Dosłownie. Mężczyzna na nogach miał bowiem tylko klapki, a ręce miał skute kajdankami. A jednak zdołał zbiec dwóm funkcjonariuszom, wcześniej zamykając na klucz w pomieszczeniu dla zatrzymanych. Potem 26-latek minął spokojnie siedzącego w dyżurce ochroniarza. - Jeszcze się obejrzał i powiedział „do widzenia” - relacjonował w sądzie strażnik.
Paweł G. kroku przyspieszył dopiero po minięciu drzwi wyjściowych, na podwórzu. Stróż zobaczył to na monitoringu i nabrał podejrzeń. Ruszył za zbiegiem, ale dał za wygraną po 15 metrach, bo... był na bosaka. W kulminacyjnym momencie zmieniał nieświeże skarpety.
To wszystko brzmi jak żart, ale to autentyczna scena. Wszystko wydarzyło się w budynku białostockiej prokuratury przy ul. Mickiewicza 103. Ochroniarza po wszystkim przeniesiono na inny obiekt, a dwaj policjanci zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków. W poniedziałek ruszył proces.