Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Szatyłowicz robi... cuda z byle czego

Redakcja
Ludzie śmieją się, że robi byle co. I to od wielu lat. - To bzdura - uważa Wiktor Szatyłowicz z Czeremchy. - Prawda jest taka, że ja z byle czego robię cuda!

Pierwsze pływadło zbudował dla siebie. Myślał, że dzięki temu spełni marzenie z dzieciństwa. Od zawsze bowiem chciał pokazać się w jakimś telewizyjnym programie. Ostatni pojazd "skleił" z myślą o chorych dzieciach. Tych, przykutych do inwalidzkich wózków. Chciał zobaczyć ich radosne uśmiechy.

- Mam już pomysł na następny "statek" - zapowiada konstruktor. - Od miesięcy zbieram blaszki. W szopie leżą setki denek od puszek. Zrobię z nich kopułę i... .
Co z tego będzie, zobaczymy za rok.

Sąsiedzi patrzyli dziwnie

Wiktor Szatyłowicz buduje pływadła. Robi to od dwunastu lat. Dziś wspiera go rodzina. Ale nie zawsze tak było.

- Wcześniej dzieci nie były przychylne temu dziwactwu - przyznaje Szatyłowicz. - Myślę, że nie wiedziały jeszcze, co to pasja. Że wciąga i wymaga wyrzeczeń. Miały pretensję, bo wolne chwile spędzałem w garażu, na majsterkowaniu, zamiast na wspólnej zabawie. Nie, nie czepiały się. Ja to rozumiem, one miały sporo racji.

Ale nie tylko o czas na zabawę chodziło. Bywało też tak, że majsterkowicz opróżniał domową kasę. Na zakup niezbędnych do budowy kolejnego pływadła rzeczy wydawał ostatnie grosze.

- A w lodówce hulał wiatr - śmieje się Szatyłowicz. - Na szczęście, żona zawsze potrafiła temu zaradzić.
Pasji Wiktora Szatyłowicza, przynajmniej na początku, dziwnie przyglądali się też sąsiedzi. I temu także trudno się dziwić. Kto bowiem nie kręciłby głową na widok człowieka, który ciągle czegoś szuka i znosi do domu. Tak jak teraz, metalowe nakrętki.

Ale to też się zmieniło. Mieszkańcy Czeremchy może przyzwyczaili się, a może machnęli ręką na dziwactwa sąsiada. Dziś wspierają go duchowo. Dopytują, co buduje, a kiedy wraca po zawodach - czy dotarł na metę i czy odniósł sukces?

- Cieszą się, jak wygrywam - mówi konstruktor.

Urodziny na rzece

Szatyłowicz w minioną niedzielę świętował swoje 46. urodziny. Spędził je na augustowskiej rzece Netta, na swoim statku. Brał bowiem udział w ogólnopolskich "Mistrzostwach w Pływaniu na Byle Czym". Bez problemu dotarł do mety. Po drodze zebrał gromkie brawa od licznie zgromadzonej publiczności.
Płynął na trzech ogromnych, ozdobionych dziesiątkami wiatraczków dętkach. Swój pojazd nazwał słowami popularnej piosenki "Chodź pomaluj mi świat".

- Każdy może odczytywać to jak chce - wyjaśnia. - Mnie chodziło przede wszystkim o to, by skończyły się waśnie polityków. Dziś świat jest szary. Tam, na górze, ciągle się kłócą. A tak być nie powinno. Dlatego apeluję, żeby ktoś zażegnał spór, by pomalował świat.
Choć pływadło było kolorowe, a zawodnik dopłynął do mety, nie zdobył żadnej nagrody. Jak mówi, nie to jest ważne.

- To zabawa - dodaje. - A przy okazji promocja naszej gminy. Choć, mówiąc szczerze, urzędnicy nie bardzo mnie wspierają. Łatwiej jest porozumieć się z władzami powiatu.
Pomysły przynosi życie

Mieszka we wsi Czeremcha. Pracuje w Straży Granicznej. Jest konserwatorem. Bardzo lubi swoje zajęcie.

- Marzyłem od dziecka, żeby być w telewizji - wspomina. - Przez wiele lat zastanawiałem się, co zrobić, aby zauważyli mnie dziennikarze.

Kiedyś wpadł na pomysł, by kręcić filmiki. Akurat w telewizji nadawali program "Śmiechu warte". Wysłał kilka, a może kilkanaście swoich produkcji. Były to różne, zatrzymane w kadrze sceny. Wszystkie wydawały się zabawne, ale w telewizji mieli odmienne zdanie. Nagrody zgarniał kto inny.

W 1999 roku dowiedział się o konkursie w pływaniu na byle czym. Z Czeremchy do Augustowa - myślał sobie - nie taki szmat drogi, a na tego typu mistrzostwach telewizja na pewno będzie.
Skonstruował więc "Nikotynowego potwora" i ruszył do grodu nad Nettą.

Czy był na szklanym ekranie, nie wiadomo. Być może, ale nikt nie widział. Jedno jest pewne: przepłynął Nettę. Od startu do mety. A, trzeba przyznać, nie wszystkim to się udało.
Rok później Szatyłowicz wygrał mistrzostwa.

- Wciągnęła mnie ta zabawa i to bardzo szybko - śmieje się. - To jest tak, że człowiek wraca z mistrzostw i już zastanawia się, z czym wystartuje w przyszłym roku.

Pomysły na pływadła czerpie z życia. Na przykład w drodze z pracy do domu zauważa coś i już kombinuje, jak to utrzymać na wodzie. Później składa, próbuje i dalej składa. Bo to, co wymyślił, musi pokonać nurt rzeki.

- Żeby nie było wstydu - śmieje się.

Gdybym był bogaty

W ubiegłym roku chciał skończyć z tą, jak mówi, zabawą. Przede wszystkim dlatego, że jest kosztowna. Samo przewiezienie pływadła z Czeremchy do Augustowa kosztuje nie tak mało. A gdzie pieniądze na materiały?

- Trzeba wydać, lekko licząc, kilka tysięcy - kalkuluje.

Ale po ubiegłorocznym "wyścigu", gdy odpoczywał nad brzegiem Netty, zauważył w pobliżu niepełnosprawne dziecko. Siedziało na wózku i robiło Szatyłowiczowi zdjęcia.

- Miało bardzo radosną buzię - dodaje. - Pomyślałem, że warto coś zrobić dla niepełnosprawnych dzieci. Coś takiego, co wywołałoby ich uśmiech. I z myślą o nich zbudowałem kolejny statek.
O czym marzy konstruktor z Czeremchy?

- Żeby było więcej sponsorów- śmieje się. - Gdybym miał pieniądze, zbudowałby piękny statek. Zachwycałby się nim cały świat. Ach, gdybym miał pieniądze...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna