Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za nami pierwsza noc od dawna, gdy migranci nie forsowali granicy. Ale to nie znaczy, że kryzys wygasa

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
tt/15 Giżycka Brygada Zmechanizowana
Minionej doby (28 grudnia) na polsko-białoruskiej granicy nie została odnotowana ani jedna próba jej nielegalnego przekroczenia. Nieliczne grupy podchodziły jedynie pod linię granicy, ale nie próbowały jej forsować. I choć to pierwsza taka sytuacja od wielu miesięcy, odkąd na granicy trwa kryzys, to eksperci odradzają zbytni entuzjazm tym, którzy chcieliby widzieć w tym zapowiedź końca problemów na naszej wschodniej granicy.

- 28 grudnia na granicy polsko-białoruskiej nie stwierdzono żadnej próby nielegalnego przedostania się na terytorium Polski. Na odcinkach ochranianych przez placówkę SG w Narewce i Czeremsze grupy liczące nawet 30 osób podchodziły pod linię granicy, ale na widok polskich patroli wycofywały się - informuje na TT Straż Graniczna.

To była pierwsza doba od początku kryzysu migracyjnego, gdy nie doszło do prób siłowego przekroczenia granicy. Jednocześnie jednak miały miejsce inne niepokojące incydenty. M.in. na odcinku ochranianym przez Straż Graniczną z Białowieży padły strzały.

- Po białoruskiej stronie granicy pojawił się pojazd tamtejszych służb, osoby, które nim jechały oddały dwa strzały w powietrze - powiedziała PAP por. Anna Michalska, rzeczniczka SG.

Z kolei w Czeremsze, licząca kilkadziesiąt osób, grupa migrantów przemieszczała się wzdłuż granicy. Ostatecznie wycofali się jednak w głąb Białorusi. Podobnie było w Narewce, gdzie nieliczne grupki migrantów podchodziły do linii granicy i uszkodziły concertinę.

Tak wyjątkowa noc na granicy - zważywszy na dotychczasowe - wcale jednak nie oznacza, że kryzys migracyjny się kończy. Zdaniem prof. Daniela Boćkowskiego, eksperta od spraw międzynarodowych Uniwersytetu w Białymstoku, nie może być o tym na razie mowy.

- Każdy, kto jest na granicy, kto wie, jak wygląda aktualna sytuacja w lasach, zdaje sobie sprawę, że pobyt tam grozi takimi konsekwencjami, że można zamarznąć na śmierć. Być może sami Białorusini przepędzają tych ludzi, żeby chodzili pod naszymi płotami. Po to, żeby utrzymywać służby w gotowości. Bo już samo chodzenie migrantów, powoduje wzmożone obowiązki, czujność naszych służb oraz utrzymywanie znacznie większych sił na granicy niż potrzeba. A z tym wiążą się znaczne koszty, także koszty ludzkie - mówi prof. Daniel Boćkowski.

Jest zdania, że być może taki właśnie jest obecnie cel reżimu Łukaszenki. I dlatego nie ma wątpliwości, że polska strona powinna wyważyć siły do zagrożenia.

- Szkoda tracić tyle energii i ponosić tak gigantyczne koszty, kiedy druga strona właśnie na to liczy - mówi.

I dodaje: - Jeżeli ktoś z naszej strony uzna, że należy odsunąć część wojska i uspokoić sytuację, to wtedy będzie szło do lepszego. Ale jeżeli wciąż utrzymujemy tę ilość wojska i posterunków, to nie można tak myśleć. Bo budowanie takich sił i środków dla dwóch osób, które przejdą przez płot, jest dość kosztowną zabawą. I mam wrażenie, nieadekwatną do zagrożenia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna