Sytuację w swojej uczelni określają jako patologiczną. Wczoraj poszli szukać wsparcia u prezydenta miasta. Niczego jednak nie wskórali, bo szkoły wyższe samorządom nie podlegają.
- Nie możemy pozostać obojętni na to, co dzieje się na naszej uczelni - mówią studenci. - Widzimy zrozpaczonych i zastraszonych pracowników, którzy skarżą się na to, co się dzieje. W szkole panuje chaos. Nie ma to nic wspólnego z troską o dobro uczelni i o to, byśmy zdobyli tam jak największą wiedzę.
Boją się konsekwencji
Sytuacja w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej jest coraz bardziej napięta. Niemal oficjalne (niemal, bo autorzy pisma do prezydenta miasta zachowują swoje nazwiska do wiadomości redakcji) wystąpienie studentów, to w historii istniejącej od 2005 roku uczelni zupełna nowość. - Nie podajemy swoich personaliów, bo obawiamy się, że za takie wystąpienie poniesiemy konsekwencje - mówią. - Takie stosunki u nas panują.
Pod pismem skierowanym do prezydenta Suwałk znajduje się ponad 100 podpisów. - Nie będziemy już biernymi obserwatorami - piszą studenci. - Wiemy, że nasz głos dotrze do wykładowców i pozostałych pracowników PWSZ, by wiedzieli, że jesteśmy po ich stronie. Chcemy uczyć się w normalnych warunkach i cieszyć się z tego, że nasza szkoła daje nam szansę rozwoju.
Czy ktoś nimi steruje?
Radykalizacja nastrojów związana jest z tym, że za tydzień odbędą się w PWSZ wybory rektora. Jak informowaliśmy, kandydują dwie osoby. Prof. Jerzy Sikorski, który szkołą kieruje od 2010 roku, a wcześniej był jej prorektorem oraz dr. Kamil Iwankiewicz. Ten ostatni ma bardzo krytyczną opinię na temat swojego kontrkandydata. Twierdzi, że jako stały mieszkaniec Warszawy, który do Suwałk przyjeżdża tylko raz w tygodniu, dysponuje bardzo ograniczonym pojęciem odnośnie tego, co się na uczelni dzieje. Studenci opowiadają się za Iwankiewiczem.
Rektor Sikorski ma natomiast poważne wątpliwości, czy studencki protest jest autentyczny. W mediach zasugerował, że może stać za tym zwolniony przez niego w lutym kanclerz uczelni Zdzisław Siemaszko.
Sikorski zapewnia jednocześnie, że ma doskonałą wiedzę na temat tego, co się w PWSZ dzieje.
- Najważniejszy jest rozwój uczelni - mówi. - A mamy na to naprawdę duże szanse. Szkoda byłoby to zmarnować.
Zawiadomili panią minister?
Po raz pierwszy w historii suwalskiej uczelni publicznie ujawniają się tego typu kontrowersje. Choć w szkole nie brakowało różnych większych i mniejszych afer, nikt w tej kwestii stanowiska oficjalnie nie zajmował.
- Dla przeciętnego studenta rektor czy kanclerz, to osoby jakby z innego świata - opowiadają autorzy petycji do prezydenta miasta. - Owszem, wolelibyśmy, aby nie byli oni bohaterami krytycznych publikacji w mediach, ale nie jest to najważniejsze. Liczy się, żeby nas dobrze uczyli. A jak to zrobić, skoro wykładowca przychodzi na zajęcia i niemal płacze?
Studenci zapewniają, że były kanclerz nimi nie steruje.
- Chcemy, żeby ta szkoła się dobrze rozwijała, a ostatnio mamy wątpliwości, czy tak rzeczywiście jest - tłumaczą.
Swoje wystąpienie skierowali również do minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej.
- Liczymy na szybką odpowiedź - mówią.
Od prezydenta Suwałk żadnych obietnic nie otrzymali, bo otrzymać nie mogli.
- Ale ważne dla nas było to, że pan prezydent zgodził się wysłuchać naszych racji i zgodził się, że najlepiej dla uczelni byłoby, gdyby rektor mieszkał na miejscu, a nie dojeżdżał raz w tygodniu - opowiadają.
O obecnym zamieszaniu w PWSZ i jego prawdziwych przyczynach napiszemy też w piątkowym magazynie "Gazety Współczesnej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?