Druhowie jadąc do kota, trafili na nieprzytomnego mężczyznę leżącego na chodniku. Człowieka uratowała szybka interwencja lotniczego pogotowia.
Kamil Pełszyński wracał przez łąkę ze szkoły, gdy ze studni usłyszał miauczenie.
Kot musiał poczekać
Zajrzał w cembrowiny i zobaczył kota. Nie mógł nic poradzić, bo to 6-metrowa studnia - zawołał ojca. Spuszczali koszyk do studni, sądząc, że kot pozwoli wyciągnąć się na powierzchnię. Kocur nie zrozumiał jednak szczerych intencji ludzi. Powiadomiono więc straż pożarną.
Tymczasem druhowie jadąc na akcję ratowania kota natrafili po drodze na mężczyznę, który zasłabł na ulicy. Wezwano lekarza. Medyk sam nie potrafił pomóc mężczyźnie, więc wezwano pogotowie ratunkowe z Moniek.
- Okazało się, że wszystkie karetki były zajęte. Wezwano zatem helikopter ratowniczy - relacjonował zdarzenia mieszkaniec Goniądza.
Lot na otrzeźwienie
Goniądzanin odleciał do szpitala w Białymstoku, gdzie udzielono mu skutecznej pomocy. Już na drugi dzień był w domu, całkiem zdrowy.
Z naszych informacji wynika i potwierdza to opinia funkcjonariusza policji obecnego w miejscu zdarzenia, że uratowany mężczyzna był... pod wpływem alkoholu. Jego opary czuł lekarz udzielający pierwszej pomocy i strażacy.
- Ale mógł też być ciężko chory i stąd też wynikła potrzeba ratowania nieprzytomnego człowieka - komentuje przebieg akcji Justyna Aćman, oficer prasowy w monieckiej KPP.
Kocia akcja ratownicza była prostsza. Strażak wszedł po drabinie do studni i wyciągnął zwierzaka. Uratowany kocur nie wymagał... interwencji weterynarza, tak jak gonią-dzanin lekarza. Wyrwał się z rąk strażaka i uciekł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?