Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trochę inni ludzie z pogranicza

Joanna Klimowicz [email protected]
Neogotycki portyk, a pod nim rodzinny piknik. Festiwal Celtycki łączy pokolenia.
Neogotycki portyk, a pod nim rodzinny piknik. Festiwal Celtycki łączy pokolenia. J. Klimowicz
Tajemniczy duch Celtów unosi się nad Dowspudą. Zaklęty w oferowanych przez druida runach, w dźwiękach fletu i w ruchach dziewcząt tańczących ceili (irlandzki taniec). Nie ma lepszego magnesu na ściągnięcie zainteresowania rolniczą gminą Raczki.

Dowspuda, gdzie to jest? Chyba na końcu świata... Zaraz, zaraz, nazwa podobna do osławionej Rospudy. Może to tam? Bingo! Mała wieś w gminie Raczki w powiecie suwalskim leży dokładnie nad tą rzeczką. Tłumaczyć tego nie trzeba rzeszom miłośników kultury celtyckiej. W 2004 roku wieś stała się ich mekką. To było apogeum, najbardziej udany Festiwal Celtycki w całej jego historii. Potem rozczarowanie - dwa lata przerwy. W tym roku idea odżyła. Organizatorzy mają nadzieję, że dzięki corocznym festiwalom o gminie Raczki usłyszy cała Europa. Usłyszy, zachwyci się i zjedzie tu! Nie zadepcze?
- Damy radę! - śmieją się miejscowi.
Wart Pac pałaca
Dla kogoś, kto jest tu po raz pierwszy, niemałym szokiem są ruiny pałacu Paca (tak, tak, tego z powiedzenia "Wart Pac pałaca, a pałac Paca"). Wchodzimy w cienistą aleję przy Zespole Szkół Rolniczych w Dowspudzie i już widzimy, że na jej końcu majaczy jakaś ciekawa budowla. To arkadowy portyk, który ostał się po pałacu. Różowy! Wygląda, jakby był namalowany na niebie śmiałymi pionowymi pociągnięciami. Trochę szkic, a trochę cukierkowa akwarela. Płynie pod nim rzeka ludzi: letnicy z całej okolicy, także z Suwałk i Augustowa, z dziećmi w wózkach, z babciami i dziadkami, kocykami, jak na piknik. Długowłosi chłopcy w poszarpanych dżinsach i koszulkach z wizerunkami metalowych zespołów. Miejscowi eleganci, zbijający się w grupki i podciągający piwo z butelki. Wszyscy w najlepszej komitywie. Bo coś się dzieje! Coś fajnego. Gra muzyka, która łączy pokolenia. Nieistotne, czy ktoś zawinął się w kawałek kraciastego koca i udaje Szkota, czy wygrzebał na tę okazję "kościołowy" garnitur z szafy - wszyscy razem pląsają pod sceną.
Tu potrafią się bawić
Raczki mają w sobie coś takiego, że człowiek czuje się tam swobodnie. I to niezależnie od tego, czy przyjechał tu z końca Polski, żeby wyluzować się w wakacje, czy też mieszka tu od lat, od pokoleń. Miejscowa społeczność, bardzo ze sobą zżyta, wychodzi na ulice kilka razy w roku, żeby razem tańczyć i śpiewać. Zaczyna zabawę już w styczniu. Na Karnawał Ludowy zjeżdżają się zespoły z całego powiatu suwalskiego. Gospodarzem jest zespół Zorniczeńka z Wysokiego. Drugie tak wielkie święto to Palinocka na św. Jana. Na niej folk robi ukłon w stronę innych gatunków muzycznych. W tym roku np. ustąpił pola muzyce rockowej i szantowej. Ale i popatrzeć jest na co... Dech w piersiach zapierają szczudlarze połykający ogień z Teatru Form Czarno-Białych "Plama" z Suwałk. O oprawę ludowych świąt dba zawsze młodzież z Koła Młodych Przyjaciół Ziemi Raczkowskiej. Po tych atrakcjach już nie trzeba długo czekać na dożynki. Mieszkańcy wszystkich sołectw niosą wieńce do parafii w Raczkach. Potem, z już poświęconymi, idą do Dowspudy, chwalą się najpiękniejszymi, odbierają nagrody, jedzą, piją, tańczą i śpiewają.
Duszą wszystkich świąt i festynów jest Izabela Muszczynko, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Raczkach. Mając pod skrzydłami Zorniczeńkę i dwa inne zespoły: Gozdawę i Raczkowiaków, zapewnia oprawę muzyczną właściwie na każde zawołanie.
- Mieszkańcy naszej gminy spotykają się przynajmniej raz w miesiącu. Nie tylko z okazji świąt państwowych czy religijnych, ale też na walentynki, wigilię integracyjną albo Dzień Seniora. Po 200 osób przychodzi - cieszy się Izabela Muszczynko.
Krew celtyckich farmerów
Jak potrafią bawić się z przyjezdnymi raczkowiacy, pokazali podczas warsztatów tańców irlandzkich i bretońskich w ramach festiwalu. Ale myliłby się ten, kto sądzi, że samą zabawą żyją. W końcu mieszka tu wielu potomków Szkotów i Irlandczyków, sprowadzonych tu w XVIII wieku przez hrabiego Ludwika Michała Paca, by mistrzowsko uprawiali ziemie. Świetni farmerzy zaczęli uprawiać tu ziemniaki, które szybko przyjęły się w całym regionie, wprowadzili nieznany wcześniej płodozmian, hodowali owce. Bardzo szybko zasymilowali się. Została po nich nazwa wsi Szkocja, pracowitość i miłość do ziemi, płynąca w żyłach tutejszych rolników. Potomkowie Celtów mieszkają do dziś we Wronowie i w Plancie.
- Oj, na festiwal to chyba nie zdążymy. Syn wciąż na polu, z kombajnem - usłyszeliśmy od państwa Samotyhów z Planty, kiedy w sobotę pytaliśmy, czy spotkamy się na festiwalu.
Choć Raczki są oczywiście gminą rolniczą, to jednak wielu jej mieszkańców zajmuje się też handlem. W samych Raczkach jest ze 30 sklepów. I jakoś wszystkie prosperują. Miejscowi wiedzą jednak, że ich przyszłość to agroturystyka. Dobitnie uświadomiło im to zainteresowanie, jakie wybuchło na tle Rospudy, bronionej przez ekologów przed "zakusami" drogowców, chcących przeciąć ją obwodnicą Augustowa. Wszyscy pchają się tu drzwiami i oknami na spływy kajakowe, żeby zobaczyć na własne oczy, co to za cudo ta Rospuda. Do tego na jeziorze Bolesty można do woli uprawiać sporty wodne. W nielicznych kwaterach agroturystycznych, jak ta u państwa Olszewskich w Dowspudzie, obłożenie w tym roku niesamowite. Miejsca zajęte były już w kwietniu. I tak będzie do końca września. Próżno było szukać noclegu przed samym festiwalem.
- To bardzo interesująca gmina, a jej mieszkańcy - aktywni. Od zawsze leżała na pograniczu polsko-pruskim, a wiadomo, że ludzie z pogranicza mają trochę inny charakter od tych ze środka - śmieje się wójt gminy Raczki Roman Fiedorowicz. - Wielu mamy tu zdolnych fachowców, budowlańców, rzemieślników, handlowców. Czasem słyszy się też o przemytnikach. Ludzie znajdują zatrudnienie w okolicznych miasteczkach, dzięki działalności Specjalnej Suwalskiej Strefy Ekonomicznej. Moim zdaniem jednak - oprócz turystyki, która wydaje się niszą do zagospodarowania - przyszłością gminy jest rolnictwo oparte o dobre, nowoczesne, duże gospodarstwa mleczarskie.
Byle nie masówka
Festiwal Kultury Celtyckiej w Dowspudzie może stać się najlepszym chwytem marketingowym gminy Raczki. Został wymyślony na przekór zalewającej kraj muzyce disco polo.
- Chodziło nam o imprezę, która promowałaby gminę, była interesująca, niecodzienna, ale jednocześnie odwoływała się do historii gminy - podkreśla wójt Fiedorowicz.
Pierwszy festiwal w ruinach pałacu, na scenie pod wieżą Bocianią, odbył się w 1997 roku. Rok później w Dowspudzie wystąpiły największe gwiazdy polskiej sceny folk, m.in. Carrantouhill, Open Folk i Kwartet Jorgi. W 2004 roku zjechały się gwiazdy europejskie! Wszystko dzięki funduszom unijnym. Po pierwszym festiwalu syn wójta, Piotrek, "złapał bakcyla" muzyki celtyckiej. Najpierw rzucił się w szkocką i galicyjską (z krainy w Hiszpanii). Świetny muzyk, multiinstrumentalista, powoli ewoluował, by dziś zająć się kulturą zdecydowanie bliższą, bo ludowym brzmieniem Suwalszczyzny i zostać liderem grupy Dautenis. Nazwa ta w języku jaćwieskim oznaczała ponoć "jezioro duchów". Dla młodych muzyków oznacza ona symbol "odgrzebywania zapomnianych przez lata nazw, słów, symboli, pieśni i melodii". Ale na Festiwal Celtycki się nie obrażają.
- Gdy nie zdobyliśmy wystarczającej liczby pieniędzy w latach następnych, postanowiliśmy nie robić nic "na pół gwizdka", żeby nie rozczarować publiczności - opowiada Kuba Pietrzak, organizator imprezy. - Festiwal przez dwa lata był w uśpieniu. Dziś go reaktywujemy. Mam nadzieję, że uda się powołać do życia stowarzyszenie, zajmujące się jego organizacją i ubiegać się o unijne fundusze. Wtedy Festiwal Kultury Celtyckiej stanie się marką europejską - planuje.
Faktycznie, organizowanie trzydniowego festiwalu dla sześciu tysięcy osób i profesjonalnych, trzymających poziom zespołów folkowych jedynie przy pomocy kilkunastu wolontariuszy, wójta-zapaleńca i Ochotniczej Straży Pożarnej to absurd. Większe pieniądze i machina organizacyjna - to nieuniknione. "Żadna masówka" - wójt Fiedorowicz i organizatorzy festiwalu bronią się rękami i nogami. Marzą, by impreza nie straciła swego wydźwięku artystycznego, by nie odwróciła się od niej ta najbardziej osłuchana, wysublimowana publiczność. Nam wydaje się też, że warto zadbać, by skomercjalizowanie się tego przedsięwzięcia nie zabiło tajemniczego ducha kultury celtyckiej, unoszącego się nad Dowspudą, zaklętego w sprzedawanych przez druida runach, dźwiękach fletu i tańczących ceili (taniec irlandzki) dziewcząt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna