Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy bali się policjanta. On jeden postanowił walczyć o sprawiedliwość

Andrzej Plęs [email protected]
– Nie było łatwo udowodnić, że mąż pani Klaudii odwiedza kochankę – mówi detektyw Józef Przyboś. – Ale się udało!
– Nie było łatwo udowodnić, że mąż pani Klaudii odwiedza kochankę – mówi detektyw Józef Przyboś. – Ale się udało!
Kto wyszedł zwycięsko z tego pojedynku?

Detektyw Józef Przyboś czaił się z lornetką i udawał drogowca. Tak naprawdę jednak podglądał... policjanta. Kto wyszedł zwycięsko z pojedynku śledczych?

W takiej małej miejscowości nikt przeciwko policjantowi zeznawał nie będzie. Ze strachu. Klaudii współczuli wszyscy znajomi, niektórzy nawet mieli odwagę jej to wyszeptać, ale kiedy przyszło stanąć do zeznań na sali sądowej, ci sami znajomi zeznawali przeciwko niej.

Sprawę miała przegraną. Sprawę rozwodową. Choć to nie ona chciała rozwodu, ale jej mąż - glina. Nie ona złożyła pozew, ale on. Nie ona odeszła, ale on jeździł do swojej nowej pani serca, przyjął ją pod dach, kupił samochód. I przed sądem próbował udowodnić, że jego żona "złą kobietą była".

Nawet kiedy dzień pod dniu i miesiąc po miesiącu opiekowała się ich ciężko chorym synem, jeździła z dzieckiem po przychodniach i na terapię do Warszawy, kiedy czuwała przy nim w nocy. A jednak to ona jest winna rozpadowi małżeństwa - próbował dowodzić w sądzie. I pewnie przegrałaby tę sprawę, gdyby jej adwokatka nie poradziła: zaangażuj prywatnego detektywa. Bo tu wszyscy wiedzą, że twój mąż ma kochankę, ale nikt tego w sądzie nie powie.

Nie wierzyła w moc sprawczą detektywów, bo w niewielkim miasteczku powiatowym na Podkarpaciu detektyw jest jak św. Mikołaj: wszyscy o nim słyszeli, ale nikt w niego nie wierzy. Klaudia nie miała nic do stracenia, zadzwoniła do rzeszowskiego detektywa Józefa Przybosia i... dalej nie wierzyła, że sprawę wygra.

Pozew dostała na urodziny
Pozew dostała dokładnie w dniu urodzin, takie urodzinowe życzenia od sądu i od męża. Siedziała na huśtawce w ogrodzie, płakała i patrzyła na bawiącego się syna. I zastanawiała - dlaczego.

Potem mąż zakomunikował jej, że albo on się wyprowadzi, albo ona. Wyprowadziła się z synem do wynajmowanego mieszkania, bo to był dom teściów, więc jakby męża. I dalej myślała - dlaczego? Dopiero później koleżanka zakomunikowała jej półszeptem, że mąż raz po raz wizytuje pewną panią.

- W czasie sprawy rozwodowej pani adwokat powiedziała mi, że w takiej miejscowości nie znajdzie się nikt, kto zechciałby zeznawać przeciwko policjantowi - opowiada Klaudia. - Zeznawała moja siostra, do dziś ogląda się za siebie. A koleżanka, która powiedziała mi o zdradach męża, dzień później "złapała" mandat.

Lęk przed mocą mundurowego - wszędzie. Nie byli już razem, kiedy ścięła włosy, dostało jej się od niego kilka ciepłych słów, głównie na k. Kiedy kupiła sobie samochód, wściekł się i zaczął ją dusić.

A przecież byli już w separacji. Pojechała do pogotowia na obdukcję, dziwnym trafem jej teść był na pogotowiu już przed nią. Pojechała na pogotowie do sąsiedniej miejscowości, tu lekarze chcieli zawiadamiać... policję. Powiedziała, żeby dali sobie spokój, bo nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Charczała podczas obdukcji, więc lekarze polecili jej zrobić prześwietlenie krtani, czy aby nie uszkodzona.

- Strach był we wszystkich, a ja przegrana - mówi Klaudia. - Świadkowie przed sądem łgali, jak z nut. Każdy coś mu zawdzięczał, albo się bał. Mąż sprowadził też kilku swoich kolegów z komendy, żeby zeznawali przeciwko mnie. Dopiero moja adwokatka zażądała, żeby zeznawali pod przysięgą i odpowiedzialnością karną. I wtedy się wycofali.

Dom był trudny do obserwacji
Świadkowie męża starali się dowieść, że to ona ma kochanka, ale jakoś nie potrafili go wskazać. Ona z kolei nie miała świadków na to, że to mąż jeździ do obcej baby, a ta w końcu zamieszkała u niego. Nikt w mieście powiatowym nie chciał tego powiedzieć przed sądem, choć wielu mówiło jej to na ucho. Trzeba było odważnego i niezależnego. Padło na Przybosia.

- Dom męża, w którym mieszkała ta pani, był bardzo trudny do obserwacji - przyznaje Klaudia. - Kilka budynków w pustej przestrzeni wokół, każdy obcy w okolicy natychmiast zwracał uwagę. I po konspiracji. Nie wierzyłam, że panu Józefowi cokolwiek uda się zrobić.

Pojechali razem na rekonesans, przejeżdżali przez świeżo wyremontowany most, kilkaset metrów od domu, który detektyw miał obserwować. Ten most, to nie było miejsce idealne do obserwacji, ale jedyne. Bo przecież pod dom "podejrzanego" podjechać się nie da.

Przy dzisiejszej technice obserwacja z kilkuset metrów to nie problem. Tylko jak zmylić tych, którym obcy człowiek w okolicy wyda się podejrzany?
- Skojarzyłem, że most jest tuż po remoncie, przygotowałem sobie napis na magnesach: "Monitoring pojazdów", klepnąłem na burty samochodu - wyjaśnia Przyboś. - Przydał się.

Szczególnie wtedy, jak mieszkający w jednym z tych pięciu domów emerytowany strażak - społecznik zainteresował się obcym wozem, tkwiącym godzinami przy moście.

- Przysłał radnego powiatowego, radny wypytał mnie, kto jestem, co tu robię, bo tutejsi zgłosili mu obcego - mówi Przyboś. Powiedziałem, że most jest po remoncie, na zlecenie instytucji - właściciela obiektu badam jego przejezdność, liczę ile samochodów na dobę, jak dużych, jakiego ciężaru. Kupił to i przez jakiś czas mogłem mieć spokój. Ryzykowałem dekonspirację także dlatego, że przecież śledzę policjanta, zakładałem, że fachowca. Raz przejechał obok mnie traktorem, nie zorientował się.

Sklepowa wszystko wyśpiewa
Przyboś napstrykał zdjęć, jak pan policjant odwiedza ową panią, dokumentował przez noktowizor odwiedziny nocne. Trzeba było jeszcze dowiedzieć się, co to za pani i udowodnić, że ten lanos przed domem to jej i że to prezent od kochanka.
- Wsiadłem na rower, zrobiłem sobie wycieczkę. Z bliskiej odległości spisałem numery rejestracyjne, po numerach dowiedziałem się czyj jest i kto go kupił - wyjaśnia detektyw.

Trzeba było jeszcze dowiedzieć się nieco o pani.
- Wszedłem do wiejskiego sklepu, sprzedawczyni powiedziałem, że jestem z firmy windykacyjnej, szukam pani Klaudi - opowiada Przyboś. - Rozgadała się, że pani Klaudia już tu nie mieszka, że jest po rozwodzie, zapytałem, czy to aby nie ta kobieta, którą widziałem pod domem. Sprzedawczyni zaprzeczyła. Trochę naopowiadała, zamilkła na dobre, kiedy zapytałem, czy ta pani jest w ciąży.

Miałem dość, żeby przedstawić to w sądzie.
Szlag trafił wszystkie zeznania świadków męża, sąd nie miał wątpliwości, że rozpad małżeństwa nastąpił z jego winy. Klaudia dostała alimenty, opiekę nad dzieckiem, a mogło być dokładnie na odwrót. Bo nikt tu nie chciał zeznawać przeciwko policjantowi.
- Detektyw wygrał dla mnie tę sprawę - cieszy się Klaudia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna