- Dzięki oknom życia w naszej diecezji udało się uratować kilkoro dzieci - mówi Szymon Owedyk z Caritas Diecezji Ełckiej, która prowadzi takie okna: w Ełku, Giżycku i Suwałkach. - Żyją, mają się dobrze, mają rodziny. Ale nawet gdyby to było tylko jedno uratowane dziecko, byłby to ogromny sukces. Dlatego nie mamy zamiaru likwidować żadnego okna.
A właśnie Komitet Praw Dziecka przy ONZ wezwał Polskę do likwidacji okien życia i promowania alternatywnych rozwiązań umożliwiających zrzeczenie się praw do dziecka - np. „anonimowego porodu” w szpitalu. Zdaniem oenzetowskiej komisji, idea okien życia narusza prawo dziecka do tożsamości i tym samym niezgodna jest z Konwencją o prawach dziecka. Komitet rekomenduje - w ostateczności - udostępnienie instytucji „anonimowego porodu” w szpitalu. To procedura stosowana np. Niemczech. Matka podczas porodu pozostaje anonimowa, jednak dane są przechowywane w odpowiednim urzędzie i dziecko ma prawo poznać jej tożsamość, gdy skończy 16 lat.
Z rekomendacją ONZ nie zgadza się Rzecznik Praw Dziecka. Przeciwne są też instytucje, które takie okna w naszym regionie prowadzą.
- Idealnie by było, gdyby takie dzieci rodziły się w szpitalu. Tak, niestety, nie dzieje się. Dobrze więc, że jest alternatywa - mówi Marcin Chilicki, dyrektor Domu Św. Faustyny w Ełku. - Dlatego okna muszą istnieć.
W ciągu sześciu lat istnienia okna w Ełku pozostawiono w nim aż dziewięcioro dzieci. - Dlaczego? Trudno powiedzieć. Może z powodu niskiego u nas progu ubóstwa i mniej uświadomionego społeczeństwa - zastanawia się Szymon Owedyk.
W białostockim oknie od 2009 r. dźwięk sygnalizujący pozostawienie noworodka rozległ się tylko raz - w styczniu 2014 r. Chłopczyk był zdrowy, zadbany, szybko trafił do adopcji.
- Nie wiadomo, jakie losy by czekały to dzieciątko, gdyby nie okno - mówi Jacek Przesmycki, dyrektor placówki opiekuńczo-wychowawczej „Jedynka”. - Pomysł likwidacji okien uważam za bezsensowny, my na pewno nie zamierzamy tego robić.
- Pozostawienie dziecka w oknie życia jest z pewnością lepsze, niż zostawienie go przy śmietniku czy na ulicy - mówi Iwona Andrzejewska, kierownik Ośrodka Adopcyjnego w Białymstoku. - Pozostaje jednak problem jego tożsamości. To z okna życia nie ma szansy na odnalezienie swoich korzeni. A to ważne. Pamiętam około 50-letniego mężczyznę, który szukał u nas swoich rodziców, ale nigdzie nie było po nich śladu. Był zdruzgotany.
Jak mówi Andrzejewska, taki ślad jest, gdy noworodek zostaje pozostawiony w szpitalu. - Są takie matki, które nawet nadają takiemu dziecku imiona - mówi. - To ma znaczenie, bo daje mu jakiś związek z matką.
W białostockim szpitalu wojewódzkim matki pozostawiają 10-11 noworodków rocznie, w szpitalu klinicznym - około 20.
Z szybkim znalezieniem nowej rodziny dla pozostawionego dziecka nie ma najmniejszego problemu.
- Ciągle to rodzice czekają na dzieci, a nie odwrotnie - mówi Andrzejewska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?