Muszę zapłacić aż piętnaście tysięcy złotych - skarży się Stanisław Złotorzyński. - To dla mnie bardzo krzywdząca decyzja. Sąsiad wykopał staw samowolnie. Nie miałem pojęcia, że hoduje w nim ryby.
Złotorzyński kwestionuje też rachunki sąsiada.
- Kto to słyszał, żeby za malutką rybkę płacić po 250 złotych - irytuje się. - Chyba, że nie był to pospolity karaś, tylko złota rybka!
Zaczęło zalewać pola
Złotorzyński mieszka we wsi Filipów II. Jego pole graniczy z działką Stanisława M. Na niej znajdują się tzw. nieużytki wodne.
- To takie bagna, nie wiadomo co - precyzuje nasz Czytelnik. - Sąsiad czyścił je i karczował.
Wszystko było w porządku do wiosny 2007 roku. Wtedy okazało się, że Stanisław M. wokół "bagna" usypał groblę i w ten sposób zrobił sobie staw. Mało tego, zaczął hodować ryby. Do wody wpuścił 250 sztuk różnego rodzaju narybka - karpia, sandacza, karasia i lina.
- Latem woda ze stawu zaczęła zalewać moje pole - opowiada Złotorzyński. - Nie mogłem do tego dopuścić, postanowiłem udrożnić rów melioracyjny. Kopiąc, zupełnie przypadkowo uszkodziłem nieco groblę i część wody ze stawu odpłynęła. Ale nie wszystko. Poza tym, nie miałem pojęcia, że są tam jakieś ryby.
Rolnik przypomina, że zarówno jego, jak i sąsiada pole znajduje się na terenie obszaru chronionego krajobrazu Dolina Rospudy. Na wykopanie stawu, tak wielkiego jak u Stanisława M. potrzebne jest więc stosowne pozwolenie. A wcześniej rozprawa wodno-prawna.
- A takiej nie było - dodaje Złotorzyński. - A przynajmniej ja nie zostałem o tym fakcie powiadomiony, co jest sprzeczne z prawem. Poza tym, stawów nie było w rejestrze gruntów należących do Stanisława M. Znajdowała się tam tylko informacja o nieużytkach.
Tymczasem sąsiad stwierdził, że na pole wypłynęły wszystkie hodowane przez niego ryby. Oszacował swoje straty na ponad 20 tysięcy złotych. To koszt zakupu narybka, paszy, kilkakrotnej naprawy grobli, a także wartość utraconych zysków, jakie miały mu przynieść hodowane ryby. Tę ostatnią kwotę pomnożył przez trzy. Tyle czasu bowiem minęło od uszkodzenia grobli i tyle czasu staw nie jest użytkowany.
Stanisław M. wystąpił do suwalskiego sądu. W pozwie domagał się odszkodowania nieco niższego, niż wynikało z kalkulacji tłumacząc, że ma na względzie dobrosąsiedzkie stosunki.
Suwalski sąd, zarówno pierwszej jak i drugiej instancji przyznał, że M. odszkodowanie się należy. Grobla była faktycznie zniszczona, a ryby - jak twierdzili świadkowie - "wylały się" na łąkę. Hodowca część z nich zebrał, ale reszta została zniszczona.
- Kwota, którą mam zapłacić sąsiadowi jest zdecydowanie zawyżona - uważa Złotorzyński. - Nie wiem, czy te rachunki za naprawę grobli nie były wystawiane tylko na potrzeby sądu. Sąsiadowi chodziło przede wszystkim o to, abym poniósł jak największe straty.
Zniszczy Dolinę Rospudy
Kilka miesięcy po tym, jak grobla została zniszczona, Stanisław M. złożył do gminy wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Chce bowiem mieć na swojej działce nie jeden, a pięć stawów hodowlanych głębokich na dwa, a nawet 2,5 metra. Ich powierzchnia zajmowałaby w sumie blisko trzy hektary.
Władze gminy taką decyzję wydały, ale została ona uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Ten uznał bowiem, że na obszarze chronionym występują określone rozporządzeniem wojewody podlaskiego zakazy, których trzeba przestrzegać. Czy tak będzie, jak stawy powstaną, nie wiadomo. W decyzji wójta nie ma bowiem stosownej analizy.
- Wydaliśmy już kolejną decyzję w tej sprawie - informuje Sylwester Koncewicz, wójt Filipowa. - Tym razem także zgodziliśmy się na inwestycje. Uważamy, podobnie jak fachowcy od ochrony środowiska, że nie dokona ona żadnego spustoszenia w przyrodzie.
Tej decyzji przyjrzy się wkrótce Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Suwałkach. Tam bowiem Złotorzyński złożył skargę.
- Nie dość, że woda zalewa moje pola, to jeszcze sąsiad chce zniszczyć Dolinę Rospudy, z której żyje dziesiątki okolicznych, prowadzących kwatery agroturystyczne rolników - argumentuje. - Letnicy przyjeżdżają specjalnie dla tej rzeki, a nie dla rybnych stawów. Tak postępować nie wolno!
Woda idzie do góry
Końca sporu o stawy nie widać.
- Jak mam się pogodzić z sąsiadem, skoro działa na moją niekorzyść? - dziwi się Stanisław Złotorzyński. - Mam pozwolić, aby moje gospodarstwo poszło w marność tylko dlatego, że on chce hodować ryby? Poruszę niebo i ziemię, aby do tego nie doszło.
Także Stanisław M. uważa, że zgoda z naszym Czytelnikiem nie jest możliwa.
- On działa złośliwie - uważa hodowca ryb. - Twierdzi, że zalewam jego pole, które znajduje się ponad moimi stawami. To co, pytam się, woda idzie do góry?
Stanisław M. zapowiada, że z odszkodowanie nie zrezygnuje.
- Musiałem wynająć prawników, aby reprezentowali mnie w sądzie - tłumaczy. - Nie będę ich opłacał z własnej kieszeni, bo to nie ja rozpętałem tę wojnę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?