Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uważany za jednego z najlepszych w Polsce. Dziś koncertuje w Białymstoku. Przeczytaj wywiad z TeTrisem

Rozmawiał Adrian Todorczuk
fot. Łukasz Kuczyński www.lukaszkuczynski.pl
: Raper pochodzący z Siemiatycz, TeTris jest uważany za jednego z najlepszych freestyle'owców w Polsce.

- Czy jesteś ekshibicjonistą? Jak traktujesz takie osobiste kawałki, takie jak ten dedykowany mamie?

- Traktuję własną twórczość jako "open book". Liczę się z tym, że to ryzykowny zabieg, ale zdążyłem już się przekonać, że opowiadanie o prawdziwych sytuacjach i emocjach ma w sobie pewną moc, której nie zastąpi nawet najbardziej wybujała wyboraźnia. Wielu artystów woli pozostać za kurtyną, sprytnie oddzielając życie prywatne od twórczości. Ja zdecydowanie należę do tych, którzy własne doświadczenia przekuwają na teksty i muzykę. To jak rejesterowanie, dokumentowanie życia.

- Czego więc doświadczasz tworząc muzykę?

- Wydaje mi się, że jest dla mnie czymś w rodzaju czynnika, który pozwala mi odnaleźć swoją rolę w społeczeństwie. Poprzez muzykę potrafię zdefiniowac swoje stanowisko, poglądy, emocje, marzenia. Brzmi dość górnolotnie, ale to chyba ten najważniejszy element. Staram się być wszechstronny więc czasem wypluwam z siebie coś, co mnie przytłacza czy frustruje. Innym razem zahaczam o tematy, które mnie śmieszą bądź cieszą. Jest mniej więcej tak jak zarapowałem w singlowym numerze "Obudź się" - "czasem rap dla prawdy, czasem rap dla frajdy".

- Czy nagrywasz częściej dla siebie czy raczej dla swoich słuchaczy? Czy w ten sposób chcesz coś przekazać?

- Tutaj chyba zaczyna się szukanie złotego środka. Nagrywam z wewnętrznej potrzeby, ale z pełną świadomością, że ma to sens dopóki ktoś inny będzie chciał tego słuchać. Musiałbym mieć poważne problemy z rozdwojeniem jaźni gdybym zapierał się, że nagrywam wyłącznie dla siebie. Cały czas żyję nadzieją, że po drugiej stronie kabla jest ktoś kto odbiera świat podobnie, podobnie reaguje na podobne bodźce i potrafi identyfikowac się z moją muzyką.

- Przyznałeś, że jesteś człowiekiem znikąd. Miałeś na myśli swoje pochodzenie?

- Bardzo długo nosiłem na ramieniu worek z kompleksem małomiasteczkowości. Ludzie wpadają w takie schematy bazujące na "my" kontra bliżej niezidentyfikowani "oni". Długo też szukałem źródła i było nim chyba do znudzenia powtarzane przez przeróżnych ludzi, padające w różnych konfiguracjach i formach hasło "jesteś stąd, niczego nie osiągniesz". Pokutuje schemat nie wychylania się poza stado, definitywny zakaz wychodzenia przed szereg z zaznaczeniem, że to tylko dla wybrańców "stamtąd". Z resztą, mnóstwo ludzi w małych miasteczkach wychowuje się na takim fundamencie. Media często dokładają swoje pięć groszy, mamiąc ich, karmiąc poczuciem niższości i mydląc oczy, chociażby do wyrzygania przekoloryzowanym światem seriali i innych, generujących zysk z smsów cyrków na lodzie. Kilka lat spędzonych w Warszawie, mnóstwo wyjazdów do innych miast, sporo poznanych ciekawych ludzi i jeszcze więcej rozmów z nimi dało mi do zrozumienia, że nie ważne skąd pochodzisz, tylko to co sobą reprezentujesz. Niemniej z własnymi słabościami trzeba było się troszkę namocować.

- Kosztowało cię to więc sporo wysiłku?

- Chyba tak. Może nawet więcej niż mi się wydaję, ale nauczyło też pokory i konsekwencji, a te cechy cenię w ludziach najbardziej. Nigdy nie stosowałem strategii łokciowo-rozpychanej czy wazeliniarskiej. Do niektórych środkowisk zamknęło mi to furtkę, do innych, tych właściwych, otworzyło.

- Czy teraz, po ukazaniu się legalnej płyty, czujesz się bardziej rozpoznawalny?

- Jakiś czas temu wróciłem do rodzinnych Siemiatycz, które są nieporównywalnie mniej anonimowe od stolicy. Czasem czuję na sobie jakieś spojrzenia czy słyszę szepty za plecami. Głównie są to miłe sytuacje. Często nocami pracuję nad materiałem, któregoś wieczora wybrałem się do pobliskiego sklepiku, który otwarty jest dość długo i stojąc w kolejce usłyszałem za plecami utwór z własnej płyty. Okazało się, że ktoś miał ustawiony jako dzwonek w telefonie. To w taki miły sposób głaszcze ego, ale wolałbym pozostać normalnym gościem z sąsiedztwa i nie stać się lokalną "babą z brodą". Zapewniam, że podłożem tego czym się zajmuję są intencje skrajnie inne niz rozpoznawalność.

- Jak myślisz jak postrzegany jest hip-hop? Czy spotykasz się z opiniami, że to, co robisz mając trzydzieści lat jest niepoważne?

- Jak to mnie kiedyś uczono - "beauty is in the eye of beholder" (a więc po prostu piękno jest w oku patrzącego). Trudno wymagać od statystycznego Kowalskiego, którego wiedza na temat tej kultury bazuje na tym co zobaczy czy usłyszy gdzieś kątem oka czy ucha w mediach, żeby dysponował realnym obrazem czym to ten hip-hop jest tak na prawdę. Z drugiej strony, nie dziwię się, że dla polskiego rodzica starszej daty, to co zobaczy może być bulwersujące. To dość złożony problem, szczególnie kiedy gros artystów nie robi nic co mogłoby ten obraz zmienić. Wręcz przeciwnie, swoją postawą stawiają przysłowiową "kropkę nad i". Tracimy na tym wszyscy, bo zostajemy wrzuceni do jednego worka. Tyle, że ja tego worka się nie wypieram, ani nie z jego powodu nie wstydzę. Hip-hop nie różni się pod tym względem niczym od całego procesu zwanego życiem. Wychodząc na ulicę spotykasz przeróżnych ludzi, ich postawy, poglądy. Często coś irytuje, przeraża, odpycha. Czy to oznacza, że życie jest okropne i należy odizolowac się, a najlepiej zamknąc w swoim "panic room"? Z życia można wyciągnąć mnóstwo pozytywów, z hip-hopu też. Zapewniam.

- A jak to, co robisz jest odbierane przez najbliższych?

- Często spotykam się z tym pytaniem. Nie uważam żebym robił coś na tyle ekstremalnego, że miałoby to wywrócić do góry nogami życie mojej rodziny i bliskich. Bądź co bądź, jestem wokalistą, muzykiem. Faktem jest, że kilku bliskim osobom musiałem udowodnić, że to nie gówniarska zachcianka. Pamiętam jak przez ścianę mama krzyczała "pomyśl o czymś poważnym, to chleba tobie nie da". Trochę w tym racji było, bo kokosów w tej branży nie ma i pewnie nie będzie, ale kilka kromek za te swoje niepoważne pasje zdążyłem zjeść. Mam wspaniałą żonę, która wspiera mnie jak tylko potrafi. Od listopada jestem szczęśliwym ojcem, a chyba nic nie motywuje do pracy i rozwoju tak jak miłość do dziecka. To moje najsilniejsze motory napędowe.

- Co myślisz na temat hip hopu wywodzącego się z Podlasia, z Białegostoku oraz ogólnie ze ściany wschodniej?

- Dużo talentów, którym ktoś próbuje, bądź skutecznie podciął skrzydła. Kilka wyjątków, które nie poddały się i reprezentują dzisiaj najwyższą półkę w skali kraju. Na szczeście skrzydła większości stają się coraz twardsze. Nie mam tu na myśli tylko tej cześci muzycznej, czyli głównie raperów. Na Podlasiu jest mnóstwo bardzo utalentowanych i otwartych ludzi i mówię to bez zbędnego cukrzenia i lokalnego patriotyzmu. Już tyle razy w Białymstoku poczułem to "coś", co decyduje o wyjątkowości kultury hip-hop, że nikt nie zmieni mojego zdania. Morosophus, Over The Top czy koncerty grane tutaj to wydarzenia, które bardzo często wspomina się i pamięta bardzo długo. Kultowa już HiphOpera jest jedną z najważniejszych i najciekawszych autorskich audycji radiowych w Polsce. W światku hip-hopowym mówi się, że rodzi się u nas coś nowego. Czas pokaże, ale jeśli wierzyć jaskółkom, a te ostatnio latają całkiem nisko, to po okresie "ciszy przed" zbliża się ulewna burza.

- Które płyty dobrze ci się kojarzą z rodzimego podwórka?

- Świaat nie wieeerzy łzoom... To jest klasyk!. Nie będę wymieniał poszczególnych krążków, ale na pewno pierwsze dokonania PWRD, Jeden Siedem. Ostatnio Fabuła namieszała swoim oficjalnym debiutem i muszę przyznać, a rzadko mi się zdarza taki akt nieskromności, że bardzo podoba mi się utwór, w którym pojawiłem się gościnnie. Bardzo wysoki poziom utrzymują Cira i Hukos. Jednak największym sentymentem darzę płytę, która szlagierem ani klasykiem się nie stała, ale ma dla mnie wyjątkowe znaczenie, czyli Esdwa - "Prolog". Tą płytą, nagraną amatorsko i w zupełnie domowych warunkach przedstawił mi się mój dzisiejszy serdeczny przyjaciel Szymon Kubas, szerzej znany jako Esdwa.

- Wiem, że to wyświechtane i banalne pytanie, jednak powiedz, czym dla ciebie jest freestyle?

- Pytanie rzeka, odpowiedź ocean. Formą sztuki, rozrywką, niebanalną umiejętnością, często wyzwaniem. Jest czymś co w każdej swojej formie daje mi mnóstwo satysfakcji. Improwizacja, tworzenie czegos bez wcześniejszego przygotowania, w tym przypadku rapowanie czy melodeklamacja, jest czymś niepowtarzalnym, bo nie dzieje się nigdy dwukrotnie. To bezpośrednia interakcja z otoczeniem, ludźmi poprzez słowo i melodię. Większość laików, którzy często przy pierwszym kontakcie nie wierzą, że wszystko powstaje ad hoc, przy bliższym kontakcie przeżywa pozytywny szok.

- A jak sprawa wygląda w Siemiatyczach?

- Wprost proporcjonalnie do liczby mieszkańców. W każdym razie na pewno jest, chociaż chyba już porwał ich wielki świat wielkomiejskich uczelni, kilku adeptów tej sztuki. O dziwo, swego czasu miałem okazję trochę porapować z nimi i byłem w poważnym szoku, bo poziom był zaskakująco wysoki. Niestety, z tego co wiem, przy próbach przebicia się i pokazania gdzieś dalej, nie bardzo radzili sobie z presją i odpadali w przedbiegach. Wyjątkiem była jakaś bitwa w Siedlcach, którą wygrał siemiatyczanin. Pozdrowienia Dawid.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna