Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyjazdy pogotowia na granicę. Dr Mirosław Rybałtowski: "To dzieci zazwyczaj cierpią bardziej"

Olga Goździewska-Marszałek
Olga Goździewska-Marszałek
Wyjazdy pogotowia na granicę zdarzają się codziennie
Wyjazdy pogotowia na granicę zdarzają się codziennie KWP Białystok/zdjęcie poglądowe
Od początku kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, karetki z WSPR w Białymstoku wyjechały do potrzebujących kilkaset razy. Ratownicy niosą pomoc migrantom wyczerpanym, głodnym i poranionym.

Pomocy medycznej na granicy potrzebują zarówno mężczyźni i kobiety. Spora część migrantek jest w ciąży. Przebywa tam bardzo dużo dzieci, nawet kilkumiesięcznych. Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku wysyłała już karetkę do potrzebujących obywateli Syrii, Iraku, Iranu, Kongo, Jemenu... Codziennie zdarza się od kilku do nawet 25 wyjazdów na granicę.

- Główne problemy, które zgłaszają migranci to wyziębienie, zmęczenie, odwodnienie. Zdarzają się przypadki hipoglikemii. Zaburzenie jest spowodowane nieprzyjmowaniem pokarmów przez dłuższy czas. Pojawiają się też bóle brzucha, bo jeśli migrantom brakuje wody, to piją brudną z sadzawek, które znajdą w puszczy. Problemem są też otarcia, skaleczenia, rany spowodowane np. przedzieraniem się przez drut kolczasty. Zdarzyło się, że na miejscu medycy stwierdzili zgon - mówi dr Mirosław Rybałtowski z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

Zobacz też:Kalnica. Pościg za imigrantami i wypadek rodem z filmów akcji

Pacjenci z granicy miewają zaburzenia świadomości, niektórzy są po zasłabnięciach, drgawkach. Wymiotują, mają wysoką gorączkę. Pogotowie dociera również do osób w stanie hipotermii, które przez dłuższy czas były narażone na zimno. Dużym problemem wśród migrantów nie jest za to COVID-19. Pozytywne wyniku testów zdarzają się dość rzadko.

Nie wszystkie osoby do których pojechało pogotowie, trafiają do szpitala. Bo niektórzy w akcie desperacji tylko udają chorobę.

- Część migrantów symuluje chorobę. Pewnie upatrują w tym możliwość pojechania do szpitala, ogrzania się i zjedzenia posiłku. To dla medyków spore wyzwanie, by odróżnić osoby symulujące, od tych które są naprawdę chore. Potężnym utrudnieniem jest bariera językowa - przyznaje dr Rybałtowski.

Ekstremalne warunki na granicy najgorzej znoszą dzieci.

- Zdarzają nam się dzieci wyziębione, z bólami brzucha. Są narażone na zimno, brak jedzenia i wody. To ich organizmy szybko się poddają, bo mechanizmy adaptacyjne są mniej wykształcone. To dzieci zazwyczaj cierpią bardziej - mówi dr Rybałtowski. - Sytuacja na granicy jest bardzo niepokojąca. Jako lekarz mam ogromną obawę, że w pewnym momencie przekroczy to próg naszej wydolności. Ale zrobimy wszystko co możemy, by tym ludziom pomóc. Nie do nas należy ocena czy dana osoba jest w naszym kraju leganie czy nie. Zostawiamy to odpowiednim służbom. My ratujemy życie i zdrowie. Żaden człowiek nie powinien umierać w bagnie - dodaje Rybałtowski.

Coraz częściej karetki wyjeżdżają do grupy ludzi, np. do pięciu osób które utknęły w bagnie. W pierwszej kolejności Straż Graniczna pomaga im wyjść z tarapatów, a później zajmują się nimi ratownicy.

To właśnie Straż Graniczna najczęściej dzwoni po pogotowie. Zdarzają się również telefony od osób, przebywających w strefie stanu wyjątkowego, które natrafiły na potrzebujących.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wyjazdy pogotowia na granicę. Dr Mirosław Rybałtowski: "To dzieci zazwyczaj cierpią bardziej" - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna