Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

VIII Zjazd Absolwentów Białoruskiego Liceum w Bielsku Podlaskim [ZDJĘCIA]

A. Salnikow
To była wspaniała okazja do wspomnień i spotkań z kolegami z ławy szkolnej

Bielskie „Białorusy”, czyli II LO, mają wieloletnią tradycję. Pierwszych uczniów werbowano z I LO. A kryterium tego werbunku było wyznanie. Dziś wielu absolwentów tej szkoły to osoby, które mogą pochwalić się ogromnym dorobkiem życiowym. Ale do dziś pamiętają wyjątkowe chwile i czasy spędzone w liceum.

W przedostatni weekend września, od piątku do niedzieli, trwał VIII Zjazd Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego z białoruskim językiem nauczania w Bielsku Podlaskim. Z tej okazji mieliśmy możliwość porozmawiania z wieloma uczestnikami tego zjazdu i przywołania wspomnień z okresu ich kształcenia się. Zarysował się nam w wyniku tego nietuzinkowy obraz szkoły.

Dość zaskakujące były początki funkcjonowania liceum białoruskiego.

- W pierwszej klasie uczyłem się w Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki. Pewnego razu przyszedł do nas na lekcję dyrektor Liceum Białoruskiego Jarosław Kostycewicz wraz z naszym dyrektorem - wspomina 83-letni Jan Kondratiuk, jeden z absolwentów z 1953r. - Władczym tonem powiedział, że wszyscy prawosławni uczniowie od jutra mają stawić się w szkole przy ul. Widowskiej, gdzie jest nowe Liceum Białoruskie. Wszystkich uczniów prawosławnych wyczytał z listy i następnego dnia byliśmy już w nowej szkole.

Z dzisiejszego punktu widzenia to niespotykana forma naboru do szkoły, ale czy wtedy można było inaczej. Okazuje się, że były też inne formy pozyskiwania uczniów, a każda z nich była dobra, bo potrzebni byli przyszli kandydaci na inżynierów, nauczycieli, lekarzy.

- Dyrektor Kostycewicz werbował młodzież do liceum jeżdżąc rowerem po wiejskich szkołach - opowiada z kolei 79-letni Mikołaj Krasowski, absolwent i późniejszy nauczyciel tej szkoły. - Wiedza jeszcze wtedy nie była w cenie. Rodzice niechętnie oddawali dzieci do szkół. Były potrzebne ręce do pracy na wsi, ale i młodzieży było dużo.

Obaj absolwenci, gdy wspominają szkołę, przede wszystkim z wielką estymą mówią o dyrektorze Jarosławie Kostycewiczu.

- Był nie tylko wymagający, ale również bardzo sympatyczny, w zależności od sytuacji - mówi Krasowski. - Stawał nieraz, jak to się mówi, na głowie, aby załatwić uczniowi tanią stancję lub internat. Wszyscy szanowali dyrektora i z tego wynikała dyscyplina, a nie odwrotnie.

A dyscyplina ta z dzisiejszego punktu widzenia może wydawać się zabawna.

- Czasem w szkole odbywały się zabawy - mówi Jan Kondratiuk. - Kostycewicz srogo pilnował, aby podczas tańców nie było żadnego przytulania się. Gdy chłopak i dziewczyna w tańcu zbytnio się do siebie zbliżali, to podchodził i napominał.

O ukradkowych całusach lub obściskiwaniu się na parkiecie nie było nawet mowy.

Ale czasem i dyscyplina mogła do siebie zbliżać...

- Gdy chłopak miał niezapięte jakieś guziki przy ubraniu, to dyrektor wywoływał go na środek sali, a następnie prosił którąś z uczennic, aby mu je pozapinała - dodaje Mikołaj Krasowski. - Dla chłopców był to ogromny wstyd i później już się bardzo pilnowali.

Niewątpliwie to Kostycewicz zbudował zręby obecnej szkoły. Nie tylko zabiegał o nabór uczniów, zwracał uwagę na wychowanie i obyczaje. Pozyskiwał też wykształconą kadrę nauczycielską, o którą w tych czasach było niezmiernie trudno.

A jego kontynuatorzy ciągle podnosili poziom dydaktyczny i wyniki nauczania.

Wysyp laureatów olimpiad przedmiotowych na szczeblu centralnym kraju nastąpił za dyrekcji Aleksandra Karpiuka. Wielu uczniów wspomina jednak ten okres niczym pobyt w klasztorze. Ciągle ślęczeli z nosami w książkach, a ci którym się to nie podobało bądź nie byli w stanie podołać wysokim wymogom, grupowani byli w najsłabszej klasie.

- Pamiętam to wkuwanie nawet na przerwach, a przed lekcjami historii Taisy Bieleckiej wszyscy byli bliscy niemal zawału - wspomina jedna z byłych uczennic.

Poziom nauczania był wyśrubowywany do granic wytrzymałości ucznia. Ale „olimpijczycy” mieli specjalne przywileje. Byli zwalniani z normalnych lekcji na kilka miesięcy przed konkursami, aby przygotowywać się wyłącznie do finału olimpiad.

- Wytworzyła się odrębna, uprzywilejowana „kasta” uczniów w publicznej szkole - wspominają uczniowie uczący się w II LO w latach 70.

Dzięki temu bielskie „Białorusy” zajmowały wysokie miejsca w rankingach. Na tle innych szkół średnich w Bielsku wzrósł niebotycznie wskaźnik zdawalności do szkół wyższych.

- Tej szkole zawdzięczam uformowanie swego charakteru i ukończenie trudnych studiów - mówi z kolei inny absolwent z tego okresu.

Po dziś dzień szkoła przyciąga swoim wysokim poziomem nauczania, który sprawił, iż to właśnie do niej rodzice z Bielska i okolic chętnie wysyłali swoje dzieci. I to bez względu na wyznanie czy przynależność do mniejszości białoruskiej.

Prawdą jest, że uczęszcza do niej większość młodzieży prawosławnej, ale są też w niej katolicy i zawsze byli. Młodzież nie zawsze jednoznacznie określa swoją narodowość. Wielu uczniów pochodzi z małżeństw mieszanych, a i sami następnie nieraz zawierają takie związki.

- Gdy trafiłam w 1979r. na studia, z daleka od Bielska, to ujrzałam na nowo z tej odległości piękno i różnorodność kultury ziemi bielskiej, a przecież ogromną wiedzę o kulturze białoruskiej wyniosłam właśnie z liceum - mówi pani Tamara. - Musiałam też ponownie się określić w nowym środowisku. Do tego czasu nie byłam praktykującą wyznawczynią prawosławia, ale na tej „obczyźnie” naturalnym był mój zwrot w kierunku wiary przodków. Inni w każdą niedzielę chodzili do kościoła. A ja szłam do cerkwi. Mam męża katolika, ale dzieci są wychowywane w wierze prawosławnej.

Obecnie dyrektorem szkoły jest Andrzej Stepaniuk, prywatnie literat - poeta. Stawia nie tylko na wysoki poziom nauczania, ale przede wszystkim na wszechstronny rozwój uczniów, w tym na zainteresowania pozalekcyjne: kółka teatralne, dziennikarskie, zespoły śpiewacze i taneczne, zajęcia sportowe.

- Dyrektorowi, jako miłośnikowi sztuki i kultury, sami wykonaliśmy w prezencie jego podobiznę stylizowaną na króla Stanisława Poniatowskiego („Stasia’), wielkiego mecenasa kultury - mówi tegoroczna absolwentka liceum, obecnie już studentka.

Jak widać z relacji uczestników zjazdu, mimo pewnych kontrowersji, liceum na przestrzeni dziejów cały czas rozwijało swoją formułę funkcjonowania, a przede wszystkim jest otwarte na młodzież i przyczynia się do jej sukcesów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna