Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkanoc: Dawne obyczaje na Podlasiu. Serwetką ze święconki zdejmowano uroki

Redakcja
Święta wielkanocne wiążą się z wieloma zapomnianymi już obyczajami. Dlatego Artur Gaweł opisał je w  książce "Rok obrzędowy na Podlasiu".
Święta wielkanocne wiążą się z wieloma zapomnianymi już obyczajami. Dlatego Artur Gaweł opisał je w książce "Rok obrzędowy na Podlasiu".
- Poświęconym pokarmom przypisywano magiczne znaczenie, więc nie można było wyrzucić nawet okruszka - mówi Artur Gaweł, etnograf, kierownik Białostockiego Muzeum Wsi, w rozmowie z Andrzejem Zdanowiczem.

Jutro Wielka Sobota. Katolicy pójdą z koszyczkami do kościołów święcić pokarmy. Kiedyś zaś wcale nie trzeba było w tym celu udawać się do świątyń...

- Na przestrzeni wieków wiele zmieniło się w podejściu do świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Tradycja święcenia pokarmów w Wielką Sobotę zawsze miała i ciągle ma powszechny charakter, ale i tu zaszły pewne zmiany.

Obecnie w Kościele katolickim pokarmy są święcone wyłącznie w kościołach lub kaplicach, jednak jeszcze kilkadziesiąt lat temu święcono je również przy przydrożnych krzyżach i w wybranych domach, posiadających odpowiednio dużą izbę. W XIX w. powszechną praktyką było święcenie pokarmów przy dworach ziemiańskich. Bardzo pięknie opisuje to Zygmunt Gloger: mieszkańcy wsi z niepokojem oczekiwali na przybycie księdza, który miał poświęcić pokarmy. Informacja, że ten nadjeżdża przekazywana była od domu do domu. Duchowny na ganku dworu święcił pokarmy zniesione przez mieszkańców okolicznych wsi.

Czy dawniej święconka wyglądała tak samo jak dziś? Był to jedynie mały koszyk z niewielką ilością produktów?

- Nie! Jeszcze w połowie ubiegłego wieku święcono wszystkie pokarmy przeznaczone na wielkanocny stół. Przynoszono je do poświęcenia w dużych wiklinowych koszach, drewnianych nieckach, zwanych na Podlasiu "kopankami", glinianych misach lub w dużych pojemnikach wykonanych ze słomy tzw. "korobkach".

I co tam się wkładało?

- To zależało od zamożności gospodarzy. W biedniejszych domach święcono jedynie kawałek żółtej słoniny i parę jajek. Tam, gdzie hodowano świnię i zabito ją przed świętami, święconka wyglądała bardzo bogato. Święcono wszystko, co było później zjadane, podczas całych świąt. Bywało, że w takiej święconce znajdował się przysłowiowy świński ryj, ale też kiełbasy, wędliny, żeberka lub inne potrawy mięsne, ciasta, sery, masło.

Oczywiście nie mogło zabraknąć jaj, soli, chrzanu, czy chleba, i to całego bochenka!, a nie jedynie kromeczki, jak obecnie. Co ciekawe, nie święcono mięsa drobiowego. Uzasadniano to legendą, według której kura wydrapała z ziemi schowane przez Cygana gwoździe przeznaczone do przybicia Chrystusa do krzyża. Wśród święconych pokarmów mogło natomiast znaleźć się kilka ziemniaków, którymi później rozpoczynano sadzenie.

Święcono więc znacznie więcej jedzenia niż obecnie, a - co ciekawe - nie wyrzucano żadnych resztek ze świątecznego stołu. Co robiono chociażby ze skorupkami od jajek?

- Wszystkim poświęconym pokarmom przypisywano magiczne właściwości, dlatego nie można było ich po prostu wyrzucić. Kostki ze święconki wkładano zazwyczaj w strzechę, by chroniły przed piorunami. Jeśli zjadł je pies, to miał on nie chorować na wściekliznę. Zakopywano je też w chlewku, by zapewniały powodzenie w hodowli zwierząt, ewentualnie w ogrodzie lub na polu, gdzie miały chronić uprawy przed zniszczeniem i szkodnikami. Sól ze święconki wsypywano do studni, by woda przez cały rok miała dobry smak.

Chleb natomiast przechowywano przez cały rok na wypadek chorób skóry. Według wierzeń, wystarczyło potrzeć nim chore miejsce, aby wszystko się zagoiło. Słoniną lub innymi tłuszczami, pochodzącymi ze święconki, smarowano sochy i pługi przed rozpoczęciem wiosennej orki. Miało to chronić pola przed chwastami, a zwłaszcza przed ostem. Chusteczki, obrusy i serwety, którymi dekorowano koszyczki, używano do zdejmowani uroków. Chore dziecko sadzano wówczas na progu izby i nakładano mu na głowę właśnie taki obrus lub chustę. Następnie matka, ciotka lub babka nad głową dziecka roztapiała w łyżce wosk ze świecy gromnicznej i wylewała go do kubka z wodą.

Bezużyteczne resztki produktów spożywczych, które zostały ze święconki, były wrzucane do pieca, ale tylko do tego, w którym wypiekało się chleb.

W Wielką Sobotę wróżono też o przyszłości?

- Tak, zwracano m.in. uwagę, kto pierwszy przyjdzie z wizytą w tym dniu. Dobrą wróżbą były odwiedziny mężczyzny. Zwiastowało to powodzenie i zdrowie domowników. Przeciwne następstwa miało przynieść przybycie kobiety. Niekiedy przesądy te skutkowały niewpuszczaniem takiego żeńskiego gościa do domu.

Jakie zwyczaje związane były z samym świętem Zmartwychwstania Pańskiego?

- Święto w Kościele katolickim rozpoczyna się uroczystym nabożeństwem, zwanym rezurekcją. Teraz zaczyna się ona w niedzielę rano, ale jeszcze w XIX wieku odbywało się ono w nocy z soboty na niedzielę. Podczas modlitw w uroczystej procesji wierni trzykrotnie obchodzą kościół. Procesji przewodniczy ksiądz, niosący monstrancję, a przed nim niesiony jest krzyż ozdobiony czerwoną stułą. Wówczas po raz pierwszy od piątku można usłyszeć kościelne dzwony. W Wielki Piątek i Wielką Sobotę wierni podczas nabożeństw używali kołatek. W zasobach naszego muzeum można jeszcze znaleźć takie stare, robione ręcznie kołatki.

Po powrocie z kościoła gospodarz dokonywał uroczystego poświęcenia wszystkich zabudowań, ich wnętrz, inwentarza i domowników.

A święta spędzano tak jak i dziś, głównie za stołem?

- Bardzo dużą rolę podczas świąt odgrywało jedzenie. Między innymi dlatego, że ogromną rolę przywiązywano do przestrzegania przedświątecznego postu. Dla wielu wiernych świąteczne śniadanie było pierwszą od czterdziestu dni okazją do zjedzenia mięsa lub słodyczy. Według tradycji, w czasie Niedzieli Wielkanocnej nie należało wykonywać żadnych prac w domu czy w gospodarstwie. Dopiero w poniedziałek można było palić w piecu lub wykonywać inne proste czynności.

Jednak święta spędzano nie tylko siedząc za stołem. Wielkanoc łączyła się niegdyś ze świątecznym kolędowaniem, podczas którego śpiewano pieśni obrzędowe oraz składano życzenia domownikom. Kolędowaniem zajmowały się nie tylko dzieci, ale też starsza młodzież i dorośli. Pieśni wykonywane przez kawalerów nazywano Konopielką. Chodzenie z Konopielką zaczynało się w niedzielę po południu i trwało praktycznie całą noc. Kolędowanie dzieci i młodzieży nazywano natomiast włóczebnymi i odbywało się ono także w poniedziałek. Włóczebne było znane praktycznie na całym Podlasiu, zaś z Konopielką chodzono na obszarze od Narwi aż do Biebrzy.

Poniedziałek Wielkanocny obecnie nie kojarzy się z kolędowaniem, a raczej z oblewaniem wodą.

- Jest to jedna z nielicznych praktyk przedchrześcijańskich, która przetrwała do czasów współczesnych, choć straciła swoje pierwotne znaczenie. Polanie wodą było symbolicznym przekazaniem sił witalnych na osobę oblewaną, ale było też magicznym aktem oczyszczenia. Zwyczajowi oblewania w drugi dzień świąt wielkanocnych starano się nadać uzasadnienie nawiązujące do tradycji chrześcijańskich. Już w XVIII wieku Jędrzej Kitowicz pisał, iż rytuał mógł wziąć się z Jerozolimy, gdzie Żydzi oblewali wodą grupy ludzi mówiące o zmartwychwstaniu Chrystusa lub, iż jest to nawiązanie do czasów wprowadzania chrześcijaństwa do Polski.

Chętnych do chrztu miało być wówczas tak wielu, że nie udzielano sakramentu pojedynczo, tylko do wody wprowadzano tłum osób i w ten sposób udzielano im sakramentu.

Skąd więc wzięła się nazwa Śmigus Dyngus?

- Bardzo dobrze tłumaczy to Gloger. "Śmigus" polegał na uderzaniu gałązką wierzbową. W Niedzielę Palmową dziewczęta wracające z kościoła uderzały poświęconymi gałązkami wierzbowymi chłopców. W Poniedziałek Wielkanocny to chłopcy smagali rózgami dziewczyny.

"Dyngus" wziął się natomiast od terminu "dyngować", co w XV wieku oznaczało otrzymywać wykup od osób, które chciały uniknąć wodnej kąpieli. Aby nie zostać oblaną, dziewczyna musiała zapłacić tzw. włóczebne, którym było zazwyczaj jajko. Dawniej oblewano wodą z wiadra lub nawet wrzucano dziewczyny do rzeki lub stawu. Jednak panny przyjmowały takie traktowanie przez kawalerów z zadowoleniem, bo świadczyło ono o zainteresowaniu ich osobą. Dziś zwyczaj ten ma formę zwykłej zabawy, na którą spogląda się z coraz większą dezaprobatą.

Nie wspomnieliśmy o najważniejszym symbolu świąt - o jajku. Dlaczego jest ono tak ważne?

- Zwyczaje i wierzenia związane z jajkiem są bardzo bogate, a ich korzeni należy szukać jeszcze w czasach przedchrześcijańskich. Także w wierzeniach ludowych jajko posiadało wielorakie funkcje, także magiczne. Powszechnym zwyczajem było przechowywanie i rozsypywanie poświeconych skorupek jajek po polach, na których posiano zboże, lub nawet dodawanie ich do nasion. Miało to zapewnić obfite plony.

Barwione jajko umieszczano też na progu obory podczas wypędzania bydła na pastwiska. W progu chlewa wylewano nawet wodę, w której gotowano jaja. W wielu domach pisanki przechowywano przez cały rok. Wierzono, że przez cały czas zachowują one świeżość i chronią obejście przed uderzeniem pioruna i pożarem. Zgodnie z tradycją, na Wielkanoc rodzice chrzestni ofiarowywali jajka swym chrześniakom.

Jajka były wykorzystywane także do różnych gier i zabaw. Jedną z najbardziej popularnych były tzw. bitki lub wybitki. Polegała ona na uderzaniu o siebie dwóch jajek. W grze zwyciężał ten, którego jajko pozostawało całe. Inna gra polegała na staczaniu jajek z ustawionej pochyło rynienki. Chodziło w niej o to, by jajko staczane jako drugie uderzyło w to puszczone wcześniej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna