Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wygrał milion złotych. Marzy o tym, by wrócić do pracy

Agnieszka Grabarska współpraca: Maurycy Machnio; [email protected]
– Pieniądze nie są w życiu najważniejsze – podkreśla 26-letni Krzysztof Wójcik, który właśnie wygrał milion. Ważniejsza jest dla niego miłość do narzeczonej Doroty (z prawej).
– Pieniądze nie są w życiu najważniejsze – podkreśla 26-letni Krzysztof Wójcik, który właśnie wygrał milion. Ważniejsza jest dla niego miłość do narzeczonej Doroty (z prawej).
Jak Krzysztof Wójcik został milionerem.

Przez kilka dni jego twarz widniała na okładkach niemal wszystkich gazet. Teraz w rodzinnym Szczecinie nie wzbudza on już wielkiej sensacji. Niektórzy w ogóle nie rozpoznają młodego milionera. Jednak pojedynczy przechodnie czasami się zatrzymują i z bezpiecznej odległości przyglądają się medialnemu bohaterowi.

- Jak ja marzę o tym, żeby to wszystko już ucichło - wyznaje nam świeżo upieczony milioner. - Chcę jak najszybciej wrócić do pracy i normalnego życia.

Przyznaje otwarcie, że tak naprawdę sam nie może jeszcze uwierzyć w to, co się stało. Choć od momentu wygranej minął już miesiąc.

- Jednak zgodnie z regułami programu, do momentu emisji finałowego odcinka "Milionerów" wszystko musiałem trzymać w wielkiej tajemnicy - mówi Krzysztof. - To był ogromny stres. Napięcie pękło w niedzielę przed telewizorem.

Rodzina, choć już coś podejrzewała, nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

Zasypany SMS-ami
Tuż po programie rozdzwoniły się telefony. Pierwsza z gratulacjami przybiegła mieszkająca po sąsiedzku koleżanka ze studiów. Później telefon rozgrzał się do czerwoności. W ciągu kilku godzin znajomi i przyjaciele przysłali około 150 SMS-ów z gratulacjami. Telefon wyświetlił 70 nieodebranych połączeń.

- Odbieranie życzeń jest bardzo miłe. Chwilowa popularność także. Jestem jednak takim człowiekiem, który od razu stawia sobie pytanie: Co dalej? - uśmiecha się Krzysztof. - Do takiej wygranej, pomimo wielkich emocji, trzeba podejść spokojnie. Wszyscy marzymy o wielkiej wygranej, ale kiedy znajomi pytają, co teraz zrobisz, tysiące myśli przychodzi mi do głowy.

Pora na doktorat
Krzysztof zdecydowanie podkreśla, że teraz najważniejszą dla niego rzeczą jest napisanie doktoratu z technologii żywności. Naukowa kariera to kontynuacja wcześniej zdobywanego wykształcenia. Pan Krzysztof ukończył towaroznawstwo na Akademii Rolniczej w Szczecinie.

- Nie chcę, żeby zabrzmiało to jak slogan, ale uważam, że nauka i to, co mamy w głowie, to nasze największe bogactwo. Pieniądze, oczywiście, są potrzebne i ułatwiają życie, ale najważniejsze nie są. Przynajmniej nie dla mnie - zaznacza kategorycznie.

Dlatego już teraz wie, że po odebraniu wygranej najpierw opłaci 10 proc. podatku, a resztę zainwestuje.

Zaszalał z butami
Jedyną rzeczą, jaką zamierza sobie kupić już teraz, jest aparat fotograficzny. Marzy mu się taki sprzęt, dzięki któremu będzie mógł robić zdjęcia lecącym po niebie samolotom. Bo lotnictwo to - obok wędkowania i fotografii - jego największa pasja.

Pan Krzysztof wspomina, że od małego dziecka uczony był szacunku do pieniędzy. Zanim dostał kieszonkowe, musiał wykonać jakąś drobną pracę. I tylko raz w życiu naprawdę zaszalał w sklepie.
- Ze wspólnych zakupów z siostrą przyniosłem kiedyś aż trzy pary butów. To było jedyne takie finansowe szaleństwo w moim życiu - zapewnia.

Ślub i mały domek
Zapytany, czy zdaje sobie sprawę z tego, że jest w tej chwili jednym z najbogatszych doktorantów w Polsce i tak zwaną "dobrą partią", od razu gwałtownie protestuje:
- Od ponad roku mam narzeczoną. Dorota to kobieta mojego życia. W przyszłym roku planujemy ślub - wyjaśnia.

I dodaje, że później, za parę lat, być może wygrana pomoże im zrealizować marzenia.
- Oboje bardzo kochamy ciszę i spokój. Niewykluczone więc, że postawimy sobie mały domek pod lasem - mówi rozmarzony pan Krzysztof.

W trakcie rozmowy wiele razy podkreśla, że gdyby nie narzeczona, nigdy nie odważyłby się na udział w "Milionerach".

Narzeczona się martwiła
- Oglądaliśmy wcześniej ten program i widziałam, że Krzysztof ma dużą wiedzę i bardzo dobrze idzie mu odpowiadanie na pytania. Zaproponowałam więc, aby wysłał zgłoszeniowego SMS-a - opowiada narzeczona zwycięzcy.

Samo nagranie wspomina jako połączenie stresu i dobrej zabawy:
- Krzysztof bez problemu radził sobie w studiu w obecności kamer, starałam się go wspierać myślami i mocno trzymałam kciuki. Nie ukrywam jednak, że martwiłam się o niego - przyznaje.
Pani Dorota wspomina, że całe zamieszanie rozpoczęło się dopiero po emisji programu.
- Media zaczęły się bardzo nami interesować, poza tym spotykamy się z odzewem wielu ludzi. Przez cały czas docierają do nas liczne głosy sympatii - zapewnia pani Dorota.

Hubert Urbański był jak balsam
Przyjazną postawę zaprezentował też prowadzący teleturniej.
- Kiedy denerwowaliśmy się przed wejściem, Hubert Urbański był jak balsam. Uspokajał i przekonywał nas, żebyśmy potraktowali grę jak zabawę - wspomina Krzysztof.

Szczecinianin jest pierwszym uczestnikiem polskiej edycji teleturnieju "Milionerzy", który doszedł do ostatniego pytania i postanowił na nie odpowiadać. W momencie, kiedy prowadzący zakomunikował, że Krzysztof właśnie wygrał milion złotych, nasz bohater zaniemówił i przez kilka chwil nie mógł dojść do siebie. Prowadzący w tym czasie wykonał bardzo udany taniec, podobny do tego, jaki oglądaliśmy w filmie "Pulp Fiction". Tym samym spełnił daną wcześniej obietnicę, że tak uczci główną wygraną.

Wariant na pewniaka
W trakcie turniejowych zmagań zawodnik musiał podjąć jeszcze jedną ważną decyzję. Nowa formuła programu zakłada bowiem, że przed przystąpieniem do gry odpowiadający decyduje o jej dokładnych zasadach. Aby uatrakcyjnić zabawę, organizatorzy wprowadzili czwarte koło ratunkowe, polegające na możliwości zamiany pytania. Ceną za ten wariant jest jednak tylko jeden niski próg sumy gwarantowanej. Krzysztof Wójcik wybrał stare, bezpieczniejsze zasady gry z trzema kołami i dwoma progami.

Jeszcze przed rozpoczęciem potyczki o milion powiedział, że nie powinno mu to zająć więcej niż pół godziny. Przypuszczenia się sprawdziły. Zawodnik wyjątkowo szybko i zdecydowanie udzielał odpowiedzi. Mimo że po drodze skorzystał ze wszystkich możliwych kół ratunkowych przewidzianych w regulaminie teleturnieju, szło mu to wyjątkowo łatwo. O pomoc musiał prosić przy pytaniach o teatr, film Pulp Fiction i książkę Dana Browna. Pytanie o pół miliona dotyczyło pojęcia "challenge" z tenisa. Szczecinianin, na szczęście, znał to słowo.

Rzucił monetą
Chwila niepewności nastąpiła przy decydującym pytaniu. Pan Krzysztof znał muzyka Czesława Mozila, zagwizdał nawet fragment jego najpopularniejszego utworu.

- Od razu pomyślałem, że odpowiedź na pytanie brzmi: akordeon. Ale kiedy dostałem czas na zastanowienie, zwątpiłem zupełnie - przyznaje.

Aby pomóc sobie w podjęciu decyzji, postanowił rzucić monetą.
- Jeśli wypadnie orzeł, to gram do końca i wybieram akordeon. Jeśli reszka, rezygnuję - powiedział sobie.

Hubert Urbański rzucił monetą i wypadła reszka. Zawodnik jednak na przekór losowi zdecydował, że gra dalej. I zaznaczył odpowiedź "akordeon". W skupieniu czekał na wyrok Huberta. Prowadzący kilka sekund trzymał go w niepewności, po czym z pewną nutką wzruszenia w głosie poinformował: właśnie padła główna wygrana - milion złotych.

Źródło: Głos Szczeciński

Milioner ze Szczecina chce jak najszybciej wrócić do normalnego życia [wideo]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna