Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyścig na orędzia

Konrad Kruszewski [email protected]
Kronika wypadków umysłowych. Telewizja polska jest za mała na dwóch tak wielkich polityków jak Kaczyński Lech i Tusk Donald.

A dodatkowo miejsce w niej zajmuje polityk od nich jeszcze znacznie większy, bo ważący więcej niż oni obaj razem wzięci - prezes Urbański. Nawet jak ktoś ma w domu wielki telewizor, ponad 40-calową plazmę, to i tak nie jest w stanie ich wszystkich w nim ogarnąć.

Okazało się ostatnio, że w telewizorze nie ma wystarczająco dużo miejsca na dwa orędzia. Że trzeba wstać wcześnie rano, żeby sobie miejsce zaraz po Wiadomościach zarezerwować. W takiej sytuacji uprzywilejowana jest Kancelaria Prezydenta, bo Kancelaria Premiera, zgodnie z naturą swojego szefa, lubi sobie pospać. Zanim się dobudzi, to jest po ptakach, bo najlepsze czasy antenowe już są zarezerwowane przez prezydenta.

W tej sytuacji premier będzie musiał zatrudnić na etacie stacza - specjalną osobę, najlepiej emeryta. Stacz - to jest znana z czasów PRL-u instytucja, czyli taki obywatel, który już w nocy zajmował kolejkę pod jakimś sklepem, bo rozeszła się pogłoska, że "coś" rano mają do niego rzucić. Nieważne co, ważne, że "coś". Stacz stał za kogoś, najczęściej za kogoś z rodziny lub znajomych, który akurat to "coś" chciał kupić. Dlatego na staczy najlepiej nadawali się emeryci, bo mieli najwięcej czasu i z racji wieku cierpieli na bezsenność.

Ponieważ kondycja emerytów od tamtych czasów niewiele się zmieniła, na miejscu premiera postawiłbym właśnie na emeryta. Niech już o trzeciej nad ranem zajmie kolejkę przed budynkiem telewizji publicznej i jak tylko prezes Urbański pojawi się w pracy, zarezerwuje czas na orędzie premiera. Jest to ważne, ponieważ potem prezes Urbański publicznie pokazuje w telewizji, która rezerwacja była pierwsza i kto w związku z tym ma prawo do orędzia jako pierwszy.

Pomysł ten, niestety, ma krótkie nóżki, bo bardzo szybko może zostać podchwycony przez Kancelarię Prezydenta i przed telewizją może stawić się dwóch emerytów, co prędzej, czy później musi skończyć się mordobiciem, które wygra silniejszy, lepiej odżywiony, czyli ten, który ma wyższą emeryturę.

Trzeba więc szukać innych rozwiązań, zwłaszcza że moda na wygłaszanie orędzi dopiero się zaczyna. Orędzia już są wygłaszane z byle powodu. Coś się podpisze lub wynegocjuje - bach - orędzie. Przyjedzie Condoleezza - ciach - kolejne orędzie, zbliży się rocznica zjedzenia przez myszy króla Popiela - kolejne orędzie. Wyścig na orędzia rozpoczyna się na dobre.

A propos amerykańskiej Condoleezzy: Czy zwróciliście Państwo uwagę, jak wyglądał program jej wizyty w Polsce. W związku z wojną między premierem i prezydentem, w której uczestniczy jeszcze minister Radek, wyglądał on tak: 1. Kolacja z ministrem Sikorskim. 2. Następnego dnia śniadanie z prezydentem Kaczyńskim. 3. Kolacja (już druga) z premierem Tuskiem.

Czy w tej sytuacji w ogóle da się odgadnąć, z kim Condi spędziła noc? Czy w związku z tym może dziwić zachowanie prezydenta Francji Nikolasa Sarkozy, który kilka miesięcy temu odmówił zabrania ze sobą do Polski swojej żony, modelki Carli Bruni? Przecież to było niebezpieczne! Przy tylu zaproszeniach na śniadania i kolacje od naszych tak wybitnych mężów stanu, mogłoby to zakończyć się rozwodem!

Wróćmy jednak do naszych orędowników, czyli tych, którzy wygłaszają orędzia do narodu. Najwyraźniej sądzą oni, że naród ich słucha. Że jak się wetną w najlepszym czasie antenowym, po Wiadomościach, między reklamę podpasek a pogodę, to obywatele obdarzą ich większym szacunkiem i z nabożeństwem wysłuchają tego, co mają do zakomunikowania.

Tymczasem obywatele emitowane w tym czasie orędzie traktują jak kolejną pozycję w bloku reklamowym. Mają czas, żeby wyjść do kuchni i zjeść kolację przed ich ulubionym serialem. Telewizory pozostają włączone, ale mało kto je ogląda. Obywatele są zajęci spożywaniem kanapek, od których oderwać jest ich w stanie jedynie na chwilę prognoza pogody. Taka jest smutna prawda o najlepszym czasie antenowym.

Tego jednak naszym mężom stanu i ich doradcom nikt nie jest w stanie wytłumaczyć. Dlatego jedynym sposobem na to, aby nie dopuścić do eskalacji wojny orędziowej jest telewizja nowej generacji. Czyli taka, w której obywatele sami decydują, co oglądają, nawet wtedy, gdy mają tylko jeden program. Technika już na takie cuda pozwala. Telewizja przedstawia jedynie ofertę, a obywatele, programując urządzenie, wybierają, co ich interesuje.

I tak w programie będzie można zaoferować obywatelom taką pozycję, która usatysfakcjonuje wszystkich: godzina 20.00 - orędzie prezydenta, premiera, marszałka Sejmu i marszałka Senatu, ewentualnie wójta gminy, burmistrza, bądź sołtysa twojej miejscowości. A obywatel sobie wybierze swoje ulubione orędzie. I wtedy okaże się, że orędzi nie wysłuchają nawet Schetyna i Kamiński, bo na Polsacie będą oglądać ulubiony serial dla kucharek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna