Uratowali mnie kibice z Grajewa

- Jak przystało na wieloletniego działacza sportowego, pana letnia przygoda zapewne związana jest ze zdarzeniami na arenach sportowych?
- Zgadza się. To przygoda, którą mogła się zakończyć uszczerbkiem na moim zdrowiu. Byłem na pierwszoligowym meczu piłki nożnej pomiędzy Polonią Bytom i Legią Warszawa. Spotkanie rozgrywano w Bytomiu, pojechałem tam w odwiedziny do mojego ojca. Oczywiście kibicowałem ukochanej Legii. W 15. minucie Witek Sikorski strzelił bramkę dla warszawian. Z radości podskoczyłem do góry. Z obu stron dwaj panowie posadzili mnie błyskawicznie na ławce.
- To chyba nieostrożność, żeby cieszyć się z gola strzelonego przez gości siedząc wśród kibiców drużyny miejscowej? Oberwał pan od nich?
- Na szczęście nie. Panowie wyciągnęli buteleczkę mocniejszego trunku i polali mi szklaneczkę. Ze strachu wypiłem. Okazało się jednak, że byli to górnicy, którzy pracowali w kopalni na Śląsku i przyjechali z Grajewa. Nie kibicowali żadnej z drużyn, po prostu przyszli miło spędzić czas. Poprosili mnie, żebym się nie wychylał, jak Legia będzie strzelała bramki. Gdyby to byli miejscowi kibice, to nie wiem, jak ta moja radość by się zakończyła. A tak poszliśmy do jednej z bytomskich knajp, żeby z kolegami z Grajewa utrwalić naszą znajomość.