Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna między sąsiadami. Musi zapłacić mu aż 15 tys. zł

Helena Wysocka [email protected]
– Udrożniłem rów obok stawu – mówi Stanisław Złotorzyński. – Musiałem to zrobić, bo na moim polu powstało bagno. Rosnące tam drzewa już zaczynają wysychać. Nie mówiąc o tym, że tej ziemi nie mogę użytkować.
– Udrożniłem rów obok stawu – mówi Stanisław Złotorzyński. – Musiałem to zrobić, bo na moim polu powstało bagno. Rosnące tam drzewa już zaczynają wysychać. Nie mówiąc o tym, że tej ziemi nie mogę użytkować.
Chciał odwodnić swoje pole. Kopiąc rów, uszkodził groblę stawu sąsiada i ryby wypłynęły na łąkę. Sprawa trafiła do sądu, a ten nakazał rolnikowi naprawić szkodę.

Muszę zapłacić aż piętnaście tysięcy złotych - skarży się Stanisław Złotorzyński. - To dla mnie bardzo krzywdząca decyzja. Sąsiad wykopał staw samowolnie. Nie miałem pojęcia, że hoduje w nim ryby.
Złotorzyński kwestionuje też rachunki sąsiada.

- Kto to słyszał, żeby za malutką rybkę płacić po 250 złotych - irytuje się. - Chyba, że nie był to pospolity karaś, tylko złota rybka!

Zaczęło zalewać pola

Złotorzyński mieszka we wsi Filipów II. Jego pole graniczy z działką Stanisława M. Na niej znajdują się tzw. nieużytki wodne.

- To takie bagna, nie wiadomo co - precyzuje nasz Czytelnik. - Sąsiad czyścił je i karczował.
Wszystko było w porządku do wiosny 2007 roku. Wtedy okazało się, że Stanisław M. wokół "bagna" usypał groblę i w ten sposób zrobił sobie staw. Mało tego, zaczął hodować ryby. Do wody wpuścił 250 sztuk różnego rodzaju narybka - karpia, sandacza, karasia i lina.

- Latem woda ze stawu zaczęła zalewać moje pole - opowiada Złotorzyński. - Nie mogłem do tego dopuścić, postanowiłem udrożnić rów melioracyjny. Kopiąc, zupełnie przypadkowo uszkodziłem nieco groblę i część wody ze stawu odpłynęła. Ale nie wszystko. Poza tym, nie miałem pojęcia, że są tam jakieś ryby.

Rolnik przypomina, że zarówno jego, jak i sąsiada pole znajduje się na terenie obszaru chronionego krajobrazu Dolina Rospudy. Na wykopanie stawu, tak wielkiego jak u Stanisława M. potrzebne jest więc stosowne pozwolenie. A wcześniej rozprawa wodno-prawna.

- A takiej nie było - dodaje Złotorzyński. - A przynajmniej ja nie zostałem o tym fakcie powiadomiony, co jest sprzeczne z prawem. Poza tym, stawów nie było w rejestrze gruntów należących do Stanisława M. Znajdowała się tam tylko informacja o nieużytkach.

Tymczasem sąsiad stwierdził, że na pole wypłynęły wszystkie hodowane przez niego ryby. Oszacował swoje straty na ponad 20 tysięcy złotych. To koszt zakupu narybka, paszy, kilkakrotnej naprawy grobli, a także wartość utraconych zysków, jakie miały mu przynieść hodowane ryby. Tę ostatnią kwotę pomnożył przez trzy. Tyle czasu bowiem minęło od uszkodzenia grobli i tyle czasu staw nie jest użytkowany.
Stanisław M. wystąpił do suwalskiego sądu. W pozwie domagał się odszkodowania nieco niższego, niż wynikało z kalkulacji tłumacząc, że ma na względzie dobrosąsiedzkie stosunki.

Suwalski sąd, zarówno pierwszej jak i drugiej instancji przyznał, że M. odszkodowanie się należy. Grobla była faktycznie zniszczona, a ryby - jak twierdzili świadkowie - "wylały się" na łąkę. Hodowca część z nich zebrał, ale reszta została zniszczona.

- Kwota, którą mam zapłacić sąsiadowi jest zdecydowanie zawyżona - uważa Złotorzyński. - Nie wiem, czy te rachunki za naprawę grobli nie były wystawiane tylko na potrzeby sądu. Sąsiadowi chodziło przede wszystkim o to, abym poniósł jak największe straty.

Zniszczy Dolinę Rospudy

Kilka miesięcy po tym, jak grobla została zniszczona, Stanisław M. złożył do gminy wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy. Chce bowiem mieć na swojej działce nie jeden, a pięć stawów hodowlanych głębokich na dwa, a nawet 2,5 metra. Ich powierzchnia zajmowałaby w sumie blisko trzy hektary.

Władze gminy taką decyzję wydały, ale została ona uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Ten uznał bowiem, że na obszarze chronionym występują określone rozporządzeniem wojewody podlaskiego zakazy, których trzeba przestrzegać. Czy tak będzie, jak stawy powstaną, nie wiadomo. W decyzji wójta nie ma bowiem stosownej analizy.

- Wydaliśmy już kolejną decyzję w tej sprawie - informuje Sylwester Koncewicz, wójt Filipowa. - Tym razem także zgodziliśmy się na inwestycje. Uważamy, podobnie jak fachowcy od ochrony środowiska, że nie dokona ona żadnego spustoszenia w przyrodzie.

Tej decyzji przyjrzy się wkrótce Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Suwałkach. Tam bowiem Złotorzyński złożył skargę.

- Nie dość, że woda zalewa moje pola, to jeszcze sąsiad chce zniszczyć Dolinę Rospudy, z której żyje dziesiątki okolicznych, prowadzących kwatery agroturystyczne rolników - argumentuje. - Letnicy przyjeżdżają specjalnie dla tej rzeki, a nie dla rybnych stawów. Tak postępować nie wolno!

Woda idzie do góry

Końca sporu o stawy nie widać.
- Jak mam się pogodzić z sąsiadem, skoro działa na moją niekorzyść? - dziwi się Stanisław Złotorzyński. - Mam pozwolić, aby moje gospodarstwo poszło w marność tylko dlatego, że on chce hodować ryby? Poruszę niebo i ziemię, aby do tego nie doszło.

Także Stanisław M. uważa, że zgoda z naszym Czytelnikiem nie jest możliwa.
- On działa złośliwie - uważa hodowca ryb. - Twierdzi, że zalewam jego pole, które znajduje się ponad moimi stawami. To co, pytam się, woda idzie do góry?

Stanisław M. zapowiada, że z odszkodowanie nie zrezygnuje.
- Musiałem wynająć prawników, aby reprezentowali mnie w sądzie - tłumaczy. - Nie będę ich opłacał z własnej kieszeni, bo to nie ja rozpętałem tę wojnę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna