Włocławianka Monika Grzelak pracuje w slumsie w Nairobi

Czytaj dalej
Fot. Z archiwum M.Grzelak
Renata Kudeł

Włocławianka Monika Grzelak pracuje w slumsie w Nairobi

Renata Kudeł

Rozmowa z Moniką Grzelak, koordynującą projekty edukacyjne w Kenii.

Jest pani włocławianką - jak wspomina pani te czasy, kiedy mieszkała w naszym mieście?
Oczywiście, wspominam je bardzo dobrze. Spędziłam tu bardzo szczęśliwe dzieciństwo i chętnie do Włocławka wracam, odwiedzam rodziców i brata i z podziwem patrzę na to jak Włocławek się zmienia. Większą części swojego życia we Włocławku spędziłam na osiedlu Południe, a konkretnie Jednostce E. Chodziłam do Szkoły Podstawowej numer 23, potem do Gimnazjum numer 4.

Którą szkołę pani ukończyła?
Uczyłam się w IV Liceum Ogólnokształcącym, chodziłam do klasy językowej z rozszerzonym językiem angielskim. Nie miałam wtedy pojęcia, że ten język tak bardzo mi się przyda w życiu codziennym. Mam bardzo dobre wspomnienia związane z "Baczyńskim". W tej szkole panowała naprawdę dobra atmosfera i uczyli fajni nauczyciele.

A po maturze - Warszawa i Akademia Pedagogiki Specjalnej? To piękna uczelnia z tradycjami. Skąd ten wybór? Czy pedagogika to pani pasja?
Nie od razu tam trafiłam! Po maturze dostałam się na studia do Torunia i do Lublina. Celowałam w Warszawę, ale nie udało się. Wybrałam więc Toruń, gdzie przez trzy lata studiowałam socjologię. Toruń to idealne miasto do studiowania, ale od początku wiedziałam, że nie zostanę w nim po studiach. Wyprowadziłam się do Warszawy i postanowiłam studiować zaocznie i pracować. Już w Toruniu zdałam sobie także sprawę, że socjologia nie była trafionym wyborem. To bardzo ciekawe i rozwijające studia, ale międzyczasie bardzo mocno zainteresowałam się pedagogiką, a konkretnie aktywizacją zawodową osób z niepełnosprawnością i wymyśliłam sobie studia na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. To była jedna z niewielu uczelni, w której mogłam rozpocząć studia magisterskie bez licencjatu z pedagogiki. W trakcie studiów znalazłam pracę w zawodzie i wydawało mi się, że właśnie tym chcę się zajmować. Pracowałam jako trener pracy czyli, najkrócej mówiąc, szukałam możliwości zatrudnienia dla osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami, przechodziłam z nimi cały okres rekrutacji, a potem przez pewien czas towarzyszyłam w pracy. W tym czasie poleciałam pierwszy raz do Kenii... i nigdy właściwie z niej nie wróciłam. Nie pracuję jako pedagog, ale pedagogika nadal mnie interesuje, szczególnie kwestie związane z aktywizacją zawodową i społeczną osób z niepełnosprawnościami. W 2016 roku zaczęłam koordynować projekty edukacyjne w Kenii. Współpracują z nami różnego rodzaju specjaliści, w tym pedagodzy. Tak więc mimo że sama w zawodzie nie pracuję, to temat jest mi bliski. Warszawę uwielbiam. Tu mieszkam i pracuję (przez większość roku) i z tym miastem wiążę swoją przyszłość.

Włocławianka Monika Grzelak pracuje w slumsie w Nairobi
Arch. MG

Pomaganie ludziom - co dla pani oznacza?
Pomaganie to temat rzeka. Mogłabym o nim dyskutować godzinami. Myślę, że pomagam, bo ciężko mi odwrócić głowę kiedy druga osoba cierpi. Niemniej jednak czasem głowę odwracam, bo nie wiem jak pomóc, nie umiem albo zwyczajnie mi się nie chce. Myślę o sobie, że jestem bardzo bogatym człowiekiem. Urodziłam się w Polsce, miałam możliwość uczyć się, a nawet studiować, mam co jeść, nie mam wielkich problemów ze znalezieniem pracy i generalnie uważam, że jestem w tej niewielkiej części ludzkości, która naprawdę nie ma na co narzekać. Często powtarzam, że pomagam też z egoistycznych pobudek. Chcę czuć się potrzebna, nie chcę przeżyć życia tylko dla siebie. Jestem też osobą wierzącą i często wraca do mnie zdanie z Ewangelii "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili".
Pomagać trzeba w Polsce - mówią niektórzy. Pani związała się z organizacjami pomagającymi globalnie, głównie w najbardziej zaniedbanych rejonachh świata, tam, gdzie panuje bieda, brakuje opieki lekarskiej. Uważam, że pomagać można wszędzie. Pracowałam w organizacjach pomocowych i w Polsce i zagranicą, byłam wolontariuszem w wielu miejscach. W Polsce działa mnóstwo NGO- sów, OPS- ów, jest organizowanych mnóstwo zbiórek. Jeśli ktoś chce się zaangażować, zacząć pomagać, ma gdzie pójść. Są na świecie ludzie, o których mało kto myśli i pamięta. Ja chcę tam być. Czy coś w tym złego? Oczywiście, że i w Polsce są ludzie którzy potrzebują wsparcia i super, że są ludzie, którzy im pomagają. Mieszkałam już w kilku krajach afrykańskich i widziałam biedę, która trudno zestawić z sytuacją w Polsce. Nie umiem o niej zapomnieć. Pomaganie to bardzo trudna sprawa i trzeba umieć to robić. Widziałam wiele przykładów bezmyślnej pomocy, która przynosi odwrotny skutek. Mam wiele dylematów dotyczących tego, jak i czy w ogóle pomagać. Często zastanawiam się nad tym czy moja pomoc naprawdę jest potrzeba czy przypadkiem nie "psuję" ludzi.

Na czym konkretnie polega pomoc w aktualnym projekcie, w którym bierze pan i udział?
Obecnie koordynuję dwa projekty edukacyjne. Jeden z nich dzieje się w slumsie Mathare w stolicy Kenii, w Nairobi. To projekt przedszkolny, w którym przygotowujemy nauczycieli przedszkolnych do pracy z najmłodszymi uczniami, prowadzimy seminaria dla rodziców i opiekunów podczas których dowiadują się oni o tym jak prawidłowo wspomagać rozwój swoich najmłodszych pociech, jak dbać o zdrowie i higienę, na co szczepić dzieci. Oprócz tego w trzech wybudujemy nowe klasy przedszkolne wraz z sanitariatami. Drugi projekt prowadzimy w Zachodniej Kenii, w hrabstwie Homa Bay. To projekt dwuletni, którego głównym celem jest wyrównanie szans życiowych i edukacyjnych dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. W tym projekcie będziemy pracować z rodzicami, nauczycielami i społecznościami lokalnymi. Chcemy, aby zaczęli oni w pełni akceptować dzieci ze specjalnymi potrzebami, w tym dzieci z niepełnosprawnościami. Będziemy więc szkolić nauczycieli, prowadzić seminaria i grupy wsparcia dla rodziców, promować ideę edukacji włączającej oraz budować/remontować oraz wyposażać sale mające służyć przeprowadzaniu dodatkowych zajęć lekcyjnych dla dzieci wymagających szczególnej uwagi. Aktualnie prowadzimy badania terenowe, które pozwolą nam lepiej poznać sytuację tych dzieci i zaplanować kolejne działania w taki sposób, aby odpowiadały one na rzeczywiste potrzeby uczniów ze specjalnymi potrzebami. Dodam, że nie robię tego wszystkiego sama. Moim zadaniem jest zdobywanie środków finansowych na realizację projektów, zajmuję się również bieżacym monitoringiem działań i pisaniem raportów do donorów. Na miejscu działa nasz lokalny partner - kenijska organizacja. To Kenijczycy implementują projekt, to oni są w terenie. Oni najlepiej wiedzą czego potrzeba ich rodakom.

Czy w pracy charytatywnej jest czas na piękno Afryki?
Oczywiście, że jest. Na początku, kiedy wyjeżdżałam jako wolontariusz, sprawa była nieco utrudniona, ponieważ zwykle nie miałam funduszy na ewentualne podróże po kraju i nawet wejście do parku narodowego (około 70 dolarów) było dla mnie dużym wydatkiem. Na mój pierwszy trzymiesięczny wolontariat pojechałam z 200 euro w kieszeni. Podczas kolejnego dziewięciomiesięcznego wyjazdu miałam już jakieś oszczędności, które pozwoliły mi zwiedzić Tanzanię, Kenię i Ugandę oraz kawałek Zambii w której pracowałam z dziećmi ulicy. Spałam wtedy w najtańszych i mocno obskurnych hostelach (po pięć dolarów za noc) i jadłam w knajpach na ulicy (dolar za posiłek), Przełomem był wyjazd na misję do Sudanu Południowego. Co trzy miesiące, z uwagi na prace w trudnych warunkach, należał nam się dwutygodniowy urlop. Udało mi się wtedy odwiedzić kilka nowych miejsc. Afryka jest piękna, bardzo różnorodna, każdy kraj inny, zaskakujący. Każdy znajdzie coś dla sobie - można pojechać oglądać dzikie zwierzęta, można chodzić po górach, wypoczywać na fantastycznych plażach albo jeździć po winnicach i próbować doskonałego wina.

Czy wiele jest polskich akcji pomocowych w Kenii? Słyszała pani o siostrze Alicji z Laare?
Siostry Orionistki znam bardzo dobrze. To za ich pośrednictwem wyjechałam do Kenii po raz pierwszy, właśnie do siostry Alicji, która przez pewien czas była we Włocławku, w ośrodku przy ulicy Leśnej. W Kenii jest sporo polskich misjonarzy,misjonarek, ale też osób świeckich, które prowadzą działania pomocowe. Cześć, tak jak ja, przyjeżdża do Kenii regularnie, cześć zdecydowała się tam zamieszkać na stałe i założyła rodziny.

Wiele osób sympatycznie wspomina pani niedawne spotkanie z czytelnikami w filli Miejskiej Biblioteki Publicznej na osiedlu Południe. Jak do niego doszło?
Kilka lat temu opowiadałam o Kenii w swojej rodzinnej parafii na ulicy Robotniczej. Dzięki temu spotkaniu bliżsi i dalsi sąsiedzi dowiedzieli się o moich wyjazdach. Panią Krystynę Matusiak, kierującą filią przy ulicy Dziewińskiej znam z Kościoła, a moja mama z zebrań ze szkoły - mój brat chodził do klasy z jej córką. Kiedy pani Matusiak zaproponowała spotkanie w bibliotece poświęcone tematowi Afryki - nie mogłam się nie zgodzić. Na spotkaniu opowiedziałam trochę o swoich afrykanskich wyjazdach, pokazałam zdjęcia i odpowiadałam na liczne pytania. Na spotkanie przyszło kilkanaście osób i wszyscy byli bardzo zainteresowani tym jak się w krajach afrykanskich żyje.

Włocławianka Monika Grzelak pracuje w slumsie w Nairobi
Arch. MG

Poznawanie świata to pani pasja? Gdzie było najlepiej, najciekawiej?
Podróże to moja wielka pasja. Zaczęły się od mojego pierwszego wyjazdu do Kenii w 2011 roku i trwają do dziś. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, ich kulturę , nowe smaki. Ostatnie trzy lata mojego życia obfitowały w wiele różnych wyjazdów - po pierwsze pracowałam w tym czasie w Sudanie Południowym, Turcji oraz Kenii i wykorzystywałam te okazje do podróży po danym kraju lub okolicy. Po drugie, praca przy projektach wiąże się z częstymi przerwami miedzy jedna a drugą misją, projektem. Ten czas wykorzystuję zwykle na podróżowanie. Jest wiele miejsc, które mnie urzekły i do których chciałabym wrócić, jest tez mnóstwo miejsc, które chcę odwiedzić. Z ulubionych wymienię - RPA a szczególnie rejonu Kapsztadu, który uważam za jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Sri Lanka to niebywałe gościnni i uśmiechnięci ludzie i ostatnia moja podróż - Islandia - raj dla pasjonatów natury.

Czym jest dla pani optymizm? Kieruje się pani nim w życiu? A może jest inaczej?
Jestem optymistką. Staram się akceptować to co przynosi życie i dostrzegać dobro we wszystkim co mnie spotyka. W ludziach chcę widzieć dobro. Świat nie jest idealny, ale wolę skupiać się na tym co dobre i piękne, na tym co da się zrobić w danej sytuacji aniżeli na przeszkodach. Od kilku lat próbuję żyć "tu i teraz", nie rozpamiętywać przeszłości i za dużo nie planować. Życie jest właśnie teraz!

Renata Kudeł

Najchętniej zajmuję się kulturą, sztuką, edukacją. Najciekawsi w mojej pracy są ludzie - ci mniej i bardziej znani, ale mający w życiu coś, co ich wyróżnia. Pasję, talenty, chęć niesienia pomocy innym. Najpiękniejsi są cisi bohaterowie, nawet ci niedzisiejszy, niemedialni. Pisać o nich to przywilej tego zawodu.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.