Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z sali operacyjnej na szczyty Ameryk

Urszula Ludwiczak
Na wyjazd do prawdziwej dżungli, na Borneo, pan Jerzy czekał 30 lat. Jego marzenie spełniło się i teraz... chce tam wrócić.
Na wyjazd do prawdziwej dżungli, na Borneo, pan Jerzy czekał 30 lat. Jego marzenie spełniło się i teraz... chce tam wrócić.
Białystok. Jerzy Truchanowicz, niepełnosprawny alpinista z Białegostoku, za dwa tygodnie odbierze w Waszyngtonie nagrodę "Wielki Powrót". Będzie jednym z niewielu chorych wyróżnionych w ten sposób na świecie i jedynym Europejczykiem o takich dokonaniach.

Pan Jerzy, mimo ciężkiej choroby, nigdy nie stracił woli życia i bycia aktywnym. Choć lekarze nie dawali mu szans na zdobywanie górskich szczytów, on się nie poddał. Jako pierwszy niepełnosprawny alpinista ze stomią zdobył Mont Blanc, a potem najwyższy szczyt obu Ameryk - Aconcaguę.

Osiem kilometrów w gipsie
Jerzy Truchanowicz zachorował nagle, 10 lat temu. To było zakażenie bakteryjne: najpierw salmonellą, potem gronkowcem. Przez wiele miesięcy bezskutecznie walczył z chorobą, w końcu lekarze orzekli, że jedynym wyjściem jest wycięcie jelita grubego i wyprowadzenie stomii (tzw. sztucznego odbytu).

- Mimo że wiedziałem, z czym się wiąże taka operacja, zgodziłem się od razu, bo byłem już bardzo wyniszczony i zmaltretowany, w najgorszym momencie ważyłem tylko 46 kilo, wszystko, co mogłoby mi pomóc, traktowałem jak zbawienie - opowiada mężczyzna. - Tamta operacja dała mi nowe życie, jestem tego pewny.

Niestety, po tym zabiegu dość szybko u pana Jerzego pojawiły się tak silne bóle kręgosłupa, że w pewnym momencie został sparaliżowany. Dopiero tomografia wykazała, że w kręgosłupie zbiera się ropa, i że nadgniła już część kości. Potrzebna była kolejna operacja, w Konstancinie. Po niej lekarze zapakowali pana Jerzego na 4 miesiące w gips.

- Całe życie kochałem góry, wspinaczkę - opowiada Jerzy. - Tymczasem po tej operacji lekarze nie dawali mi szans na dalszą realizację moich pasji. Ale gdy tylko zacząłem ruszać nogami, to pomyślałem sobie, że ja w te góry jeszcze kiedyś pojadę. I jeszcze będąc w tym gipsie zacząłem chodzić. O kulach. Pod koniec tego czteromiesięcznego pobytu w gipsie, już robiłem po... osiem kilometrów dziennie.
Cztery miesiące po zdjęciu gipsu pan Jerzy - jako pierwszy niepełnosprawny ze stomią - wszedł na Mont Blanc.

Dwa razy na Aconcaguę
Potem przyszła pora na kolejne szczyty, w tym zdobycie najwyższego szczytu obu Ameryk - sięgającej blisko 7 tys. m n.p.m. Aconcaguę. Jego wyprawy i marzenia sponsoruje jedna z firm produkujących sprzęt dla niepełnosprawnych.

- Na Aconcagui byłem dwukrotnie, raz samotnie. Zdobyłem ten szczyt w 9 dni, podczas gdy standardem dla człowieka zdrowego jest dni 14. Samotnie, mając 55 kg bagażu, wszedłem na tę górę. Takie wejście wcale nie było do końca proste i bezpieczne - opowiada pan Jerzy. - Panowały ekstremalne warunki pogodowe, minus 35 stopni w nocy, kilkukrotne załamania pogody. Staram się jednak nigdy nie przekraczać granicy ryzyka. Dwa razy samotnie byłem w Andach. Moje myślenie było proste: jestem niepełnosprawny i gdy się wspinam w jakiejś grupie, zawsze ktoś może powiedzieć, że mnie wciągnęli. Gdy jestem sam, to mój własny sukces.
Kocha góry. Czuje się tam dobrze.

- One nakręcają całe moje życie, czerpię z nich energię na dzień powszedni - wyjaśnia. - Staram się w nie często wyjeżdżać, oczywiście, nie zawsze za granicę, często bywam też w polskich Tatrach.

Aby utrzymywać się stale w dobrej formie, pan Jerzy codziennie jest w ruchu. Gdy czeka go kolejna wyprawa, przygotowania są jeszcze bardziej intensywne: wtedy codziennie przemierza pieszo 25 km, a raz w tygodniu - 35 km. Do tego biega po schodach z obciążeniem. Choć ma 60 lat, sprawności może mu pozazdrościć niejeden dwudziestolatek. Ale pan Jerzy aktywny był zawsze, także przed chorobą.

- Jak moje dzieci były małe, zabierałem je na spływ pontonem. Jechaliśmy najpierw autobusem w okolice Królowego Mostu, a stamtąd płynęliśmy z powrotem rzeką. Mówiłem dzieciakom, że to prawdziwa dżungla, dla nich była to niesamowita wyprawa. Te wspomnienia zostały im do dziś.

Po 30 latach syn pana Jerzego zafundował ojcu prawdziwą dżunglę - wyprawę do Indonezji.

- W maju ub. roku byłem na Borneo - to tropik, olbrzymia wilgotność, temperatura w cieniu sięga 35 stopni - mówi pan Jerzy. - To też było wyzwanie dla osoby z takim schorzeniem jak moje. Ale dało się wszystko pogodzić. Ludzie ze stomią mogą przy dzisiejszym sprzęcie robić naprawdę wszystko.

Dżungla zafascynowała pana Jerzego, chce tam wrócić wiosną tego roku. Tym razem chce wybrać się do wioski łowców głów.

- Szukam teraz ekipy na ten wyjazd - mówi. A w czerwcu alpinista planuje kolejne wejście na Mont Blanc. Tym razem chce wybrać się tam razem z drugim kolegą ze stomią. Ciągle w sferze marzeń jest też wyprawa na Mount Everest - ostatnio z przyczyn organizacyjno-finansowych trzeba było ją odłożyć na przyszły rok.

Wielki powrót
Natomiast już 27 lutego pan Jerzy w Waszyngtonie odbierze nagrodę w ramach programu "Wielki Powrót". To przyznawane przez firmę Convatec uhonorowanie dla ludzi z całego świata, którzy nie poddali się swojej chorobie. Pan Jerzy będzie jedynym przedstawicielem Europy, który ze stomią wspina się w wysokich górach. Do tego jeździ po Polsce i opowiada o sobie innym chorym.

- Chęć do życia miałem zawsze, do tego silną psychikę, która nieraz pomagała mi przetrwać w górach. Teraz trzyma mnie w chorobie. To wyróżnienie, jakie dostanę, to dostrzeżenie, że osoby ze stomią niczym nie różnią się od osób zdrowych. Możemy robić to samo. To nie jest koniec życia, ale początek zupełnie nowego. Ja jestem na to najlepszym dowodem. A jeśli uda mi się do tego przekonać choć jedną osobę, to już jest wielki sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna