZ, tak jak od początku chciała dyrektorka, a one stracą pracę. W maju ub.r. zaczęło obowiązywać zarządzenie, zgodnie z którym jedna dyżurna miała odpowiadać za... 160 mieszkańców, na dwóch oddziałach. Dyrektorka twierdziła, że to wystarczy, bo rolę pielęgniarek z powodzeniem mogą sprawować opiekunowie, których zatrudniła w domu. Zapewniała, że wskaźnik zatrudnienia w dziale opiekuńczo-terapeutycznym jest zgodny z normami. Poza tym wszystkie pielęgniarki wyraziły zgodę na piśmie na taką zmianę.

- Trzeba było podpisać aneks do umowy, bo inaczej groziła dyscyplinarka - mówiły pielęgniarki.
Nieprzyjemnie było też w kuchni, gdzie pracownicy narzekali na nowe zasady i stresujące warunki pracy. Doszło m.in. do incydentu w postaci bezzasadnego sprawdzania torebek zatrudnionych tam pań przez dyrektorkę.

Nawet kucharki dostały naganę

Ale nie wszyscy narzekali na Grażynę B. Gdy o różnych incydentach w domu staje się głośno w mediach, we wrześniu ub. roku w DPS zawiązuje się drugi związek zawodowy - OPZZ "Konfederacja Pracy". Ten zaczął wspierać B. i dementować wszelkie informacje o złej atmosferze w zakładzie.

To jednak nie wpływa na odczucia innych pracowników. Ci, którzy czują się najbardziej szykanowani, składają zawiadomienie do prokuratury o mobbingu ze strony dyrektorki. Sprawa nadal się toczy. Ale i B. zawiadamia prokuraturę o tym, że jest zniesławiana w środkach masowego przekazu. Prokuratura nie znajduje jednak podstaw do wszczęcia postępowania z urzędu.

Ciągle toczy się też sprawa leków. Kontrola NFZ wykazała, że psychiatra naraził fundusz na stratę blisko 50 tys. zł i nakazał lekarzowi zwrot pieniędzy. Złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Ani policja, ani prokuratura nie dopatrzyły się w działaniach lekarza przestępstwa. Sprawę umorzono. Jednak NFZ i Grażyna B. odwołali się do sądu, sprawa wróciła do prokuratury.

W DPS cały czas odbywały się też rozmaite kontrole: z urzędu miasta i urzędu wojewódzkiego, inspekcji pracy. Sama Grażyna B. chętnie udzielała nagan i upomnień swoim pracownikom (głównie związanym z organizacją związkową pracowników DPS). Niektórych odsuwa od dotychczasowych obowiązków. Wielu osobom coraz trudniej jest pracować w takich warunkach, atmosfera udziela się też pensjonariuszom. Prezydent miasta decyduje, że w domu potrzebne są mediacje. Mają być ostatnią szansą na naprawienie stosunków między dyrekcją a dwoma związkami.

Wcześniej kilka spraw trafia do sądu. Tu okazuje się, że nie wszystkie decyzje Grażyny B. mogły być słuszne. Pierwsza wygrana w I instancji dotyczy dyskryminacji związkowej. Gdy pod koniec ub. roku trzy wnioski o dofinansowanie wczasów dwóch związkowców i jednej osoby sympatyzującej z tą organizacją zostają przez dyrekcję odrzucone (zresztą po negatywnym zaopiniowaniu przez OPZZ), ci składają sprawę do sądu. 8 kwietnia 2010 sąd pracy uznaje, że odmowa wypłacenia dofinansowania z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych dla tych trzech pracowników to przejaw nierównego traktowania na tle przynależności do związków zawodowych. Nakazuje wypłacenie odszkodowania po ok. 1,3 tys. zł.

14 kwietnia dochodzi do kolejnego wyroku. Sąd pracy uchyla nagany, jakich dyrektor DPS udzieliła kucharkom za przygotowanie zupy truskawkowej na bazie owoców z szypułkami. Kucharki mogły tak zrobić, bo pensjonariuszom podawany był sam wywar, po odcedzeniu owoców. Dyrektorka nie wycofała zresztą zupy z menu.

Dzień później sąd przywraca do pracy zwolnionego w październiku ub. roku zastępcę dyrektora DPS.
- Sąd oddalił wszystkie zarzuty, jakie miała wobec mnie dyrektorka - mówi Bogdan Kulesza, który pracował w DPS przez 10 lat. Grażyna B. postanowiła go zwolnić, ale żadnego z zarzutów nie potrafiła udowodnić przed sądem.

Żaden z wyroków nie jest jeszcze prawomocny.

Obcemu dała gabinet i dokumenty

Nikt nie spodziewał się, że za chwilę wybuchnie jeszcze większa afera. Oto do urzędu miasta i przedstawicieli związku zawodowego pracowników DPS zgłosił się mężczyzna, którego B. chciała zatrudnić na zastępcę, po zwolnieniu Kuleszy. To Jan A. (dane zmienione) związany z organizacją OPZZ "Konfederacja Pracy". To, co opowiedział, zszokowało wszystkich.

Otóż okazało się, że Grażyna B., bez podpisywania żadnej umowy o pracę, wpuściła go na teren placówki, dała do dyspozycji gabinet, dostęp do wszelkich dokumentów, kod dostępu do komputera. Obiecała mu stanowisko zastępcy, miał też wspomagać ją w kontaktach z mediami (sama dyrektorka przestała już z nimi rozmawiać). Jan A. przez miesiąc przychodził do pracy. Po kilku tygodniach okazało się jednak, że dyrektorka nie może dotrzymać obietnicy zatrudnienia mężczyzny bez przeprowadzenia konkursu. Ich drogi się rozeszły. W kwietniu Jan A. postanowił opowiedzieć całą historię władzom i związkowcom.

- Okazało się, że zatrudnienie przez panią B. tego człowieka miało na celu szukanie haków na... zastępcę prezydenta Białegostoku Tadeusza Arłukowicza i dyrektora Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miejskiego Adama Kurlutę oraz nasze związki zawodowe - mówi Eugeniusz Muszyc, przewodniczący Zarządu Regionu Podlaskiego Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia, do których należy związek pracowników DPS. - Człowiek ten nie ugiął się. A niefrasobliwość pani dyrektor była znaczna.

Okazało się bowiem, że pan A., mimo braku takiego upoważnienia, bez problemu wszedł w posiadanie ok. 60 oryginalnych dokumentów zawierających m.in. dane osobowe pracowników DPS i dane finansowe placówki. Miał też ok. 200 kopii innych papierów. Mało tego, bez uprawnień wszystko wyniósł do domu! A Grażyna B. nie zażądała zwrotu żadnego z tych dokumentów.

Efekt był łatwy do przewidzenia. Po sprawdzeniu informacji zrelacjonowanych przez pana A., prezydent Białegostoku złożył 7 maja zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez B. Jej samej zaproponowano rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron. Dyrektorka tej propozycji nie przyjęła.

Dlatego wszczęty został proces z art. 52 kodeksu pracy. Grażyna B. dostała dyscyplinarkę za ciężkie naruszenie obowiązków służbowych. A za przestępstwa, których mogła się zdaniem UM dopuścić (z ustawy o ochronie danych osobowych oraz przepisów kodeksu karnego dotyczących urzędników publicznych), grozi nawet 3-letni zakaz pozbawienia wolności. Jan A. nie chciał z nami rozmawiać. Nie udało nam się też porozmawiać z Grażyną B.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna