Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiosenna branka w Rosji. Generałowie potrzebują mięsa armatniego

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Poborowi sprzed roku trafili do jednostek w grudniu 2021. Część z nich walczy dziś na Ukrainie
Poborowi sprzed roku trafili do jednostek w grudniu 2021. Część z nich walczy dziś na Ukrainie Fot. mil.ru
Ogłoszony właśnie wiosenny pobór do rosyjskiego wojska nie jest niczym nadzwyczajnym, to rutyna od lat. Ale akurat teraz nabiera zupełnie nowego znaczenia. Rosyjskim generałom na gwałt trzeba żołnierzy na wojnę z Ukrainą. I to jeden z powodów, dla których nie będzie łatwo ściągnąć do wojska wartościowe rezerwy.

Choć od kilkunastu lat Rosja próbuje sprofesjonalizować swoje siły zbrojne, wciąż ważną rolę odgrywa obowiązkowa służba wojskowa, zaś bez poborowych Moskwa nie może prowadzić wojny na większą skalę – choć stanowią oni jedynie ok. 20 proc. stanu osobowego sił zbrojnych. Pod względem charakteru służby rosyjskich wojskowych można podzielić na trzy kategorie: zawodowa kadra (głównie oficerowie oraz formacje elitarne), wojsko kontraktowe (podpisują czasowe umowy i służą za pieniądze), poborowi odbywający powszechną służbę wojskową. Tzw. kontraktników pozyskuje się z szeregów poborowych, to przede wszystkim kadra oficerska i bardziej elitarne formacje, choćby jednostki wojsk powietrzno-desantowych. Generalnie rosyjskie wojsko wciąż pozostaje uzależnione od poborowych i rezerwistów w czasie wojny. To nimi trzeba uzupełniać stan kadrowy jednostek idących do boju.

Branka po rosyjsku

Pobór do wojska odbywa się w Rosji dwa razy w roku, dotyczy mężczyzn w wieku 18-27 lat, zaś służba trwa 1 rok. Zanim żołnierz trafi do konkretnej jednostki, przechodzi cykl szkolenia trwający mniej więcej połowę okresu jego służby. Dla powołanych wiosną jest to tzw. okres letni (od początku czerwca do końca listopada), zaś dla powołanych jesienią jest to tzw. okres zimowy (od początku grudnia do końca maja). To oznacza, że na przykład poborowi z wiosny 2021 roku do jednostek trafili na początku grudnia 2021 i mogą być obecnie wykorzystywani w wojnie z Ukrainą. Ci z jesiennego poboru 2021 będą dostępni dopiero od początku czerwca br.

Obowiązkowi służby wojskowej podlega zazwyczaj – przynajmniej na papierze – około 1 mln ludzi w skali roku. Ale tylko połowa z nich jest wzywana do wojenkomatów, te zaś decydują, kto trafi do wojska. W przysłowiowe kamasze trafia mniej więcej jedna czwarta potencjalnych żołnierzy. Na przykład w 2021 roku wezwania dostało 672 tys. osób, a do służby trafiło 134 tys. (wiosna) i 127 tys. (jesień). W ostatnich latach liczby osób wezwanych do stawienia się w wojenkomatach są dość podobne: 672 tys. (2021), 263 tys. (2020), 267 tys. (2019). Przy czym w ostatnich latach było tak, że z tego ćwierć miliona rekrutów rocznie co piąty trafiał nie do Sił Zbrojnych, ale do innych struktur siłowych, głównie Rosgwardii i wojsk pogranicznych FSB.

Podpisany 31 marca przez Putina dekret o wiosennym poborze nie odbiega od podobnych decyzji w latach poprzednich. Na jego mocy do wojska powołanych zostanie 134,5 tys. nowych poborowych. Tradycyjnie pobór zostanie przeprowadzony między 1 kwietnia a 15 lipca. Większość trafia do wojska w maju-czerwcu. Ale już teraz wysyłane są powołania i rusza pełną parą praca komisji lekarskich. Podobna liczba Rosjan zostanie zwolniona do domu po odsłużeniu obowiązkowego okresu w armii. Chyba, że część z nich uda się zatrzymać w wojsku przekonując do podpisania kontraktu.

Pójdą na front?

Minister obrony Siergiej Szojgu podkreślał 29 marca, że rekruci z obecnego poboru będą tylko przechodzili trwające trzy do pięciu miesięcy szkolenie i nie zostaną wysłani w żadne miejsca, gdzie toczą się walki. Oczywiście to nie do końca prawda, ale wiadomo, że chodzi o uspokojenie obaw samych rekrutów i ich bliskich.

Jak wygląda służba, przypominają autorzy analizy z amerykańskiego think-tanku Institute for the Study of War: „Nowi poborowi przechodzą 1- lub 2-miesięczne szkolenie podstawowe, a następnie trwające 3-6 miesięcy szkolenie zaawansowane przed wysłaniem do przydzielonych im jednostek. Obecne prawo zabrania poborowym wyjeżdżać w strefę walk z mniej niż czteromiesięcznym stażem, jednak stan wojenny lub powszechna mobilizacja mogłyby zastąpić obecną politykę, pozwalając na natychmiastowe wysłanie nowych poborowych lub zmobilizowanych rezerwistów na front. Część poborowych z jesieni 2021 roku prawdopodobnie już służy w jednostkach walczących na Ukrainie”.

Ministerstwo obrony potwierdziło zresztą 9 marca, że na Ukrainę wysłano również żołnierzy z poboru, choć wcześniej Putin wielokrotnie przy różnych okazjach zaprzeczał tym informacjom, twierdząc, że walczą tam tylko zawodowi wojskowi. Zapewne chodzi głównie o żołnierzy z poboru z wiosny 2021, którzy zdążyli przejść wystarczające przeszkolenie. Jeśli trzymać się obowiązujących przepisów, żołnierze z poboru jesiennego mogą trafić na front z początkiem czerwca, zaś ci, którzy trafią do wojska teraz, dopiero z początkiem grudnia. Ale oczywiście jest wspomniana furtka pozwalająca rzucić ich do boju natychmiast: ogłoszenie stanu wojennego lub powszechna mobilizacja.

Test dla reżimu

Dlatego tym razem z poborem może być dużo więcej kłopotów, niż w poprzednich latach. Dużo więcej młodych Rosjan będzie próbowało uniknąć służby w obawie przed wysłaniem na ukraiński front. Poza tym, sama baza poboru znacząco się skurczyła, bo tysiące młodych ludzi w ostatnich tygodniach wyemigrowały. Zresztą często powtarzanym motywem wyjazdu z ojczyzny była właśnie chęć uniknięcie powołania do wojska. Rosyjscy dowódcy chcą mieć bardziej wykształconych młodych mężczyzn, którzy łatwiej poradzą sobie z obsługą zaawansowanej technologicznie broni, jednak wojna na Ukrainie i związane z nią sankcje spowodowały w ostatnich miesiącach masowy drenaż mózgów: wielu najlepiej wykształconych młodych mężczyzn - zwłaszcza z sektora IT - wyjechało za granicę. Obawy, że jeszcze więcej z nich wyjedzie, skłoniły Kreml do przyznania informatykom specjalnych odroczeń, co jeszcze bardziej zmniejszyło pulę poborowych.

Od liczby świeżo powołanych poborowych ważniejsze jest to, ilu z nich, ale też tych już służących, uda się nakłonić do podpisania kontraktu zawodowego. Część rekrutów posiadająca średnie zawodowe lub wyższe wykształcenie, zwykle mogła od razu zdecydować się na służbę na kontrakcie (okres pierwszego kontraktu to 2 lata). Część poborowych przechodziła zaś na służbę kontraktową po pół roku obecności w wojsku. Z tego wynikały – zwraca uwagę portal The Insider – nieporozumienia z określeniem łącznej liczby wojska, bo poborowi (260-265 tys.) i kontraktowi (400-405 tys.) okazywali się w dużej mierze zbiorami pokrywającymi się.

Tak więc do maja-czerwca 2022 większość z blisko 135 tys. osób, które zostały powołane do służby wiosną 2021 r. i nie podpisały kontraktu, zakończy roczną obowiązkową służbę wojskową. Ponadto kończą się kontrakty tym, którzy podpisali je pandemiczną wiosną 2020 r., kiedy fala ogólnej niepewności gospodarczej sprawiła, że niewielu chętnych pozostało w wojsku. Obecnie dowództwo usilnie próbuje werbować na kontrakt poborowych, którzy odbyli roczną służbę, a także żołnierzy z poboru jesiennego w 2021 r. (po półrocznej służbie), zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie brali udziału w walkach. Jednak informacje, a przynajmniej pogłoski o ciężkich stratach ofiarach i świadomość, że wojna nie przebiega zgodnie z planem, docierają do poborowych, sierżantów i chorążych, niezależnie od miejsca pełnienia służby, a to nie zachęca do jej kontynuowania.

Wpływ na ludzi objętych poborem i ich rodziny, podobnie jak na tych poborowych i kontraktowych, którzy są zachęcani do zawarcia kontraktu lub jego przedłużenia, mogą mieć powroty weteranów z frontu i ich relacje o tym, co się dzieje na Ukrainie. W wielu wypadkach może to być pierwsza okazja do poznania prawdziwych informacji o wojnie dla mieszkańców różnych części Rosji. Szczególnie negatywny wpływ dla reżimu może to mieć w częściach kraju, gdzie większość stanowią inne grupy etniczne, oraz na obszarach wiejskich. „W wielu republikach nierosyjskich najlepszym pracodawcą dla mieszkających tam młodych mężczyzn jest często lokalna policja, ale ta ścieżka wymaga od nich uprzedniej służby w siłach zbrojnych; również na rosyjskiej wsi młodzież męska widzi niewiele innych alternatyw poza wojskiem, aby uciec od rosnącej biedy w swoich społecznościach. Jeśli zmienią zdanie z powodu tego, co usłyszą o Ukrainie, może to stanowić poważny problem dla dowództwa wojskowego, zważywszy, że tacy ludzie stanowią obecnie nieproporcjonalnie duży odsetek podoficerów w rosyjskich siłach zbrojnych” - czytamy w najnowszej analizie think-tanku Jamestown Foundation.

Pobór ponad 100 tys. młodych mężczyzn uderzy też w gospodarkę rosyjską, którą z powodu pandemii w ciągu ostatnich dwóch lat opuściły miliony zagranicznych pracowników (głównie z Azji Środkowej i Kaukazu) – brakować będzie siły roboczej. Żeby zrealizować założenie liczbowe, zapewne wojsko będzie brało w przysłowiowe kamasze także takich mężczyzn, którzy z powodów zdrowotnych i innych (np. kwestia karalności) nie powinni trafić do służby.

Szukanie alternatywy

Wyjściem pozwalającym szybko uzupełnić braki kadrowe i straty wojenne, a nawet zwiększyć liczebność wojsk walczących z Ukrainą mogłoby być powoływanie na większą skalę rezerwistów. Wiosenny pobór w Rosji ma być przykrywką dla potajemnej mobilizacji rezerwistów, którzy mają zostać skierowani do walk na Ukrainie – ostrzegał 28 marca ukraiński wywiad wojskowy. Na papierze jest ich ponad 2 mln! To Rosjanie, którzy mają za sobą służbę obowiązkową lub kontraktową. Problem w tym, że do walki nadaje się maksymalnie co dziesiąty z nich. Państwo nie ma bowiem środków i możliwości na regularne szkolenia dla rezerwistów. W analizie RAND z 2019 roku mowa jest np. o zaledwie 5 tys. ludzi, których można uznać za wartościową rezerwę w zachodnim rozumieniu (żołnierze odbywający po odejściu z aktywnej służby regularne ćwiczenia co miesiąc lub co rok).

Nawet szybkie wysyłanie na wojnę źle przeszkolonych poborowych i rezerwistów nie zwiększy w istotny sposób potencjału bojowej Rosjan. Chyba że traktować to jako rodzaj mięsa armatniego, które w rosyjskiej, a dawniej sowieckiej, doktrynie prowadzenia wojen odgrywa dość ważną rolę. To jednak wciąż za mało – dlatego Moskwa szuka innych źródeł doświadczonej siły bojowej. Stąd wysyłanie na front Osetyjczyków, Czeczenów, Abchazów, wagnerowców i najemników z Bliskiego Wschodu. Jednak przebieg kampanii pokazuje, że to absolutnie nie wystarczy. Jeśli Putin chce nadal kontynuować wojnę na dużą skalę, rośnie ryzyko wysłania na front niedoświadczonych świeżych rekrutów i rezerwistów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wiosenna branka w Rosji. Generałowie potrzebują mięsa armatniego - Portal i.pl

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna