Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walczy o życie dla siebie i tysiąca innych

Urszula Ludwiczak
- To nie jest walka o pieniądze - podkreśla Tomasz Piesiecki. - To nawet nie walka o godność. Tylko o życie dla mnie i tych wszystkich niepełnosprawnych, którzy są w takiej samej sytuacji, jak ja.
- To nie jest walka o pieniądze - podkreśla Tomasz Piesiecki. - To nawet nie walka o godność. Tylko o życie dla mnie i tych wszystkich niepełnosprawnych, którzy są w takiej samej sytuacji, jak ja. Anatol Chomicz
Gdybym miał wypadek trzy miesiące później, z rentą powypadkową nie miałbym problemu - mówi 27-letni Tomasz Piesiecki. Ale miał pecha. I musi walczyć.

Tomasz Piesiecki, mieszkający w jednej z podbiałostockich wsi, utrzymuje się tylko z renty socjalnej. To 620 zł. - Taka kwota nie wystarcza na nic - mówi 27-latek. - Ja nawet nie walczę o godność takich osób jak ja. Ja walczę o życie. Bo to, co mam teraz, to nie życie, ale wegetacja.

Wypadek zmienił życie na zawsze

To był 1992 rok. Tomasz miał niecałe 4 lata. Szedł z siostrą. Przekroczyli już ulicę.

- Byliśmy jakieś dwa metry od drogi, gdy uderzył we mnie rozpędzony samochód - wspomina Tomek.

Lekarze dziwili się, że przeżył. Bo z takich wypadków nikt raczej żywy nie wychodzi. Tomek miał przerwany rdzeń kręgowy, połamane kości miednicy i nogi.

- Do 15. roku życia w sumie kilka lat spędziłem w różnych szpitalach - opowiada. - A mój przypadek pokazywali studentom.

Jego życie zmieniło się całkowicie. Usiadł na wózku.

- Lepiej już nigdy nie będzie - 27-latek jest o tym przekonany. - Chociaż lekarze nie powiedzieli mi też nigdy, że będzie gorzej. Ale z wiekiem zawsze jest gorzej. Bo gdy dłużej się siedzi, coraz bardziej boli kręgosłup, stawy, kości. Wysiada żołądek. Mam refluks i chorobę Barretta, to pierwsze stadium przed rakiem. 70 proc. ludzi po tej chorobie ma raka. To też spowodowane jest przez siedzący tryb życia.

Sprawca tamtego wypadku nie był ubezpieczony. W takich przypadkach odszkodowanie i rentę wypłaca Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny (UFG).

Walka o rentę Tomka trwała wiele lat.

- Ostatecznie w 2009 r. przyznano mi to świadczenie dożywotnio, z wyrównaniem - opowiada mężczyzna. - Miałem otrzymywać 1000 zł miesięcznie.

Gdy wydawało się, że przynajmniej ta sprawa jest załatwiona, po 17 miesiącach wypłacania świadczenia UFG stwierdził, że pomylił się i ... wypłacił mężczyźnie za dużo. Przysłał decyzję, że wstrzymuje wypłaty na pięć lat.

- Nie wiedziałem co z tym robić, bo z moich wyliczeń wynikało, że pomyłki nie było. Byłem załamany. W końcu poszedłem z tym do komornika - opowiada Tomasz Piesiecki. - W tym samym czasie Fundusz wystąpił na drogę sądową o cofnięcie mi renty, bo, jego zdaniem, suma gwarancyjna została w moim przypadku przekroczona.

Tomasz miał bowiem pecha. W 1992 r., gdy doszło do wypadku, przepisy ograniczały wysokość tej kwoty do 720 tys. zł.

- Gdybym miał wypadek trzy miesiące później, w 1993 r., gdy przepisy się zmieniły, suma gwarancyjna byłaby już dużo większa, praktycznie niewyczerpywalna - wyjaśnia 27-latek. - I problemu z wypłatą renty by nie było. A tak zostałem pozbawiony świadczeń, chociaż skutki wypadku wcale nie ustały.

Niestety, także sąd, do którego Tomasz zwrócił się o pomoc, przyznał rację ubezpieczycielowi i też uznał, że żadne pieniądze z UFG mu się już nie należą.

- W efekcie od 2010 r. dostaję tylko 620 zł renty socjalnej - mówi mężczyzna.

Tomasz funkcjonuje tylko dlatego, że pomaga mu rodzina, bliscy. Chętnie poszedłby do pracy, dorobił. Ale chociaż skończył studia dzienne - ekonomię i zarządzanie - to do dziś nie znalazł się żaden pracodawca, który chciałby go zatrudnić.

- Inne osoby, które ze mną kończyły studia, pracują - przyznaje z goryczą. -Ale ofert dla niepełnosprawnych z pierwszą grupą inwalidzką, jak moja, nie ma. Można jeszcze znaleźć oferty dla ludzi z drugą lub trzecią grupą, na ochroniarza lub do sprzątania. Dla takich jak ja nie ma nic.

Jest jeszcze inny absurd. Bo - teoretycznie - są dodatki dla pracodawcy zatrudniającego niepełnosprawnych.

- Ale prawda jest taka, że osoba niepełnosprawna musi być zarejestrowana jako bezrobotny - mówi Tomek. - Gdy ma rentę socjalną, może być najwyżej osobą poszukującą pracy. A gdy pracodawca zatrudni osobę poszukującą pracy, nie dostanie dodatku. Czyli najpierw musiałbym zrezygnować z renty socjalnej, stać się bezrobotnym, aby szukać pracy i to bez żadnej pewności, że ją dostanę.

A z renty socjalnej nie zrezygnuje, bo to jedyne świadczenie, jakie ma.

- A życie osoby niepełnosprawnej nie jest tanie - przyznaje. - Trzeba kupować środki ortopedyczne, leki, specjalne wyżywienie, do tego rehabilitacja. Jak wyliczyłem, to minimum to 4,5 tys. zł miesięcznie. Może komuś się to wydaje dużo, ale takie są realia.

Tomasz wylicza: przez to, że siedzi na wózku, ma stale odnawiające się rany kości ogonowej, co roku przechodzi zabieg.

- Muszę siedzieć na poduszce przeciwodleżynowej. Jest pompowana, dostosowuje się do kształtu ciała. Tą, którą mam obecnie, mam już od siedmiu lat i się przetarła, nie da się już jej skleić. Nowa kosztuje 1200-1600 zł. Refundacja przez NFZ jest, to 500-550 zł. Resztę muszę dopłacić. Tylko z czego? Albo wózek - kosztuje nawet kilka tysięcy zł. Trzeba go wymieniać. Można co 5 lat starać się o refundację, ale tylko częściową. To wszystko jednorazowe, ogromne wydatki, których nie da się uniknąć.

Walka jeszcze trwa

Chociaż Tomasz przegrał w sądach, nie stracił nadziei, że jeszcze uda się coś wywalczyć. Gdy kilka miesięcy temu Białystok odwiedził Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bondar, Tomek pojechał na spotkanie i opowiedział mu swoją historię.

- Tym bardziej, że to nie tylko mój problem - tłumaczy Tomasz Piesiecki. - W takiej sytuacji są wszyscy, którzy mieli wypadek w 1992 r., i mieli wypłacaną rentę z UFG. To może tysiąc, może dwa tysiące osób. Wtedy nie było tyle wypadków komunikacyjnych jak dzisiaj. Wszystkim suma gwarancyjna się wyczerpała i zostali z niczym. A wystarczy popatrzeć, jaka jest różnica w wysokości sumy gwarancyjnej wtedy i dziś.

Bo dziś ta suma to 5 mln euro. A poszkodowani w wypadkach mogą liczyć nawet na 8-10 tys. zł miesięcznej renty!

Tymczasem Tomasz walczy o 1000 zł.

- Gdyby wszystkim poszkodowanym w 1992 r. przyznać rentę - nawet te zaledwie 1000 zł miesięcznie, dla państwa nie byłby to duży wydatek - mówi 27-latek. - A z drugiej strony uratowano by 1-2 tysiące żyć. Bo dla nas to oznaczałoby życie, a nie wegetację, jak teraz. Nawet 1000 zł to bardzo dużo, to 150 proc. więcej niż renta socjalna.

Rzecznik zajął się sprawą

Adam Bodnar zgodził się z argumentami Tomasza i zajął się sprawą. Najpierw zwrócił się do Senatu o zainicjowanie zmian w prawie, by podobne sytuacje nie przytrafiły się innym ofiarom wypadków sprzed wielu lat.

- W przypadku pana Tomasza sprawa była bardziej skomplikowana - zapadł już wyrok sądu, że żadne pieniądze mu się nie należą. Dlatego rzecznik skorzystał ze swego prawa do kasacji - informuje Katarzyna Kaleta-Sennik z biura RPO. - Rzecznik nie zgadza się z argumentacją sądów, że odpowiedzialność Funduszu już wygasła, bo wyczerpała się kwota, do której wypłaty został zobowiązany. Kwestionuje takie rozumowanie. Mimo że od wypadku minęło 20 lat, pan Tomasz jest ciągle młodym człowiekiem. Przed nim wiele lat zmagania się z niepełnosprawnością, której nie zawinił. Jak można więc twierdzić, że odpowiedzialność państwa wobec niego wygasła?

We wniosku kasacyjnym w sprawie zbyt niskiej sumy gwarancyjnej dla ofiary wypadku rzecznik powołuje się na zapis Konstytucji RP, w myśl którego „wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. A także na stanowisko Sądu Apelacyjnego w Warszawie wyrażone w uzasadnieniu wyroku z dnia 5 kwietnia 2013 r: „Warto także zwrócić uwagę, iż zapewnienie poszkodowanym ciągłości otrzymywanych świadczeń znajduje nie tylko uzasadnienie w zasadzie słuszności i współżycia społecznego (...)”.

- Celem działania Rzecznika jest to właśnie, by pan Tomasz rentę odzyskał, a także to, by podobna sytuacja nie powtórzyła się w sytuacji innych osób - mówi Katarzyna Kaleta- Sennik. - Rzecznik ma nadzieję, że argumenty prawne przez niego przygotowane wpłyną na inne spojrzenie na problem. W złożonych sprawach prawnych, kiedy trudno waży się racje, a stawką jest krzywda ludzka, Rzecznik właśnie po to jest.

Postępowanie w przedmiocie nadania biegu wniesionej przez Rzecznika Praw Obywatelskich skardze kasacyjnej trwa. Pozwany udzielił już odpowiedzi na skargę kasacyjną. Teraz Sąd Najwyższy będzie decydował, czy rozpatrzyć wniesioną skargę, a potem zostanie ewentualnie wyznaczony termin rozprawy.

Tomasz Piesiecki liczy na to, że uda się zmienić przepisy i poprawić los niepełnosprawnych.

- Wypadek, kalectwo, z tym trzeba jakoś się pogodzić, jakoś żyć, ale do końca trzeba walczyć o to, aby to życie jakoś wyglądało - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna