Joanna Makarewicz jest jedną z ponad sześćdziesięciu podopiecznych ośrodka dla młodzieży upośledzonej w lekkim stopniu. To jedyna tego typu placówka na Suwal-szczyźnie. Najbliższe znajdują się w Białymstoku i Łomży.
- Dla takich dzieci to jedyna szansa - mówi Bogusław Makarewicz, ojciec Joasi.
W szkole, pod opieką specjalistów, uczą się zawodu kucharza, stolarza, tapicera.
Za duże koszty
Pierwsze nieoficjalne sygnały, iż władze chcą zlikwidować ośrodek pojawiły się, jak już informowaliśmy, kilka tygodni temu.
- Byliśmy całkowicie zaskoczeni, podobnie zresztą jak i dyrekcja placówki - dodaje Makarewicz. - Nikt nawet słowa z nami na ten temat nie raczył zamienić.
Marek Buczyński, rzecznik prasowy ratusza tłumaczył, że placówka zbyt dużo kosztuje podatników. Bo subwencja oświatowa nie wystarcza i trzeba do funkcjonowania ośrodka dokładać z komunalnej kasy. W myśl pierwotnych planów, miał być on zlikwidowany, a podopieczni przeniesieni do szkół na terenie miasta.
Zrobiło się jednak gigantyczne zamieszanie. W obronie placówki ostro wystąpili rodzice. Zaczęli zbierać po mieście podpisy pod petycją w obronie szkoły. Poparł ich poseł Jarosław Zieliński, który w tej sprawie wystosował wystąpienia m.in. do rzeczników: praw obywatelskich oraz praw dziecka. "Może być naruszone konstytucyjne prawo osób niepełnosprawnych do korzystania z pomocy publicznej" - napisał.
Najlepiej nie ruszać
W miniony wtorek w tej sprawie z rodzicami spotkali się radni z komisji oświaty oraz przedstawiciele prezydenta miasta. Muszą się spieszyć, bo jeśli do końca lutego rada nie podejmie uchwały o likwidacji ośrodka i nie przedstawi jej kuratorowi oświaty, wszelkie zmiany trzeba będzie odłożyć na następny rok.
- To bardzo trudna sprawa - przyznaje Mieczysława Gajewska, przewodnicząca komisji oświaty. - Bo z jednej strony mamy do czynienia z dobrem tych dzieci, z drugiej natomiast z potrzebą oszczędzania publicznych pieniędzy.
Przewodnicząca nie ma wątpliwości, że najlepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie wszystkiego tak, jak jest. - Ale wyjście, które znaleźliśmy też najgorsze chyba nie jest - uważa.
Ośrodek jako-taki ma być zlikwidowany. W jego miejsce powstanie zespół szkół zawodowych dla niepełnosprawnych. Teoretycznie więc niewiele się zmieni. Jednak przyszkolne: internat i warsztaty zostaną przeniesione w inne punkty miasta. Pomieszczenia po tym pierwszym zająć ma jakiś urząd.
Radnego stać
- Ta koncepcja w gruncie rzeczy sprowadza się do tego samego, co poprzednia. To początek końca szkoły - uważa radny Andrzej Matusiewicz.
W każdej tego typu placówce obowiązuje zasada zintegrowanych działań wychowawczo-rewalidacyjnych. Podstawowy warunek jest taki, aby wszystko znajdowało się na miejscu, a uczniowie mieli zagwarantowane dobre warunki i spokój.
- Wyjścia z tej sytuacji są dwa - komentuje Bogusław Makarewicz, ojciec Joasi. - Albo przenosimy dzieci do innego miasta, albo zostawiamy w domach. Przypuszczam, że wielu rodziców, choćby z powodu kosztów, wybierze to drugie wyjście.
Od jednego z radnych Makarewicz usłyszał, iż on swojego chorego wnuka wozi na leczenie do Warszawy. Kosztuje to 3,5 tys. zł miesięcznie.
- Też bym tak chciał, tylko mnie na to nie stać - mówi.
Ostateczną decyzję radni podejmą w najbliższą środę. Na początek przyszłego tygodnia rodzice dzieci zapowiadają akcję protestacyjną. Chcą ją zorganizować w ośrodku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?