Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wesele w naszym więzieniu. Osadzona wychodzi za mężczyznę z wolności

Urszula Bisz [email protected]
Ania (na pierwszym planie) w kwietniu bierze ślub. Będzie on nie do końca radosny, bo w więziennych warunkach. Może jednak liczyć na wsparcie koleżanki z celi Justyny (w tle). Ta będzie jej druhną.
Ania (na pierwszym planie) w kwietniu bierze ślub. Będzie on nie do końca radosny, bo w więziennych warunkach. Może jednak liczyć na wsparcie koleżanki z celi Justyny (w tle). Ta będzie jej druhną. A. Chomicz
Na noc poślubną będzie musiała poczekać 3 lata.

Dziergam i wyszywam. Jakoś ten czas musi zlecieć. Jeszcze 2 lata i 6 miesięcy do końca i szczerze mówiąc muszę czymś zająć ręce, bo chce mi się tam na drugą stronę, bardzo się chce - mówi Justyna, jedna z osadzonych w Areszcie Śledczym w Białymstoku.

Blondynką w więzieniu nie zostaniesz
A czas w więzieniu, o ile nie zostało się zatrudnionym na jego terenie, bardzo się dłuży. Teoretycznie kobiety przebywające za kratami mogłyby poświęcić go dbaniu o swoją urodę. Tak jak w brazylijskich serialach, czy amerykańskich filmach wyjść na wolność smuklejsze, piękniejsze, bardziej zadbane. Polska szara rzeczywistość i warunki więzienne szybko jednak mogą pozbawić takich złudzeń. Karą za ich przestępstwa jest nie tylko zamknięcie, ale utrudnienia w byciu kobiecą.

Jak tu bowiem zaszaleć z wyglądem, gdy nawet na zmianę koloru włosów osadzone muszą mieć pozwolenie dyrekcji. Zgodnie z przepisami bowiem mają zachować taki wygląd, z jakim trafiły za kraty. Dyrektor białostockiego aresztu na szczęście na zmiany raczej pozwala, ale... na fryzurę w stylu Marlin Monroe więźniarki nie mogą sobie pozwolić.

- Nie możemy mieć farby z zawartością amoniaku. Czyli rozjaśniacz odpada - tłumaczy Justyna.

Podcięcie włosów też związane z jest z ograniczeniami. Panie na wolności, jeśli chcą je podciąć, umawiają się do fryzjera. Te za kratami zwracają się do oddziałowych, które mogą zezwolić na strzyżenie, ale tylko pod ich kontrolą. Zamiast fryzjerki musi wystarczyć koleżanka z celi. Wydepilowane brwi to też luksus, bo na pęsetę trzeba mieć zezwolenie. Kosmetyki można kupić w kantynie, ale w tym przypadku również zaszaleć nie można.

O relaksujących kąpielach można zapomnieć. Szybki prysznic to szczyt marzeń. - Tutaj mamy prysznice. Nie ma takiej możliwości, żeby wejść do wanny - opowiada Małgorzata. - W kantynie mamy możliwość zakupienia sobie mydła. Są tam też balsamy, czasami są kredki do oczu, tusze do rzęs. Jak się ma pieniążki, to większość dziewczyn je kupuje.

Lakiery do paznokci, choć na nie pozwoleń nie trzeba, to też marzenie wielu skazanych i osadzonych za kratami. Tych bowiem w kantynie białostockiego aresztu nie ma. Rodzina podczas widzeń nie może też ich dostarczyć. Ewentualnym wyjątkiem, gdy można pomalować paznokcie, jest ślub. Wówczas bliscy mogą dostarczyć lakier za kraty, podobnie jak strój na ceremonię.

Taki więzienny ślub planuje Ania.

- Wychodzę za mąż w kwietniu, ale z facetem z wolności. Z Pawłem 8 lat już jesteśmy razem - opowiada. - Będę tu jeszcze co najmniej 3 lata, ale on mnie kocha i poczeka.

Jak dodaje, jej przyszły mąż nie zniechęca się tym, że nie będzie nocy poślubnej. Mogą co najwyżej liczyć na dłuższe widzenie w dzień ślubu. Zawieranie związku małżeńskiego za kratami bowiem również mocno różni się od ceremonii na wolności.

- Przyjeżdża do nas urzędnik stanu cywilnego. Osadzeni, którzy biorą ślub, mogą zaprosić bardzo mało osób, co najwyżej rodziców i świadków - tłumaczy Wojciech Januszewski, rzecznik prasowy Aresztu Śledczego w Białymstoku. - Ceremonia odbywa się na sali widzeń.

Tu każde spojrzenie sprawia, że człowiek czuje się ważny
Zaraz po niej widzenie kończy się. Nie ma mowy nawet o przyjęciu weselnym. Młoda para dość szybko musi się pożegnać. Mimo to takie śluby za kratami się zdarzają. W przyszłym tygodniu będą dwa jednego dnia - jeden z osobą z zewnątrz, drugi dwojga więźniów. Zdarza się bowiem, że osadzeni, choć przebywają w różnych budynkach i nie mają ze sobą kontaktu, zakochują się w sobie. Takie więzienne uczucie przeżyła Justyna.

- Polegało to na rozmowie, na pisaniu na rękach (coś w rodzaju uproszczonego języka migowego - przyp. red.) - opowiada kobieta. - Na początek było to: cześć, buźka. Potem poruszaliśmy tematy zainteresowań. Potem już czekałam na taką chwilę, aż mi prześle buziaka, pomacha i już człowiek był szczęśliwy. Bo wiadomo, że tu tego brakuje. Tutaj każde spojrzenie sprawia, że człowiek się czuje ważny. Potem to zaczęło się jakby rozkręcać. Spotkaliśmy się. Na chwilę obecną nie jestem już z tą osobą. Miłość się skończyła, ale nie powiem, że nie czuję nic.

W więzieniu też miłość macierzyńska rządzi się innymi prawami. O tym bardzo dobrze wie inna osadzona w białostockim areszcie, Ewa, mama 3-letniego Adriana.

- Bardzo ciężko radziłam sobie na początku z rozstaniem z dzieckiem - opowiada. - Najgorzej było, jak poszłam na pierwszą przepustkę. Powrót tutaj był straszny. Teraz jest dużo lepiej.

Synkiem na wolności opiekuje się mąż oraz dziadkowie. Rodzina z rozstaniem radzi sobie wysyłając listy. Ewa pisze je co tydzień. Na każdym rysuje coś dla synka. Wie, że on czeka na to z utęsknieniem.

Listy i czekanie na widzenia z bliskimi to też jeden ze sposobów na radzenie sobie z ciągnącym się czasem i z samotnością. Dobrze, jak jest praca, np. przy sprzątaniu aresztu. Jak nie, zostają pasje i zainteresowania np. wyszywanie, malowanie, udział w grupie teatralnej. Niektóre panie rzucają palenie, inne odchudzają się. Nasze rozmówczynie żałują, że nie ma już w areszcie dostępnej kuchenki, bo z chęcią by coś ugotowały.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna