Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Auschwitz przyjaciel mu powiedział: Zaopiekuj się moją żoną

Hubert Lewkowicz
Stanisław Fudali w Auschwitz
Stanisław Fudali w Auschwitz
Po wyzwoleniu obozu mówili mu: Nie wracaj do Polski, nie ma po co. On wiedział jednak, że musi wrócić, by odnaleźć żonę i córkę kolegi, który obozu nie przetrwał. Bo obiecał, że się nimi zaopiekuje. Wrócił i znalazł miłość życia.

Był majowy poranek 1940 roku. W jarosławskiej szkole budowlanej dyrektor Tadeusz Broniewski prowadził właśnie wykład z architektury. Nie tak dawno, bo dopiero w pierwszych miesiącach 1940 roku, w szkole wznowiono naukę. Niemcy zezwolili na prowadzenie dwuletniej szkoły z językiem polskim jako wykładowym.

Chłopcy szybko zaangażowali się w konspirację Służby Zwycięstwu Polsce, w której wykładach i szkoleniach chętnie uczestniczyli. Ale ich działania nie mogły do końca się ukryć przed jedną z najczarniejszych postaci w historii miasta - Franzem Schmidtem, zwanym „katem Jarosławia”. Przed wojną był zwykłym mieszkańcem miasta, w czasie okupacji został oficerem gestapo. Jego nazwisko do dziś budzi grozę.

Przed szkołę zajechały ciężarówki, z których wysiedli żandarmi i gestapowcy. Jak pisał w swoim opracowaniu Jan Domka, części uczniów udało się zejść po rurach lub wyskoczyć przez okno i dopiero po kilku dniach wrócili do swoich domów.

Uczeń Stanisław Fudali lekcje zaczynał o 8.45. Nie miał jeszcze 18 lat, uczęszczał do drugiej klasy. Wszedł do budynku i natychmiast jakiś mundurowy kazał mu dołączyć do grupy. Razem z innymi trafił do budynku sądu. Został zwolniony, ale już 9 maja Schmidt ponownie aresztował młodego człowieka. Wraz z innymi zatrzymanymi Fudali pojechał ciężarówką do Tarnowa, gdzie do 13 czerwca nie wypuszczano ich z cel. Potem łaźnia, noc w ogrodzie pod strażą i wreszcie zbiorczy transport do Auschwitz. To był pierwszy transport do tego strasznego miejsca. 14 czerwca wyruszyło tam 728 więźniów. Wśród nich młody Stanisław Fudali.

- Tata niechętnie opowiadał o obozie - wspomina Danuta Fudali-Pich, córka Stanisława. - Wspominał na przykład, jak przeznaczyli go do bloku, gdzie była sterylizacja sprzętu. Był bardzo młody, przysiadł i usnął, a sprzęt w tym czasie uległ zniszczeniu. Był przekonany, że to już koniec, ale dostał tylko ostrzeżenie i został przeniesiony na inny blok.

Pani Danuta mówi, że jej ociec miał bardzo słabo widoczny numer obozowy.

- Wyssał go sobie. Kiedy pytałam, czy się bał, to mówił, że słabo go zrobili. Może opowiadałby coś więcej, ale ja nie mogłam tego słuchać. I on to chyba uszanował - mówi córka więźnia.

Spełnił prośbę kolegi i... znalazł miłość życia

Historia jarosławianina to opowieść jak z Hollywood. Wzruszająca, piękna i z happy endem. Z Auschwitz Stanisława Fudalego przetransportowano w 1943 roku do obozu w Buchenwaldzie, gdzie został wyzwolony przez Amerykanów w kwietniu 1945 roku. W sierpniu był już w Jarosławiu.

- Po wyzwoleniu koledzy namawiali go, by został za granicą, by nie wracał do Polski. Ale on miał zadanie do wykonania - mówi Danuta Fudali-Pich.

Fudali miał w obozie numer 9151, jego kolega szkolny, Józef Lepianka - 9152. Kiedy Lepianka umierał, powiedział koledze, że w Jarosławiu zostawił żonę i malutką córeczkę. I poprosił, by towarzysz niedoli się nimi zaopiekował.

- W Jarosławiu spotykały się rodziny rozłączone obozem - opowiada Danuta Fudali-Pich. - Tata przychodził na te spotkania i siadał obok mamy, która długo nie mogła uwierzyć w tragiczne informacje. Ale po czasie zaczęli się przyjaźnić i zbliżać do siebie. W 1947 roku pobrali się - opowiada pani Danuta o okolicznościach ślubu ich rodziców. Przyrodnia, starsza o osiem lat, siostra pani Danuty, która często powtarzała, że chciałaby mieć choć kawałek tatusia, teraz się tego doczekała. - Tato zabierał je na spacery. Która zebrała więcej fiołków, dostawała czekoladkę - uśmiecha się jarosławianka. Fudali z żoną mieli jeszcze potem dwójkę swoich dzieci - Danutę i jej brata.

Mimo okropności, które przeżył w Auschwitz, był bardzo łagodnym i pogodnym człowiekiem. Danuta Fudali-Pich wspomina, że nie zrobił krzywdy nie tylko człowiekowi, ale i żadnemu zwierzęciu. Nie chciał nawet hodować kur, co było częste w Jarosławiu w tamtym czasie.

- Twierdził, że trzeba będzie tę kurę potem zabić, a o tym nie mogło być mowy. Pies i kot także miały mieszkać w domu, a nie na podwórzu - opowiada córka.

Nieukończony pamiętnik ojca

Jeszcze była dzieckiem, gdy wraz z ojcem i babcią, która mówiła do syna „Sianek”, pojechali do Oświęcimia. - Odbierałam to po dziecięcemu. Pamiętam, że znaleźliśmy wtedy tablicę Józka Lepianki - przypomina sobie jarosławianka.

Fudali był przez wiele lat związany z „budowlanką” w Jarosławiu. Ukończył naukę w niej, a potem sam był tu nauczycielem. Jako inspektor nadzoru ratował staromiejską zabudowę w Jarosławiu, której groziła dewastacja.

- Nie umiem znaleźć słów, by opisać, jakim szlachetnym i uczynnym człowiekiem był mój ojciec. Był bardzo pogodny - mówi córka, która z pewnością po ojcu odziedziczyła usposobienie, bo sama też jest bardzo pogodna. Z wielkim wzruszeniem odsłaniała niedawno w Zespole Szkół Budowlanych i Ogólnokształcących im. Króla Kazimierza Wielkiego tablicę poświęconą ojcu i Stanisławowi Ryniakowi, który także przeżył Auschwitz i do końca życia dawał świadectwo o tamtych dniach.

Stanisław Fudali zmarł w 2015 roku, dziesięć lat po swojej żonie. Odszedł we śnie. Mimo że miał 93 lata i chorował, pani Danucie do dziś łamie się głos, gdy opowiada o tym zdarzeniu. Zresztą los jej trosk nie szczędził, bo pół roku później pożegnała męża.

- Wiem, że tatuś pisał pamiętnik. Na pewno nie był on ukończony - opowiada.

Dotąd jednak nie zebrała w sobie tyle sił, by go odszukać w szafie i przeczytać. Na to potrzeba jeszcze trochę czasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna