Dramat zwierząt wyszedł na jaw w czerwcu ub. roku. Sąsiadów oskarżonego zaniepokoił odór dochodzący z jego gospodarstwa. Powiadomili władze gminy, a ci inspekcję weterynaryjną. 9 czerwca odbyła się kontrola przy udziale policji.
Służby dokonały makabrycznego odkrycia. Na zewnątrz panował straszny bałagan. Po podwórku walały się śmieci, sznurki, kamienie, butelki po alkoholu. W powietrzu unosił się zapach padliny. W oborze i na posesji leżało siedem martwych krów w różnym stadium rozkładu.
- Widok był porażający. Jedna krowa zdechła w takiej pozycji, jak stała - uwiązana. Nie miała możliwości wyjścia na zewnątrz - zeznawała inspektor z Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego w Białymstoku. - Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego.
Między padłymi chodziły inne zwierzęta. Bydło było zaniedbane, niedożywione, miało skrajną niedowagę. Krowy i byki nie miały dostępu do wody i pożywienia. Chodziły po grubej warstwie niewywożonego obornika. Na pobliskiej łące uczepionych było 5 krów i cielak. Zwierzęta stały w żywym słońcu, bez wody i możliwości ucieczki. Według świadków, trawa wokół zasięgu łańcucha wygryziona była do żywej ziemi. Uważają, że przez kilka dni zwierzęta nie były przeczepiane, i nikt ich nie doglądał.
Padłe zwierzęta zostały zabrane do utylizacji. Bydło, które przeżyło - 20 sztuk - napoili strażacy OSP. Potem sukcesywnie zwierzęta były rolnikowi odbierane. Tymczasem prokuratura wszczęła przeciwko mieszkańcowi Końcowizny postępowanie zakończone postawieniem zarzutu znęcania się nad zwierzętami zagrożonego karą 3 lat więzienia. Stan bydła wskazywał na wielomiesięczne zaniedbania. Zarzut obejmuje okres od 28 października 2020 r. do 9 czerwca 2021 r.
W czwartek (7 kwietnia) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku ruszył proces w tej sprawie.
- Przyznaję się. Było tak, jak w zarzucie. Nie dbałem o zwierzęta, bo załamałem się po śmierci brata. Sam zostałam na gospodarstwie. Mogło to być też spowodowane alkoholizmem - mówił w śledztwie oskarżony, który wcześniej nie wchodził w konflikty z prawem. Ponieważ nie stawił się na rozprawie, sąd musiał odczytać jego wcześniejsze wyjaśnienia. 57-latek twierdził wówczas, że nie ma już w gospodarstwie żadnego bydła. Jedynie dwa małe psy.
Zgodnie z wyrokiem, o ile się uprawomocni, i je będzie musiał oddać. Po zakończonym na jednym posiedzeniu procesie, sąd orzekł m. in. 5 lat zakazu posiadania przez oskarżonego wszelkich zwierząt. Do tego 3 tys. zł nawiązki na rzecz Fundacji "Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva" (w procesie była oskarżycielem posiłkowym) oraz przede wszystkim karę roku więzienia - bez zawieszenia.
- Jest to kara dość surowa. Z uwagi na rażąco niehumanitarne, karygodne warunki bytowania zwierząt, długotrwałość niewłaściwego postępowania oraz ilość sztuk zwierząt, które cierpiały z tego powodu - w ocenie sądu - tylko kara bezwzględna może odnieść skutek w stosunku do oskarżonego - uzasadniała wyrok sędzia Katarzyna Skindzierz-Ostapa.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?