Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukarany, bo chodził w trampkach

Urszula Ludwiczak
Eugeniusz Łuksza przyjechał wczoraj do sądu w trampkach. Mimo że przyniosły mu pecha.
Eugeniusz Łuksza przyjechał wczoraj do sądu w trampkach. Mimo że przyniosły mu pecha. Andrzej Zgiet
Białystok. Eugeniusz Łuksza, mieszkaniec Siemieniakowszczyzny, datę 14 lipca 2007 roku zapamięta na długo. Wtedy to zatrzymała go straż graniczna. Według niej, nielegalnie przekroczył granicę z Białorusią.

Jedynym dowodem na to były... trampki, które miał na nogach. Takie same, jakie nosi prawie cała wieś i takie, jakich ślad znaleźli na granicy pogranicznicy.

Na rowerze bez butów
14 lipca straż graniczna na terenie granicy z Białorusią w Puszczy Białowieskiej, znalazła odciśnięte ślady butów, konkretnie popularnych halówek. W pobliżu nikogo nie było, więc mundurowi zaczęli poszukiwania winnego. Padło na pana Eugeniusza, który mieszka w miejscowości oddalonej 7 km od granicy. - Dlaczego? Bo był pierwszy, którego spotkali, jak jechał rowerem i był w trampkach -jest przekonany Piotr Juszczuk, adwokat pana Eugeniusza.

Wtedy jednak straż graniczna zabrała panu Eugeniuszowi trampki do analizy. Mężczyzna do domu wrócił rowerem, ale bez butów. A kilka godzin później na jego podwórko zajechała straż graniczna z psem, który podobno podjął trop. - Tylko że pies szedł po śladach w lesie przez 6 km i stracił trop - opowiada adwokat mężczyzny. - Wtedy funkcjonariusze wsadzili go do samochodu i przewieźli do wioski. Weszli na podwórko, gdzie był akurat mój mocodawca. Pies do niego podszedł.

To wystarczyło, aby funkcjonariusze skierowali wniosek do sądu. Sąd Grodzki w Hajnówce skazał mężczyznę na 500 zł grzywny. Z kosztami procesowymi to 1700 zł. Mężczyzna odwołał się od tego orzeczenia. Zapewnia, że od 15 lat na granicy nie był. A poza tym w tych okolicach w takich trampkach chodzą niemal wszyscy. Kto wtedy rzeczywiście był na granicy, wszyscy we wsi też wiedzą.

Dowody niewinności
- Nie wzięto pod uwagę żadnych dowodów, które przemawiały na korzyść mojego klienta - mówi adwokat. - W tym czasie nie mógł być na granicy, bo cały dzień spędził z konkubiną. Poza tym na przebycie 14 km nie pozwala mu stan zdrowia. Nie zgadza się też odcisk buta, jaki zdjęto z miejsca zdarzenia, z butem pana Eugeniusza! Ten na odcisku jest stary, ma uszkodzoną podeszwę, mój klient miał na nogach nowe buty! Poza tym pan Eugeniusz ma inny rozmiar buta niż ten na odcisku. Także takie użycie psa tropiącego nie może być dowodem w sprawie.
Wczoraj podczas rozprawy odwoławczej w sądzie w Białymstoku można było wysłuchać wersji obrony. Jak zeznawała narzeczona pana Eugeniusza, 14 lipca spędzili ze sobą prawie cały dzień. Byli razem w lesie na grzybach. Gdy wrócili, ok. godz. 15, narzeczony pojechał rowerem zamknąć oborę w pobliskiej miejscowości Borowe. Tam złapali go strażnicy.

Białostocki sąd wziął pod uwagę argumenty obrony i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna