Winnego nie udało się znaleźć

Jeden do zwrotu

Jeden do zwrotu

Suwalski PKS, jak informowaliśmy, chce oddać busa, który może przewozić siedem osób i domaga się zwrotu pieniędzy. Z kolei pojazd 12-osobowy planuje zatrzymać, ale pod warunkiem, że sprzedający wypłaci niewielkie odszkodowanie. Firma się na to zgadza. Spór idzie jednak o terminy płatności i wysokość odszkodowania.

Prokuraturze nie udało się ustalić, kto i kiedy przerobił dokumentację dwóch mercedesów-sprinterów, które w ubiegłym roku kupił suwalski PKS. Postępowanie zostało więc umorzone.

Wszczęto je kilka miesięcy temu po naszej publikacji. Opisaliśmy, jak to diagnosta z PKS, podczas badań technicznych przyjrzał się dokładnie obu pojazdom. Były kupowane jako busy, które mogą przewozić do 18 osób. Okazało się jednak, że pojazdy mają za małą masę. Wożenie aż 18 pasażerów byłoby niebezpieczne. Diagnosta ustalił, że jeden z mercedesów może przewozić maksymalnie 12 osób, drugi siedem.

Pojazdy były używane, miały po 10 lat. W sumie kosztowały suwalski PKS 70 tys. zł.
Prokuratura starała się prześledzić, co działo się z mercedesami od ich wyjazdu z fabryki. Nie do końca się to udało. Mercedesy parokrotnie zmieniały bowiem właścicieli. W dodatku, minął pięcioletni okres, gdy należy przechowywać dokumenty. Niektórych z nich po prostu już nie sposób odnaleźć.

Zdaniem śledczych, nie ma dowodów na to, że firma sprzedająca samochody suwalskiemu PKS chciała kogokolwiek oszukać. Prawdopodobnie nikt tam nie miał świadomości, że pojazdy mają przerobioną dokumentację. Stało się to przypuszczalnie wówczas, gdy sprintery przekwalifikowywano z ciężarowych na osobowe.

Z kolei kierownictwo PKS nie miało podstaw do podejrzeń, że dokumentacja pojazdów nie jest prawdziwa.
- Te samochody oglądali nasi fachowcy - tłumaczył nam swego czasu były prezes Stanisław Biłda. - Pamiętam, że jeździli do sprzedającego. Nie zgłaszali mi, że coś może być nie tak.