Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To wielki wyczyn! Piotr Kuryło przepłynął 1040 km pod prąd!

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Piotr Kuryło do wyprawy przygotowywał się przez kilka tygodni. Wyruszył z Gdańska 7 października. Zwykle pływał od świtu do zmierzchu. Pokonanie całego dystansu zajęło mu 40 dni pływania.
Piotr Kuryło do wyprawy przygotowywał się przez kilka tygodni. Wyruszył z Gdańska 7 października. Zwykle pływał od świtu do zmierzchu. Pokonanie całego dystansu zajęło mu 40 dni pływania. T. Kubaszewski
Kolejny wielki wyczyn Piotra Kuryły z Pruski Wielkiej.

Był taki moment, że naprawdę miałem już tego dość i chciałem zrezygnować - opowiada. - Ale zacisnąłem zęby i się udało. Nie powiem, żebym nie był zadowolony z tego, co osiągnąłem.

W sobotę Piotr Kuryło z Pruski Wielkiej, wsi leżącej niedaleko Augustowa, zakończył rejs Wisłą pod prąd. Pokonał trasę liczącą ponad 1040 kilometrów. Przepłynął o 2,5 kilometra więcej niż Marek Gonciarz, który w 2008 r. również sforsował największą polską rzekę w ten sam sposób.
- O innych osobach, które by tego dokonały, nie słyszałem - dodaje P. Kuryło.

Im ciężej, tym lepiej

Jednak M. Gonciarzowi towarzyszył na całej trasie sztab ludzi. Kuryło był sam. W dodatku, płynął bardzo obciążonym kajakiem, w którym przewoził najpotrzebniejsze rzeczy z namiotem włącznie. Mógł liczyć wyłącznie na siebie i na ludzką życzliwość.

- Po drodze spotkałem wiele wspaniałych osób - opowiada. - Nawet takich, które obcego przecież człowieka zapraszały na noc do domu, albo - dowoziły mi zaopatrzenie.
Ale większość noclegów spędził w swoim namiocie.

- Aż takich mrozów nie było, a miałem dobry śpiwór - opowiada. - Mnie ciężkie warunki nie przerażają. Przywykłem do tego w czasie wszystkich swoich wypraw. Wyznaję zasadę, że im ciężej, tym lepiej.

Więcej niósł niż pływał

Przygód po drodze miał wiele. Najpierw musiał nauczyć się, jak wiosłować, by poruszać się do przodu. Nie przypuszczał, że nurt Wisły jest aż tak silny. Któregoś dnia kajak zsunął się z brzegu i szybko zaczął wracać do Gdańska. Kuryło pobiegł co sił w nogach. Wskoczył na przycumowaną przy brzegu barkę, ale kajaka nie udało mu się zatrzymać. Dopadł go dopiero w zatoczce, gdzie, na szczęście, się zatrzymał.
- A zrezygnować chciałem w dniu, kiedy nadeszła ogromna śnieżyca - wspomina. - Padałem z wyczerpania, byłem cały mokry. Mokry poszedłem też spać.

Trudny okazał się również ostatni odcinek w pobliżu miejscowości Wisła. Bo rzeka jest tutaj płytka, pełna progów wodnych i głazów.

- Więcej ten kajak niosłem niż płynąłem - dodaje. - A to było bardzo wyczerpujące.
Czuje się wyczerpany. Bolą go barki, ma poprzecieraną skórę na dłoniach.
- Ale, co tam, będę żył - mówi.

To było dla niepełnosprawnych

Swoje kolejne przedsięwzięcia Piotr Kuryło komuś dedykuje. Ten rejs poświęcił osobom niepełnosprawnym, które "całe życie mają pod prąd".

- Zostało to dobrze odebrane w wielu środowiskach - mówi. - Mam nadzieję, że ten mój wysiłek nie pójdzie na marne i los osób niepełnosprawnych choć trochę się polepszy.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna