Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XIX Podlaskie Mistrzostwa w Ortografii. Sprawdź z jakimi pułapkami zmierzyli się uczniowie (zdjęcia, tekst dyktanda)

KA
20.03.2018 białystok v lo test ortograficzny  fot. anatol chomicz / gazeta współczesna / kurier poranny / polska press
20.03.2018 białystok v lo test ortograficzny fot. anatol chomicz / gazeta współczesna / kurier poranny / polska press Anatol Chomicz
Kosiarz-nieboże, osiemna-stoipółletnia, poety-wieszcza, pół-Tatarka – te i wiele innych pułapek ortograficznych znalazło się w tekście dyktanda XIX Podlaskich Mistrzostw w Ortografii.

W tegorocznej edycji konkursu wzięło udział około 50 uczniów z Polski i Białorusi. Odbył się on w V Liceum Ogólnokształcącym, które od lat organizuje dyktanda, umożliwiające uczniom gimnazjów i szkół średnich sprawdzenie wiedzy z zakresu ortografii i interpunkcji.

– Dobrze piszę rozprawki i inne formy wypowiedzi, dlatego nauczyciel zachęcił mnie do wzięcia udziału w eliminacjach szkolnych do mistrzostw – mówi Julita Świeżyńska z Niepublicznego Gimnazjum w Łapach. – Dobrze mi poszło, dlatego dostałam się do kolejnego etapu.

Sprawdź także:
Podlaskie Mistrzostwa w Ortografii. Tekst dyktanda (zdjęcia)

Autorką tegorocznego tekstu dyktanda jest pani Anna Kusielczuk ze Szkoły nr 36 z Polskim Językiem Nauczania w Grodnie.

– Byłam bardzo zdziwiona propozycją napisania dyktanda na tegoroczną edycję konkursu – wskazuje pani Anna. – Co innego ułożyć je dla swoich uczniów, a co innego na konkurs. Tekst jest historią z życia wziętą, bo opowiada o moich przyjaciołach. Oczywiście na potrzeby mistrzostw zamieściłam w nim liczne pułapki ortograficzne, z którymi musieli zmierzyć się uczniowie.

– Tekst dyktanda był przyjemny. Najdłużej zastanawiałam się nad tym, co trzeba zapisać wielką literą, a co małą i nad wyrazami pochodzącymi z języka angielskiego. Jestem jednak dobrej myśli - przyznaje Julita.

Zwycięzcę tegorocznych Podlaskich Mistrzostw w Ortografii poznamy 11 kwietnia.

Tekst dyktanda:

"Kresowe wakacje pana Bożydara"

Rodowity Kaszub Bożydar Hartowiecki, dzisiaj pięćdziesięciopięcioletni nauczyciel polonista, lubi powtarzać, jakie to on miał szczęście, kiedy w dalekim tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku poznał piękną blondynkę, kresowiankę, osiemnastoipółletnią Halinkę Sopoćko, która przyjechała studiować pedagogikę wczesnoszkolną na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zobaczył ją w wąskim korytarzu domu studenckiego „Żaczek” i od razu zadurzył się na śmierć. Z tego wynikło małżeństwo i niemniej arcypiękna niż matka jasnowłosa i błękitnooka córeczka Honoratka. Po zgryzieniu granitu nauki państwo Hartowieccy przenieśli się do Wejherowa – rodzinnej miejscowości pana Bożydara.

Kiedy młodzi twardo stanęli na nogach, a córka podrosła, pan Bożydar zakomunikował, że zbliżające się wakacje spędzą na Kresach, a konkretnie na Grodzieńszczyźnie, w rodzinnych stronach pani Halinki. Panu Bożydarowi marzyły się wakacje na polskiej wsi kresowej, a właśnie w takiej miejscowości położonej nad Kanałem Augustowskim po stronie Białorusi w spadku od rodziców pani Halinka dostała nieduży domek i jakieś tam hektary. Małżonek śnił na jawie, wyobrażał dworek szlachecki z pięknie przystrzyżonym żywopłotem, gankiem i haftowanymi, wykrochmalonymi firankami na oknach, zadbany ogródek z kwitnącymi hortensjami, głogami dwuszyjkowymi i żonkilami. Nadaremnie pani Halinka przemawiała mężowi do rozsądku, tłumacząc, że w Dąbrówce od dawna nikt nie mieszka i wymarzone wakacje mogą okazać się mrzonką. Pan Bożydar był niezwyciężony w swej decyzji. Po kilkunastu dniach rodzina Hartowieckich zapakowała się do ekstranowoczesnego Mitsubishi i wyruszyła w podróż życia na Grodzieńszczyznę – ziemię, która wydała światu Adama Mickiewicza i Elizę Orzeszkową.

Kresy przywitały podróżników piękną słoneczną pogodą, a grodzieńscy krewni okazali się bardzo gościnni. Przez kilka dni Hartowieccy kursowali z domu do domu licznego rodzeństwa pani Halinki. Grodno oczywiście jest ulubionym grodem króla Stefana Batorego, z piękną zabytkową Starówką, ale przecież nie o to chodziło panu Bożydarowi, nadal fantazjował o sielance na wiejskim podwórku w Dąbrówce.

Kiedy wreszcie stanęli przed bramą swej hacjendy, zastygli w bezruchu, a pani Halinka nie mogła opanować łez, nie wiadomo czy ze wzruszenia, czy z ogromu pracy, która na nią czekała. Mała chatka z odpadającą farbą tak mocno zarośnięta trawą, że prawie strzechy nie było widać. Pani Hartowiecka już przeczuwała rozczarowanie męża, widziała go kompletnie zbitego z tropu, przytłoczonego niewspółmiernym ciężarem, przetrawiającego fakt, że stąd trzeba czmychać. Honoratka wyglądała na zupełnie niezainteresowaną, usiadła na brzeżku kamienia i niemal niezauważalnie wyjęła iPhone-a. Ale prawdziwego Kaszuba nie da się sterroryzować nieskoszoną trawą. Nasz bohater chrząknął, w mgnieniu oka przebrał się w T-shirt oraz dżinsy i rach-ciach zabrał się do pracy. „Kosiarz-niebożę!” – pomyślała małżonka, wachlując chusteczką.

Prawie całe wakacje upłynęły im na porządkowaniu domu i podwórza. W końcu, kiedy wszystko było odmalowane i wykoszone, zaprosili przyjaciół na grillowanie. Skąd mają przyjaciół na tym końcu świata? A koleżanki pani Halinki z czasów studiów! Chociażby Hanka Miksza – pół-Polka, pół-Tatarka i Józefa Mickiewiczówna, udająca daleką krewną słynnego poety-wieszcza. Od tamtego czasu codziennie na podwórku państwa Hartowieckich w Dąbrówce było wesoło i gwarnie, a co wieczór było słychać polskie piosenki biesiadne. Sąsiedzi natomiast mówili: „Dom Sopoćków odżył”.

Autor: Anna Kusielczuk

Zobacz też:

Białystok. Magazyn Informacyjny 15.03.2018

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna