Tragedia na jeziorze! Nurkowali 100 metrów pod wodą, skończyło się to śmiercią

Dwaj nurkowie nie żyją. Schodzili niemal na dno jeziora Hańcza, czyli głębokość ok. 100 metrów. Co było przyczyną tragedii, na razie nie wiadomo.

Wszystko rozegrało się wczoraj w godzinach rannych niedaleko wsi Błaskowizna. Grupa nurków z Warszawy odbywała szkolenie na jeziorze Hańcza. Trzy osoby schodziły na głębokość ok. stu metrów. Ze wstępnych ustaleń wynika, że jeden z płetwonurków zasłabł. Drugi próbował mu pomóc. Zaczęli więc wynurzać się na powierzchnię. Być może zrobili to zbyt szybko. Tymczasem, jak twierdzą specjaliści, tego typu operacja powinna następować etapami. Po każdym z nich musi być przerwa.

Pierwszy z płetwonurków - 32-letni - zmarł chwilę po tym, jak wydostał się na powierzchnię. Reanimacja nic nie dała. Drugi - 38-letni czuł się na początku nie najgorzej. Potem jednak zasłabł. Śmigłowcem przetransportowano go do suwalskiego szpitala. Stamtąd miał lecieć do specjalistycznego ośrodka w Gdyni. Niestety, wieczorem mężczyzna zmarł.

Nurkowanie na głębokości 100 metrów przetrwał natomiast trzeci z mężczyzn. Ma 27 lat. Wynurzał się zgodnie z zachowaniem zasad dotyczących dekompresji.

Wczoraj udało nam się ustalić, że wszyscy nurkowie mieli uprawnienia do schodzenia na takie głębokości. Szkolili się do pracy w trudnych warunkach. Gdzie konkretnie zamierzali pracować, na razie nie wiadomo.
Postępowanie w tej sprawie wszczęła już suwalska policja.