Jerzy Ząbkiewicz, znany suwalski społecznik, szef stowarzyszenia Samorządna Suwalszczyzna, dzieciństwo spędzał w okolicach znajdującego się niedaleko zachodniej granicy Zgorzelca. Tam powojenne losy rzuciły jego rodziców. Był najmłodszym z trojga rodzeństwa.
- Za grzecznym dzieckiem to raczej nie byłem - wspomina. - Choć z nauką specjalnych problemów nie miałem.
Okolica kusiła. Jeszcze w latach pięćdziesiątych w tamtejszych lasach można było znaleźć mnóstwo poniemieckiej broni. Kiedy dzieci bawiły się w wojnę, to trzymały w rękach prawdziwe karabiny czy pistolety, a nie żadne atrapy.
- Jak chcieliśmy mieć fajerwerki, to po prostu wrzucaliśmy do ogniska niemal wszystko, co się dało - opowiada. - Kiedy to dzisiaj wspominam, włos jeży mi się na głowie. Zresztą sporo moich kolegów zginęło, wielu innych zostało kalekami.
Gdy miał 16 lat, wyjechał na Śląsk. Pracował w hucie i w kopalni. Systematycznie uzupełniał też braki w wykształceniu. W latach siedemdziesiątych, przypadkowo, poznał swoją obecną żonę, która jest suwalczanką. Wtedy też przyjechał do naszego miasta. Nie na długo, bo, ku własnemu zdziwieniu, dostał wizę do USA. Przebywał tam 11 lat. Na dobre wrócił do Suwałk na początku lat dziewięćdziesiątych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?