Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tym szpitalu traci się zdrowie

Andrzej Zdanowicz [email protected]
– Nigdy więcej nie chciałbym tu trafić – mówi Andrzej Antonowicz z Drohiczyna. – Byłem w wielu szpitalach, ale nigdzie nie spotkałem się z tak marną opieką.
– Nigdy więcej nie chciałbym tu trafić – mówi Andrzej Antonowicz z Drohiczyna. – Byłem w wielu szpitalach, ale nigdzie nie spotkałem się z tak marną opieką.
Takie traktowanie pacjentów to skandal!

Na siedmioosobową salę, gdzie leżałem, trafił mężczyzna chory na gruźlicę - mówi Andrzej Antonowicz, który tuż przed świętami, z powodu choroby wieńcowej spędził tydzień na oddziale wewnętrznym szpitala w Siemiatyczach. - Zanim go przebadano, leżał z nami trzy noce i strasznie kaszlał. Lekarz kazał mu jedynie zasłaniać usta. A przecież ten człowiek mógł nas zarazić!

Szpital jest mały, więc w salach musi być ścisk

- Gdyby pojawiło się podejrzenie, że pacjent cierpi na gruźlicę prątkującą, to byśmy go przewieźli do innego szpitala - tłumaczy Eugeniusz Prochowicz, konsultant ds. medycznych SPZOZ w Siemiatyczach. - Nie możemy wszystkich kaszlących umieścić w izolatce, bo nie mamy takich warunków. A przyjąć ich musimy, więc leżą razem z innymi chorymi. Jesteśmy szpitalem powiatowym, na oddziale mamy 50 miejsc. Często wszystkie są zajęte, więc musi być ścisk.

Po trzech dniach kaszlący pacjent został przewieziony do szpitala w Hajnówce, gdzie są leczeni gruźlicy.

Pacjent wchodzi, a w gabinecie... wigilia

Nasz Czytelnik skarży się także na organizację pracy w szpitalu. - Lekarz skierował mnie na badania, których nie można było przeprowadzić, ponieważ coś się zepsuło. Później, gdy to naprawiono, zabrakło lekarza, który mógłby mnie zbadać - opowiada. - Na koniec, gdy już wchodziłem do gabinetu, okazało się, że odbywa się w nim... wigilijne przyjęcie. Jak można tak leczyć ludzi?!

Z kolei już przed wypisaniem naszego Czytelnika zabrakło lekarza, który mógłby wypisać receptę. Ten, który akurat był, nie znał dolegliwości pacjenta.

Dyrekcja szpitala nie chciała w to uwierzyć, zapewniając nas, że organizacja pracy w placówce jest bardzo dobra. Każda sala ma lekarza prowadzącego, który - jak wszyscy inni - pracuje do godz. 15. Później pacjentami zajmuje się lekarz dyżurny.

- Nie wiem, jak to możliwe, bo codziennie zajmował się mną inny lekarz, który nie wiedział, na jakim etapie jest moje leczenie, bo nikt mu tego nie przekazał - Andrzej Antonowicz. - Dopiero, gdy miano mnie wypisywać, dowiedziałem się, że moim lekarzem prowadzącym był ordynator, a widziałem go jedynie dwa razy. Kiedy chciałem się z nim skontaktować, powiedziano mi, że wyszedł i nikt go nie zastępuje.

Nasz Czytelnik żali się też, że personel często nie sprzątał po unieruchomionych pacjentach.
- Gdybyśmy mieli tyle pieniędzy, co w Belgii, to zapewnilibyśmy warunki takie jak w Brukseli - usłyszeliśmy nieoficjalnie w szpitalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna