Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uczeń nie mówi, a rodzic nie wie

Julia Szypulska [email protected]
Zaledwie co dziesiąty uczeń prosi o pomoc, kiedy dzieje mu się w szkole krzywda. Co drugie dziecko twierdzi, że nauczyciele nie wiedzą, co się dzieje wśród uczniów. Co gorsza, niewielkie pojęcie o szkolnych konfliktach mają też rodzice.

Takie wnioski wypływają z badania "Przemoc w szkole 2011", przeprowadzonego w ramach programu społecznego "Szkoła bez przemocy". Raport przygotował zespół badawczy z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego pod kierownictwem prof. Anny Gizy-Poleszczuk. Tegoroczne badanie objęło cztery grupy respondentów: uczniów, rodziców, nauczycieli oraz dorosłych mieszkańców Polski. Ankiety przeprowadzono w 150 szkołach na terenie całego kraju.

Jest lepiej niż pięć lat temu

Wyniki porównano z tymi sprzed pięciu lat, kiedy to ruszył program "Szkoła bez przemocy" i po raz pierwszy zbadano problem przemocy szkolnej. Przez ten czas nie uległy dużej zmianie główne uczucia, jakich uczniowie doznają chodząc do szkoły. Z odpowiedzi młodych wynika, że w szkole jest wprawdzie przyjemniej, ale nadal nudno. Pozytywny jest natomiast fakt, że dwa razy częściej niż w 2006 roku uczniowie czują się doceniani, a chodzenie do szkoły sprawia im przyjemność. Z kolei na integrację w klasie i budowanie relacji między młodymi dobrze wpływają szkolne wycieczki do teatru czy kina.

Co ciekawe, pozytywne zmiany w relacjach uczniów dostrzegają także nauczyciele. Prawie wszyscy (91 proc.) uważają, że uczniowie są wobec siebie życzliwi. To znacznie więcej niż 5 lat temu, kiedy takiego zdania było tylko 74 proc. nauczycieli. Natomiast przeciwnego zdania, że uczniowie są wobec siebie chamscy i aroganccy, jest co piąty badany. Pięć lat temu takie spostrzeżenia miał co trzeci nauczyciel. Nieco gorszą opinie mają oni natomiast o stosunku uczniów do nauki. Aż 41 proc. uważa, że młodzi nie przykładają się do niej.

Uczniowie nie mówią o problemach

Badanie wskazuje jednak na kilka niepokojących zjawisk. Jednym z nich jest to, że zaledwie 10 proc. uczniów prosi o pomoc, gdy dzieje im się krzywda. Tylko gdy chodzi o pobicie, mówi o tym co piąte dziecko. Z kolei co czwarty uczeń nie podejmuje żadnej reakcji obronnej i biernie poddaje się przemocy.
- "Nie powiem o tym, bo potem będą mnie przezywać, że skarżę" to sposób myślenia wielu uczniów, którym dzieje się krzywda - zauważa Anna Samborska, pedagog ze Szkoły Podstawowej nr 44 w Białymstoku. - Dzieci wolą to dusić w sobie. Tylko jak długo są w stanie to znieść?

Czasem widzę, że uczeń przychodzi po przerwie poturbowany, spocony, z rozciętą wargą. Mówi, że się przewrócił, ale przecież widać, że nie o to chodzi, że coś się stało. Dziecko nie chce mówić, ale to już rola nauczyciela, żeby nie odwrócić oczu, tylko skłonić pokrzywdzonego do rozmowy. Nie należy też jej prowadzić przy całej klasie. Wiadomo, że roztrząsanie problemów na forum to dla dziecka dodatkowy stres, a także wstyd i strach przed rewanżem ze strony agresora.

Niepokoi też to, że niewielkie pojęcie o szkolnych konfliktach dziecka mają rodzice. Badania pokazują, że tylko 15 proc. rodziców zdaje sobie sprawę z zatargów swego dziecka z rówieśnikami, a zaledwie 13 proc. wie o tym, że dziecko było w szkole obrażane.

- Dzieje się tak, bo w wielu rodzinach nie ma właściwych relacji między rodzicami a dziećmi - tłumaczy Anna Samborska. - Brakuje komunikacji. Rozmowy ograniczają się do zdawkowego pytania "Co w szkole?" i równie zdawkowej odpowiedzi "Dobrze". Dzieci nie opowiadają rodzicom, co się wydarzyło na przerwie czy na boisku, bo rodzice ich o to nie pytają, nie inicjują rozmowy. Rodzicom, którzy przychodzą do mnie z problemami doradzam, by na rozmowę z dzieckiem przeznaczali codziennie przynajmniej 10 minut.

Badania pokazują, że im dziecko starsze, tym częściej decyduje się nie mówić o swoich problemach i rozwiązać je samemu bądź wspólnie z rówieśnikami. Jest jeszcze jedna prawidłowość. Im uczeń jest starszy, tym rzadziej reaguje, gdy widzi, że komuś dzieje się krzywda. Często zdarzenie bagatelizuje mówiąc, że "przecież nic takiego się nie stało". To się jednak powoli zmienia.

- Jesteśmy specyficzną szkołą, bo niewielką - opowiada Dorota Marcinkiewicz, psycholog w Zespole Szkół Samorządowych w Dąbrowie Białostockiej. - Oznacza to, że wszelkie konflikty czy incydenty szybko wychodzą na jaw. Prowadzimy z uczniami wiele zajęć i warsztatów. Widzę, że wiele informacji, które tam usłyszą zostaje im później w głowach. Coraz częściej mówią, gdy widzą, że komuś dzieje się krzywda.

Nauczyciele nie reagują

Odrębną kwestią są relacje uczniów z nauczycielami. Wyglądają one inaczej z punktu widzenia młodzieży, a inaczej w oczach nauczycieli. Uczniowie uważają, że belfrom nie warto mówić np. o przypadkach przemocy, bo ci i tak nic z tym nie zrobią. Wolą udawać, że nic nie wiedzą. Z kolei większość nauczycieli deklaruje, że zawsze reaguje na takie sytuacje, a zaczyna od zgłoszenia sprawy wychowawcy. Z czego wynika brak reakcji nauczycieli?

Czasem z bezradności, a czasem z braku wiedzy.
- O przemocy fizycznej mówi się bardzo dużo, ale już o cyberprzemocy czy psychicznym nękaniu mniej. Mało jest szkoleń w tych dziedzinach - zauważa Dorota Marcinkiewicz. - Dlatego też czasem nauczyciele nie potrafią rozpoznać u ucznia objawów, nie wiedzą też jak prawidłowo zareagować. Nie mówiąc już o zabezpieczeniu dowodów w przypadku cyberprzemocy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna