Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiele razy ściskał dłoń Jana Pawła II. Dziś żyje z ciężarem pomówień

Martyna Tochwin
Edward Kotowski jako agent wywiadu wielokrotnie miał okazję ściskać rękę papieża Jana Pawła II.
Edward Kotowski jako agent wywiadu wielokrotnie miał okazję ściskać rękę papieża Jana Pawła II. Archiwum prywatne E. Kotowskiego
W świecie tajnych służb Edward Kotowski jest dobrze znany. Ale mało kto wie, że „Pietro”, który na przełomie lat 70 i 80. był rezydentem wywiadu PRL w Watykanie, mieszka dziś w Dąbrowie Białostockiej.

Czy żałuję? Jeśli dzisiaj badacze stwierdzają, że moja praca przyczyniła się bezpośrednio lub pośrednio do wznowienia stosunków dyplomatycznych PRL z Watykanem i pełnej normalizacji stosunków państwo-Kościół w Polsce, z których to uregulowań korzystają do dzisiaj wierzący, to satysfakcja osobista, jaka z tego wynika, jest ogromna. Przypomnę, stało się to jeszcze w 1989 roku, a więc za dawnego ustroju. A ci, co zechcą opluwać, będą opluwać. Oni opluwają też i innych, a pewnie i siebie. W naturze ludzkiej jest więcej zła, niż dobra i z tym trzeba się liczyć - mówi Edward Kotowski.

Postrach Wśród sąsiadów

Od ponad dwudziestu lat mieszka w Dąbrowie Białostockiej. Ale jego przeszłość, nawet dla najbliższych sąsiadów, ciągle jest zagadką. Mało kto bowiem wie, że na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był rezydentem wywiadu PRL w Watykanie. Posługiwał się kryptonimem „Pietro”. Dziś jest emerytowanym podpułkownikiem.

- Sąsiedzi nie kojarzą mnie z tym, że jestem byłym oficerem wywiadu, bo nikomu o tym nie mówiłem. Nie wynikało to z tego, że w mojej przeszłości zaistniały jakieś zaszłości mało chwalebne. Wręcz odwrotnie, wywołany do tablicy teraz mogę pokazać, że moja działalność w charakterze oficera służb specjalnych, a w tym i oficera wywiadu, dyplomaty, urzędnika państwowego wysokiego szczebla, przyniosła Polsce wiele dobrego - podkreśla Edward Kotowski.

Nie chce, abyśmy publikowali jego obecne zdjęcia. Prosi nas o umieszczenie wyłącznie archiwalnych. Tłumaczy to względami bezpieczeństwa. Bo, choć wierzy w rozsądek zwykłych ludzi, woli zachować ostrożność.

- W mojej pracy oficera wywiadu nauczyłem się żyć w atmosferze zagrożenia i z tym zagrożeniem sobie radzić. Wiem, że sąsiedzi wiedzą już o mnie co nieco i pewnie sobie dopowiadają o „strasznym szpiegu.” Niektórym może śnię się po nocach, ale nie słyszałem, że budzą się z przerażenia. Wilk nigdy nie jest taki straszny, jak go malują - wyjaśnia.

Do Służby Bezpieczeństwa wstąpił w maju 1971 r. Przedtem pracował jako kierownik muzeum zamkowego w Lidzbarku Warmińskim. Z wykształcenia jest doktorem historii sztuki.

Ciepłe słowa od papieża

W latach 1979-1983 był oficjalnie II sekretarzem ambasady polskiej w Rzymie. Do Watykanu wyjechał z żoną i dziećmi. Przez kręgi watykańskie uważany był za kompetentną osobę do prowadzenia dialogu z władzami PRL. Miał szerokie kontakty z polskimi duchownymi pracującymi w Rzymie, m.in. z Józefem Kowalczykiem, Adamem Bonieckim, Januszem Bolonkiem, Konradem Hejmo, a także późniejszym ambasadorem w Watykanie Stefanem Frankiewiczem. Utrzymywał liczne kontakty także z międzynarodowym personelem kurii rzymskiej, a szczególnie z Włochami oraz z korpusem dyplomatycznym, akredytowanym przy Watykanie. Jego rozmówcy nie wiedzieli, iż był on jednocześnie kadrowym oficerem polskiego wywiadu. Ze swoich rozmów prowadził notatki oraz przekazywał szyfrogramy do centrali wywiadu w Warszawie.

W czasie swojej służby wielokrotnie spotykał papieża Jana Pawła II. Miało to miejsce przy okazji dorocznych spotkań papieża z korpusem dyplomatycznym, bądź wtedy, gdy towarzyszył polskim delegacjom państwowym w ich spotkaniach z głową Kościoła. To właśnie z tych ostatnich okazji otrzymał od papieża kilka srebrnych i brązowych medali upamiętniających jego pontyfikat. Poznał też kardynała Josepha Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI. Znał Prymasa Polski i wielu polskich biskupów. Choć sam nie jest wierzący, ciepło wspomina te spotkania.

- Bezpośrednie spotkania z Janem Pawłem II zostawiały zawsze silne wrażenia. Mimo, że papież czasem jedynie tylko podał rękę, uścisnął dłoń i zadał kilka pytań, to wydawało się, że w danej chwili koncentrował na tej osobie całą swoją uwagę. Na pożegnanie zawsze życzył dobra, zachowywał się naturalnie i skromnie i nigdy nie okazywał dystansu do osób o innym światopoglądzie i przekonaniach politycznych. Szkoda, że teraz już go nie ma. Myślę, że gdyby jeszcze żył, to i sprawy polskie układałyby się lepiej - nie ma wątpliwości „Pietro”.

Jego ostatnie spotkanie z papieżem było w maju 1989 r. na Placu św. Piotra, kiedy towarzyszył delegacji kapelanów Wojska Polskiego w pielgrzymce szlakiem polskich cmentarzy wojennych we Włoszech. - Gdy witał się ze mną, to mimo upływu sześciu lat od momentu zakończenia mojej misji przy Watykanie, przypomniał moją osobę i powiedział kilka ciepłych i ważnych słów, które pozostawię tylko dla siebie - mówi Edward Kotowski.

Walka o dobre imię

Żyje z ciężarem pomówień, jakoby miał coś wspólnego z zamachem na Jana Pawła II. Takie opinie wciąż krążą, choć nie ma do nich żadnych podstaw. - W internecie jest bardzo wiele artykułów, w których ocenia się wysoko moją działalność, ale „życzliwi” ich nie dostrzegają - mówi. - Pomówienia, jakie głoszono, okazały się wredną konfabulacją i prowokacją zorganizowaną przy udziale CIA. Po to, aby w zamachu na Jana Pawła II tworzyć tzw. ślad radziecki, wbrew faktom. To już się skończyło, a pion śledczy IPN w Katowicach jasno zdefiniował, że nie zbierałem jakichkolwiek informacji dotyczących osoby papieża, nie prowadziłem KI „Prorok,” a jedynie zajmowałem się międzynarodową aktywnością Stolicy Apostolskiej, co czyniły i czynią nadal wszystkie wywiady świata. Tenże pion stwierdził, że w sprawie zamachu na papieża byłem przesłuchiwany, jak wiele innych osób, jedynie w charakterze świadka, gdyż w tym czasie mieszkałem w Rzymie. Stwierdzono też, że nie ma podstaw, aby postawić mi jakiekolwiek zarzuty, podobnie, jak i innym oficerom polskiego wywiadu, którzy w tamtym czasie działali w Rzymie. Ubolewam nad faktem, że są ludzie, którzy posługują się pomówieniem z 2009 roku i dzisiaj, chociaż w internecie, obok linków prowadzących do skandalicznego pomówienia znajdują się dziesiątki i tysiące, które prowadzą do linków temu zaprzeczających. Ale tak to już jest, że ludzie są bardziej skłonni przypisywać innym zło, aniżeli dobro. Na to nic się nie poradzi - wyjaśnia Edward Kotowski.

Po powrocie do kraju kontynuował swoją pracę w Urzędzie ds. wyznań. Pracował tam aż do maja 1990 r., m.in. nad normalizacją stosunków z Kościołem i nad przywróceniem stosunków dyplomatycznych z Watykanem, gdy mocą ustawy sejmowej urząd przestał istnieć. Zorganizował pierwszą polską uroczystość religijną w Katyniu.

Tęsknił za rodzinnymi stronami

Miejsce swojej emerytury wybrał nieprzypadkowo. Gdy w 1941 r. przychodził na świat, jego rodzice mieszkali we wsi Pięciowłóki w gm. Suchowola.

- Tęskniłem za rodzinnymi stronami. Tutaj skierowałem więc pierwsze kroki w poszukiwaniu możliwości zakupu jakiegoś niewielkiego mieszkania. Akurat, w 1993 r. Spółdzielnia Mieszkaniowa w Dąbrowie poszukiwała chętnych do zakupu mieszkań budowanego tutaj bloku. Starczyło mi akurat funduszy na zakup mieszkania dwupokojowego. I tyle nam z żoną wystarcza. Tak więc te dwa czynniki: powiązania rodzinne i fakt, że akurat tu można było kupić małe mieszkanko zadecydowały o naszym przeniesieniu się tutaj. W dodatku malownicza przyroda i chęć podreperowania zdrowia w bezpośrednim kontakcie z naturą. Jestem po prostu stąd, a w pewnym wieku wraca się do korzeni - tłumaczy „Pietro”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna