Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tutejsi: życie na moście

Anna Mierzyńska
My, Białorusini, żyjemy w takim kraju, który przypomina mi most. Na moście nie żyje się najlepiej, ale musimy tam żyć, bo Bóg wyznaczył nam miejsce właśnie tam.
My, Białorusini, żyjemy w takim kraju, który przypomina mi most. Na moście nie żyje się najlepiej, ale musimy tam żyć, bo Bóg wyznaczył nam miejsce właśnie tam.
Region. Jesteśmy stąd - tak najchętniej mówią o sobie Białorusini. "Tutejszość" ich chroni, ale i ogranicza. Tylko czy można inaczej żyć w miejscu, które co chwilę zmienia właściciela? Na to pytanie Białorusini próbują odpowiedzieć od lat. O strategii przeżycia na białoruskim moście opowiada też najnowszy spektakl Teatru Telewizji "Tutejsi".

Bierni, niezbyt chętni do walki o wolność waszą i naszą, za spokojni, nigdy nie wyzwolą się od Łukaszenki, któremu sami dali władzę - to tylko garść opinii o Białorusinach, najczęściej powtarzanych w Polsce. Niewiele osób zastanawia się jednak, dlaczego Białorusini (jeśli w ogóle) zachowują się właśnie tak. I czemu wielu z nich woli nie słyszeć i nie widzieć niż walczyć ze znienawidzonym reżimem?
Próbą odpowiedzi na to pytanie jest najnowszy spektakl Teatru Telewizji "Tutejsi", nakręcony w podbiałostockim Tykocinie na zlecenie TV Biełsat (kanału TVP, nadającego w języku białoruskim na Białoruś) przez Białorusinów i Polaków. To tragikomiczna opowieść o uwikłaniu ludzi w historię. Pełna politycznych przerysowań i zbyt jednoznacznie zbudowanych postaci, daje szansę na zobaczenie białoruskiego narodu z nowej perspektywy.

Tutejszość dobra czy zła?
Spektakl po raz pierwszy zaprezentowano widzom 7 marca w białostockim kinie "Pokój". Na razie można go będzie obejrzeć wyłącznie w TV Biełsat, choć obecni na premierze przedstawiciele Telewizji Polskiej nie wykluczali także pokazania go na którymś z polskojęzycznych kanałów. Byłoby warto - "Tutejsi" to białoruska klasyka, sztuka z lat 20. XX wieku, napisana przez Janka Kupałę.

Klasyka, którą zna niewielu Polaków. Bo kto w Polsce w ogóle wie, że białoruska literatura ma swoją klasykę? I o czym ona mówi?

Kupała pisząc "Tutejszych" chciał pokazać, jak rodzi się świadomość narodowa, w tym przypadku białoruska. Stąd wyraźne zaangażowanie polityczne sztuki oraz jednoznaczni bohaterowie. Trudno jednak mieć Kupale za złe, że z artysty zamienił się w działacza społeczno-politycznego. W latach 20-tych XX w. Mińsk, w którym dzieje się akcja spektaklu, co chwilę przechodził przecież z rąk do rąk. Raz rządzili nim Niemcy, raz Polacy, potem znowu Sowieci. A Białorusini próbowali się do tej rzeczywistości dostosować. Fatalne efekty tego dostosowania Kupała pokazał w swojej sztuce.

Właśnie wtedy "tutejszość" stała się ważną strategią życiową, umożliwiającą przetrwanie. Bo skoro nie jest się Polakiem, Rosjaninem czy Białorusinem, tylko zwykłym człowiekiem, stąd, tutejszym znaczy się, to żadna władza nie będzie się tego zwykłego człowieka czepiać. Dlatego najlepiej zamilknąć i robić swoje, w granicach własnej chaty, obejścia, w najlepszym razie - rodzinnej wsi.

- Czy to dobrze, czy źle, że się jest tutejszym? - pytała podczas dyskusji po premierze Agnieszka Romaszewska, dyrektor TV Biełsat. To pytanie kluczowe dla wszystkich Białorusinów - i tych sprzed 90 lat bohaterów sztuki Kupały, i dzisiejszych. Bez znalezienia na nie odpowiedzi nie ma co liczyć - z jednej strony - na zmiany na Białorusi, a z drugiej - na to, że Polacy zrozumieją swoich sąsiadów.

Polityki swojej nie mamy...
- Badania socjologiczne, prowadzone dziś na Białorusi, wyraźnie wskazują, że "tutejszość" to wciąż aktualna kategoria. Wśród Białorusinów nastąpiło cofnięcie się w świadomości narodowej właśnie na rzecz "tutejszości" - mówił w czasie popremierowej dyskusji Włodzimierz Pawluczuk, dyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Białymstoku. - Najbardziej cenione wartości to dom, chata, wioska, znajomi. Polityką nie interesuje się prawie nikt.

- "Polityki swojej nie mamy" - te słowa ze sztuki Kupały to kwintesencja "tutejszości", która jest wygodna dla wielu ludzi. To kategoria, która chroni - podkreślał Oleg Łatyszonek z Katedry Kultury Białoruskiej Uniwersytetu w Białymstoku.

"Tutejszość" chroni, bo pozwala nie identyfikować się z żadnym narodem. Ułatwia przetrwanie w skomplikowanych układach politycznych, ale też zdejmuje z ludzi obowiązki związane z przynależnością narodową. Nie trzeba iść na wojnę, bo niby po której stronie miałoby się walczyć? Chyba że jakaś władza wcieli do armii siłą, jak nieraz bywało. Wtedy tutejsi walczą, ale bez przekonania, że ich walka ma sens. Nie trzeba też martwić się o rozwój państwa, o jego stosunki z innymi krajami, nie trzeba wstydzić się za polityków, bo oni przecież nie "nasi". I kraj też nie do końca "nasz"...

Bo my stąd!
O obcości i braku identyfikacji narodowej pisze też Marcin Korniluk ze Stowarzyszenia "Olszówka", działającego w Bielsko-Białej:

"Na początku wszystko było oczywiste i proste. Była wieś z odgłosami znad rzeki, pobliskiego lasu, rżeniem koni i cerkiew rozbrzmiewająca w niedzielne przedpołudnie dzwonami i wypełniająca się ludźmi mówiącymi całkiem inaczej niż ci w słuchowiskach radiowych. Potem było miasto i wszystko stało się inne, a wieś już nie była moją wsią - nadal jednak była wsią moich dziadków. Jedną z wielu wsi na pograniczu polsko-białoruskim. Ludzie mówią tu językiem białoruskim, czasami ukraińskim lub litewskim. Najczęściej jednak mieszaniną polsko-białorusko-ukraińską z domieszką zwrotów rosyjskich. Bliżej im, mimo granicy, do sąsiadów ze wschodu - i religijnie, i kulturowo, ale też mentalnie.

W latach 60-tych oraz późniejszych prowadzono tutaj badania mające na celu odpowiedzieć, ile procent Białorusinów mieszka w Polsce. Badania przeprowadzane wzdłuż granicy w dziesiątkach wsi przyniosły niespodziewane efekty. Na pytanie: "czy czuje się pan(i) Polakiem czy Białorusinem?", ludzie wzruszali ramionami i ze szczerością odpowiadali: "ja tutejszy". Rzeczywiście, nie czujemy się Polakami mimo, iż mieszkamy w Polsce. Ale też nie czujemy się Białorusinami mimo, iż korzystamy z języka białoruskiego, jak i w dużej mierze z kultury białoruskiej. Granica w tym regionie przesuwała się wielokrotnie. Zawsze jednak była blisko i miała realny wpływ na to, co się tutaj działo. Starzy ludzie mówią o sobie "tutejsi", młodzi zaś - "ludzie wschodu" lub "ludzie pogranicza"."

Od lat 60-tych niewiele się zmieniło. Wystarczy pojechać na południe województwa podlaskiego i zapytać ludzi na wsi, czy są Białorusinami, czy Polakami. Popatrzą na siebie, wzruszą ramionami i jak na komendę odpowiedzą:

- My stąd!

Dobrze to czy źle? Włodzimierz Pawluczuk widzi i plusy, i minusy tej sytuacji:

- Dumą Białorusinów może być niespotykana na terenach sowieckich tolerancja i brak etnicznych konfliktów. Właśnie dzięki dominującej roli wartości rodzinnych, tutejszych, nigdy nie było tu (i nie ma)wrogów czy rzezi. Z drugiej strony: tutejszość przynosi skutki niemiłe dla polityków. Powoduje pewną ociężałość i brak zaangażowania większej wspólnoty w działanie.

Białoruski most
"Tutejszość" nie ułatwia więc budowania niepodległego, demokratycznego państwa. Opozycjoniści białoruscy wciąż zmagają się z "tutejszą" mentalnością, próbując przekonać swoich rodaków do aktywności. A oni nie chcą. Bo po co narażać się władzy, ryzykować utratą pozornego chociaż spokoju? Po co, skoro w historii białoruskiego narodu nie ma (prawie) przypadków, o których sami Białorusini mogliby powiedzieć, że narażanie się miało sens? Że odnieśli sukces?

Wielu Białorusinów, także mieszkających w Polsce, przyznaje, że brakuje im wiary w to, że coś się może udać. Agnieszka Romaszewska, pomysło-dawczyni i założycielka Biełsatu, usłyszała kiedyś, że doprowadziła do powstania telewizji nadającej po białorusku dlatego, że jest Polką, a nie Białorusinką, że wciąż wierzy w sukces.

- My, Białorusini, żyjemy w takim kraju, który przypomina mi most. Ten most raz się skracał, a raz wydłużał - mówił przed pokazem spektaklu jego reżyser Walery Mazyński (Białorusin, który w swoim kraju nie może pracować w zawodzie). - Na moście nie żyje się najlepiej, ale musimy tam żyć, bo Bóg wyznaczył nam miejsce właśnie tam. Nasz most był atrakcyjny dla wielu, którzy po nim kroczyli. Ale to my wciąż na nim jesteśmy! Nazywano nas różnie: Białą Rusią, Czerwoną Rusią, Litwinami. Ledwie od półtora roku nazywa się nas Białorusinami. Natomiast tutejsi jesteśmy od zawsze. Niestety, tutejszość oznacza też samotność. Solidarność czy wspólnota - to pojęcia dla nas obce. Musimy się pozbywać tutejszości. Także po to, by świat zauważył nas wreszcie na tym długim, historycznym moście.

Jeśli Białorusini nie poczują się narodem, jeśli wciąż będą "tutejsi", zniewolenie ich kraju przez te czy inne siły będzie wciąż bardzo proste. Ich narodowe zaangażowanie jest niezbędne do zmiany tej sytuacji. Tylko czy Białorusini zechcą cokolwiek zmienić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna