Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uważajcie: tak was widzą, jak słyszą

Tomasz Kubaszewski
Politycy (na pierwszym planie Józef Gajewski, z tyłu Jarosław Zieliński) starają się mówić poprawną polszczyzną. Często jednak słów jest bardzo dużo, treści jednak niewiele.
Politycy (na pierwszym planie Józef Gajewski, z tyłu Jarosław Zieliński) starają się mówić poprawną polszczyzną. Często jednak słów jest bardzo dużo, treści jednak niewiele.
Suwałki. Szanowni mieszkaNcy, proszę paNstwa - mawia pewien suwalski urzędnik, który prawdopodobnie nie zna litery "ń". Jego kolega idzie dalej. "Bieg na sto metry" - informuje w lokalnym radiu.

Lelak - nasz towar eksportowy

Lelak - nasz towar eksportowy

"Lelak", to słowo, które znają wyłącznie suwalczanie. Nie funkcjonuje nigdzie indziej. Szczególnie młodzi mieszkańcy Suwalszczyzny, którzy wyjeżdżają w inne części kraju dziwią się, że "lelak" budzi jedynie powszechną wesołość i nikt nie wie, o co chodzi.
Słowniki tłumaczą to słowo, jako "ignorant". "Lelak" ma jednak szersze znaczenie. Czasami jest to osoba niezrównoważona psychicznie, czasami ktoś, kto nam po prostu podpadł.
Nie do końca wiadomo, skąd to słowo się wzięło.

Ta sama rozgłośnia wymyśla słowo, którego w języku polskim nie ma. "Pożarnik" - tak określa strażaków. To dziennikarskie niechlujstwo. Odpowiedzialność jest jednak wielka. Jak teraz wytłumaczyć przeciętnemu suwalczaninowi, że "pożarnik" nie istnieje, skoro w radiu tak powiedzieli. A jak wpłynąć na księdza, który od lat nie może zrozumieć, że "pan z wamY oraz kElych", to nie są poprawne wyrażenia?
Nieznajomość rodzimego języka powinna dyskredytować. Bo obnaża braki w wykształceniu. A tacy ludzie nie powinni się przecież pchać ani do władzy, ani do innych publicznych funkcji.

Radni tacy sami
- Suwalczanie mówią niestety miejscową gwarą - uważa Bogda Orzechowska, szefowa Telewizji Suwałki, która pochodzi z zupełnie innej części kraju. - To w Polsce jest zwykle powód do kpin.

Miejscowi radni są tacy, jak społeczeństwo.
- Niech słucha, niech zobaczy - kiedy słyszę takie wyrażenia nie czuję się najlepiej - dodaje Orzechowska. - Mamy też paru radnych, którzy są wręcz uosobieniem językowego folkloru. Jednak Mieczysława Urbanowicza, który posługuje się językiem polskiej wsi, nikt pewnie nie prześcignie.

Urzędnicy starają się nadrobić braki w wykształceniu i być na czasie. Przy okazji konkursu dotyczącego jajek wielkanocnych przed kamerą telewizji stanął pewien przedstawiciel Urzędu Gminy Suwałki. Ma pewnie do czynienia z programami europejskimi i w tym kontekście poznał słowo "beneficjent". Postanowił odnieść je do uczestników wielkanocnego konkursu - uczniów gminnych szkół. Mówił o nich "beNIeficjenci". Urzędnik był z siebie zadowolony.

Rowerykiem po dziesiątek jajek
W Suwałkach chodzi się na "podwórek". Światło się "włancza" lub "włańcza". Na bazarze sprzedaje się "dziesiątek jajek", a data jest niemal zawsze ze słowem "miesiąc". "W miesiącu lutym, w miesiącu kwietniu". A to masło maślane. Sam luty czy kwiecień wystarczą.

Powszechny błąd popełniany jest też wówczas, gdy podajemy dni miesiąca. Pierwszy luty, piąty kwiecień - mówią niemal wszyscy. A to z poprawną polszczyzną nic wspólnego nie ma. Bo: pierwszy lutego i piąty kwietnia.
Jeździmy też "rowerykami", wódkę wyciągamy z "baryku".
Do tego dochodzi specyficzny akcent.
- Suwalczanina można poznać wszędzie - mówi Bogda Orzechowska. - Ten specyficzny akcent w pewnym sensie zaraża. Choć nie mam tego w genach, jak jestem w innych częściach Polski, ludzie mówią mi, że jakoś tak zaciągam
Młodzi suwalczanie powielają zwykle błędy, które słyszą na co dzień. Trudno bowiem przypuszczać, aby w dorosłym życiu im to pomogło. Szczególnie, jak swojej przyszłości nie wiążą z tym regionem.

Za dużo słów
Od kogo powinniśmy się uczyć poprawnej polszczyzny?
Od nauczycieli?
Jeden z nich mówił niedawno w lokalnej telewizji: "powiedziałem chłopakom, że wygramy parę meczy i tak se awans załatwimy".
To może od władzy?
- Niby mówią poprawnie, ale nie jest to nic godnego polecenia - uważa Bożena Dunat, dziennikarka, a zarazem suwalska radna.
Pod lupę bierzemy trzech polityków: prezydenta Józefa Gajewskiego, radnego wojewódzkiego Janusza Krzyżewskiego i posła Jarosława Zielińskiego. Generalna uwaga w stosunku do wszystkich jest podobna: dużo słów, mało treści.

- Jest to jednak potok słów, często niezrozumiałych dla tzw. zwykłego człowieka, a główną myśl jej autorzy tak potrafią zakamuflować, iż trzeba się mocno natrudzić, aby ją wyłapać - twierdzi B. Dunat.

Niemal za każdym razem, gdy słucha się każdego z trzech powyżej wymienionych człowiek spogląda na zegarek. Tak jak w kościele przy nudnym kazaniu.
Czasami może więc lepiej, drodzy MIESZKANCY, pobiec na sto METRY przez PODWÓREK, potem przejechać się ROWERYKIEM, a po wszystkim zasiąść w fotelu, WŁOŃCZYĆ telewizor i sięgnąć do BARYKU. W telewizji mówią podobnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna