MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Województwo podlaskie „skazane” jest na rolnictwo

Andrzej Kłopotowski
Dobrze nam się z rolnictwem żyje, bo to jest po prostu dobra branża - mówi prof. Robert Ciborowski
Dobrze nam się z rolnictwem żyje, bo to jest po prostu dobra branża - mówi prof. Robert Ciborowski Wojciech Wojtkielewicz
Rolnictwo to jedno z kół zamachowych rozwoju Podlasia - mówi prof. Robert Ciborowski z Uniwersytetu w Białymstoku. Dodaje, że ważne jest nie tylko ono, ale też całe otoczenie tej branży

Przez długie lata województwo podlaskie postrzegane było jako region rolniczy. I przez długie lata oburzaliśmy się na to. Dziś chyba już przyzwyczailiśmy się do tego i nauczyliśmy z tym żyć?

Zdecydowanie tak. Tym bardziej że bardzo ładnie rozwija nam się nie tylko rolnictwo, ale i całe jego otoczenie. Nie tylko to, że sadzimy, hodujemy, ale też przemysł, czy szeroko pojęta przedsiębiorczość, które funkcjonują obok rolnictwa. Moim zdaniem działa to naprawdę znakomicie i byłoby niedobrze, gdyby rolnictwo zaczęło nam kuleć. Rolnictwo to jedno z kół zamachowych regionu. Dobrze nam się z rolnictwem żyje, bo to jest po prostu dobra branża.

Można powiedzieć, że to dobry punkt wyjścia do przemysłu maszynowego, szeroko pojętego przetwórstwa, ale też agroturystyki i sprofilowanych gospodarstw ekologicznych.

Oczywiście tak. Sektor rolny jest dziś bardzo mocno rozbudowany i zróżnicowany. W rolnictwie wykorzystywane są np. branże IT, agroturystyka czy branża maszynowa. Poza tym na rzecz rolnictwa pracują również branże usługowe. Jak widać jest to sektor, który wpływa na szereg obszarów gospodarczych, dzięki czemu nieźle mogą one działać.

IT też okazało się być szansą na rozwój naszego zielonego regionu?

Jesteśmy regionem, w którym raczej nie będzie dużej produkcji, dużych przedsiębiorstw. Ponad połowa województwa to obszary chronione, obszary zielone. Dlatego muszą tu rozwijać się branże bazujące na kapitale ludzkim, na usługach. IT jest jednym z tych obszarów, który nam znakomicie funkcjonuje. Firm jest coraz więcej, zatrudniają coraz więcej pracowników. Tylko że dodatkowo bardzo wielu młodych ludzi, którzy nabywają w naszym regionie umiejętności pracy w branży IT, wyjeżdża z Podlasia. Jesteśmy jednym z nielicznym województw w Polsce, gdzie ludności ubywa i to w szybkim tempie. To jest największy problem. Usługi czy branże wysokich technologii oparte są na kapitale ludzkim. Młodzi ludzie muszą zostawać, by te branże mogły się rozwijać.

Jaki jest nasz kapitał ludzki?

Myślę, że naprawdę dobrze kształcimy. Natomiast nie mamy dużych przedsiębiorstw i obszarów gospodarczych, gdzie ci absolwenci mogliby być zatrudnieni na stanowiskach spełniających ich oczekiwania. Popatrzmy na Białystok. Najwięksi pracodawcy to instytucje publiczne: uczelnie, szpitale, itp. Tu jest cały kłopot. Młodzi ludzie to widzą i wybierają inne miasta, typu Warszawa, Gdańsk czy Poznań, bo tam jest inny, szerszy rynek pracy. Problemem nie jest więc jakość nauczania, tylko możliwość znalezienia pracy przez absolwentów. Kształcimy dla innych.

To schemat, o którym mówimy od lat. Nie jesteśmy w stanie go przełamać?

Tego chyba przełamać się nie da. Problem - jak to nazywam - „Polski B” sięga czasów Jagiellonów. Kresy zawsze były gorzej traktowane. Tu było przede wszystkim rolnictwo. Ciężko jest zmienić zapatrywania inwestorów na to, jak region wygląda. Moglibyśmy oczywiście pójść drogą Bawarii i szukać kosztowych i przełomowych rozwiązań (ale na to potrzebujemy ogromnych środków). Proszę popatrzeć, że Bawaria z obszaru rolniczego zmieniła się w najbardziej rozwinięty obszar przemysłowo-usługowy w Niemczech. Jednak by tak się stało, musiał powstać program zachęt. Bawaria zyskała na tym, że - jeśli otwierało się biznesy - można było kupować nieruchomości dosłownie za jedną markę, a jednocześnie poszerzano dostęp do terenów inwestycyjnych. Nie wiem czy nasze województwo mogłoby taki program realizować samodzielnie, ale gdybyśmy mieli możliwości finansowe pewnie warto byłoby spróbować. Czy by się udało? Nie wiem. Pod szyldem „Polski B” żyjemy kilkaset lat. Ale… Kto wie?

Jak odnajdujemy się w sytuacji zamkniętej bramy na Wschód?

Zamknięta granica jest ogromnym problemem. Mieliśmy mocne powiązania z całym Wschodem - i to nie tylko z Białorusią, Rosją - nie tylko w obszarze gospodarczym, ale też społecznym czy instytucjonalnym. Niestety, wszystko się zatrzymało. Jako Uniwersytet w Białymstoku realizowaliśmy mnóstwo projektów z podmiotami ze Wschodu. Mieliśmy np. bardzo dobrze rozwinięte kontakty z Grodnem, prowadziliśmy tam zajęcia. Wszystko to zostało zakończone, zamknięte. Jako uczelnia pogranicza mamy niesamowity kłopot. Zawsze byliśmy nastawieni na Wschód, współpracowaliśmy z tym obszarem, który był blisko. Byliśmy np. liderem w dużym projekcie Sieci Uniwersytetów Pogranicza, w którym uczestniczyły też Białoruś, Ukraina, Rosja, Litwa, Łotwa, Estonia, a nawet Chorwacja. Wszystko - niestety - posypało się. Współpraca zanikła. Podobnie jest ze współpracą gospodarczą. Proszę zobaczyć ilu przedsiębiorców, szczególnie małych, korzystało z granicy i z tego, że przez granicę można było handlować. Oczywiście, możemy zakładać, że w jakiejś perspektywie - choć nie wiemy w jakiej - współpraca wróci do poprzedniego poziomu. Ale na razie musimy sobie jakoś z tym radzić. Czy można coś z tym zrobić? Możemy tylko zapewnić wsparcie socjalne tym, którzy stracili na zamknięciu granicy. Jeżeli cały obszar przygraniczny dalej nie będzie handlował, nie będzie miał dochodów, przyspieszymy to, że młodzi będą stąd wyjeżdżać. Za parę lat będą to tereny niemal puste. Dlatego mam nadzieję na zmiany na poziomie geopolitycznym i powolne wracanie do normalności.

Tylko jeśli nastąpią zmiany polityczne na Białorusi i w Rosji, jeśli skończy się wojna w Ukrainie, czy nie będą to bardziej kuszące rynki, niż Podlasie?

Tak będzie i to nie tylko w ujęciu regionalnym. Przypomnę zmiany w krajach bałtyckich - Litwie, Łotwie i Estonii. Jako Polska przespaliśmy ten czas. Jako Uniwersytet w Białymstoku nie, bo zdążyliśmy otworzyć filię. Tam weszły instytucje i przedsiębiorstwa niemieckie, francuskie, skandynawskie… Weszło tam pół Europy. My zostaliśmy z tyłu. Jeśli znów prześpimy moment podpisywania umów o współpracy, to może być podobnie. Inne kraje nas zastąpią na Białorusi, w Rosji i Ukrainie. Uniwersytety brytyjskie już otwierają filie na Ukrainie, w których można studiować zdalnie przy jednoczesnym wsparciu finansowym z Europy.

Żeby nie wszystko było tak pesymistyczne. Powiedział pan o Bawarii i rozwoju. Co powinniśmy zrobić na Podlasiu żeby przyciągać biznes?

Musimy mieć lepsze warunki inwestycyjno-instytucjonalno-regulacyjne. Np. niższe podatki, łatwiejszy dostęp do terenów inwestycyjnych, szybsze wydawanie pozwoleń, mniej ograniczeń. Potrzebna jest przyjazna otoczka prawna. Musi być taniej, szybciej, łatwiej. Muszą to być warunki, które dadzą firmie zdecydowaną, wyższą niż w innych regionach stopę zysków czy dochodów. I wtedy to zadziała. Natomiast jeśli nasze warunki będą podobne jak na Mazowszu czy w Małopolsce, przegramy ten wyścig. Każdy będzie wolał otwierać firmę w Warszawie czy w Krakowie, a nie w Białymstoku.

Co można zmienić z trójkącie samorządów, biznesu i uczelni?

Samorząd niewiele tu może. Może od czasu do czasu pomóc finansowo, ale to też są środki - patrząc na skalę - niewielkie. Z samorządami dobrze nam się współpracowało i współpracuje. Większość regulacji dotyczących uczelni to jednak regulacje centralne. O pewnych ruchach musiałby decydować minister czy rząd. Oczywiście, samorząd czy miasto może pomagać. Przypomnę, że gdy pojawiła się chęć połączenia Uniwersytetu w Białymstoku z Politechniką Białostocką - i miasto, i samorząd województwa były przychylne, wspierały nas wprowadzając np. łatwiejszy dostęp do informacji czy do środków. Podobnie wygląda sytuacja z przedsiębiorstwami. Wsparcie jest, ale to wciąż za mało, żeby region dynamicznie się rozwijał.

A na ile jesteście w stanie reagować elastycznie na potrzeby firm czy samorządów w kwestii uruchamiania nowych kierunków studiów?

Otwarcie nowego kierunku na uczelni to minimum dwa lata.

Może być więc tak, że zanim otworzycie kierunek, zapotrzebowanie na jego absolwentów już minie?

Może tak być. Czasami tak się dzieje. Procedura otwierania kierunków jest wielce skomplikowana. Najpierw trzeba zacząć od kadry. Musimy mieć ludzi. Później ludzie muszą napisać program. Program musi być zatwierdzony na poziomie ministerstwa. O ile dobrze pamiętam, na kilka miesięcy przed uruchomieniem kierunku musimy zatwierdzić dokumentację potrzebną do uruchomienia kierunku. Także te dwa lata to naprawdę minimum.

Co w najbliższym czasie - jeśli chodzi o gospodarkę - będzie napędzało nasz region?

Uważam, że niewiele się zmieni. Dalej będzie to szeroko rozumiany sektor rolniczy, jeśli - bo tutaj trzeba brać poprawkę - unijna polityka klimatyczna nie uderzy mocno w ten sektor. Zakładam, że dalej napędzać będzie nas rolnictwo i cała otoczka z nim związana oraz sektory tradycyjne, czyli metalowy, maszynowy, drzewny. To wszystko jest tak naprawdę w tym samym obszarze. Plus IT, gdzie jesteśmy na dobrej ścieżce rozwojowej. Ale mogę oczywiście się mylić. W ciągu roku, dwóch to może się zmienić m.in. z powodów geopolitycznych, regulacyjnych, polityki UE. Chociaż skoro 500 lat mamy tu rolnictwo, cóż może się zmienić? (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polska nie jest gotowa na system kaucyjny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna