Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za ojcowiznę z trumnami szli...

Anna Mierzyńska [email protected]
Nie wiadomo, czy to trumny podziałały na radnych, czy setki rolników z jajkami w torbach. Wygrali rolnicy. Przegrała... przyroda.
Nie wiadomo, czy to trumny podziałały na radnych, czy setki rolników z jajkami w torbach. Wygrali rolnicy. Przegrała... przyroda. B. Maleszewska
Region. Przed sokólskie kino zajeżdża samochód osobowy z przyczepą. Na niej - niewielkie, chyba dziecięce trumny. Kwiaty, znicz, napisy.

Makabryczny żart? Nie. Makabryczny protest. W imię zachowania świętego prawa własności. I prawa do decydowania o sprzedaży ziemi.

- Burmistrz nas oszukuje, chce nas okraść! - krzyczał we wtorek ze stopni przed sokólskim kinem Antoni Cydzik, sokólski radny, czołowy opozycjonista w Sokółce.

To on zorganizował protest mieszkańców wsi, które miały należeć do zespołu przyrodniczo-krajobrazowego "Kamionka". Protest miał potężną siłę rażenia.

Porównać by ją można chyba tylko do protestów związanych z budową obwodnicy Augustowa. I do wcześniejszych protestów przeciwko utworzeniu rezerwatu na terenie całej Puszczy Białowieskiej. Jak widać decyzje, przeciwko którym dziś najczęściej protestują zwykli ludzie, związane są z ustanawianiem obszarów chronionego krajobrazu, a potem egzekwowaniem praw z nimi związanych. Ochrona przyrody stała się przekleństwem Podlasian.

Przekleństwo

Jeszcze kilkanaście tygodni temu nic nie wskazywało na to, że wniosek Stowarzyszenia "Izba Regionalna" wywoła takie protesty.

- Chcieliśmy chronić to, co jeszcze zostało. Duża część gminy Sokółka została już rozkopana przez powstające żwirownie. Wpołudniowej części gminy zachował się jeszcze niezmieniony krajobraz polodowcowy, unikatowy dla całego kraju - wyjaśnia Jan Ancypo, radny, który należy do stowarzyszenia. - Tymczasem właśnie tam ma powstać kolejna żwirownia!

Argumenty zrozumiał burmistrz i przedstawił radnym wniosek o utworzeniu zespołu przyrodniczo-krajobrazowego "Kamionka".

Strach

We wsiach, które miały być objęte ochroną, zawrzało.

- Jak to? To my tu już nic robić nie będziemy mogli! Żyć normalnie się nie da! Zaraz się okaże, że nam wszystkiego zakażą - krzyczeli mieszkańcy na nielicznych spotkaniach z burmistrzem i radnymi. Bo na ogół z ludźmi nikt nie rozmawiał.

Zamiast wyjaśnić sytuację, zostawiono ich samych z plotkami donoszonymi codziennie z Sokółki. Usłyszeli więc, że nie będzie można drzew wycinać, nawet z własnego lasu. Że nowego domu się postawić nie da. Że nie będzie można prowadzić żadnej działalności gospodarczej, a nawet prowadzenie gospodarstwa rolniczego będzie utrudnione. Przerazili się. Tym bardziej, że firma, która chciała kupić od rolników nieużytki na żwirownię, nagle zmieniła zdanie.

- Jedynym ograniczeniem będzie zakaz kopania skał, w tym żwiru oraz torfu - tłumaczył burmistrz - Żadnych innych ograniczeń nie będzie.

Ale kto by uwierzył władzy? Tym bardziej, że od razu uznano, że burmistrz ma w tym własny interes, bo przecież jak żwirownia nie powstanie, to dla pozostałych żwirowni ubędzie konkurencji. A burmistrz z działającymi już firmami jakieś kontakty ma od dawna.

- Już na tym pomyśle straciliśmy, jak tylko się pojawił - przekonywali mieszkańcy Janowszczyzny, Podjanowszczyzny i sąsiednich wsi. - Spadła wartość naszej ziemi. Po co burmistrz i radni się do nas wtrącają? My od nich nic nie chcemy! Tylko żeby zostawili nas w spokoju. My się do nich nie wtrącamy, a oni chcą nam zabrać ziemię! Naruszyć święte prawo własności! Aprzecież to o naszą ojcowiznę chodzi!

Walka

Co prawda ziemi nikt zabierać nie chciał, ani naruszać prawa własności, ale ludzie nie słuchali. W obronie najświętszych praw przerwali na jeden dzień obrządek, by przyjechać na sesję rady miejskiej. W torbach mieli współczesny oręż, niezbędny w demokratycznej walce: jajka. Miały spaść na głowy tych, którzy zagłosowaliby za utworzeniem zespołu przyrodniczo-krajobrazowego.

Przed sesją była też demonstracja, wyły syreny, na wietrze łopotały transparenty.
Antoni Cydzik przemawiał ze schodów z własnym nagłośnieniem:

- My się nikogo nie boimy, ani burmistrza się nie boimy, ani konserwatora przyrody się nie boimy - zapewniał Cydzik, nieco wbrew faktom. I reżyserował cały spektakl dalej, bo to on był głównym organizatorem protestu. Na sesji też miał własne nagłośnienie, a gdy przemawiał, to jako przedstawiciel mieszkańców. Mówił: "my" i "nas".

Dyrygował, gdzie na widowni ustawić trumny, a gdzie transparenty. Dyktował listę mówców. A gdy miał rozpocząć swoje wystąpienie, zaapelował: - Proszę wszystkich do powstania do "Roty".

I zabrzmiało: "Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród...". Podniośle i patriotycznie. Jakoś nikt nie zastanawiał się nad tym, że gdy powstawała "Rota", ojcowizna była rzeczywiście świętością i nikomu nie przyszłoby do głowy jej sprzedawanie. A w Sokółce rolnicy co prawda znów walczyli o ojcowiznę, ale głównie po to, by móc ją bez problemu sprzedać. Na żwirownię. Wkońcu dziś liczą się pieniądze, a nie ojcowskie nieużytki...

Zwycięstwo

Radni też są ludźmi. Trochę się przestraszyli, poza tym uznali też ważność głosu społeczeństwa i ustąpili. Aż dwudziestu (na 21) zagłosowało za wrzuceniem projektu uchwały do "zamrażarki". Czyli projekt ma sobie poleżeć u burmistrza w szufladzie i nigdy już na sesję nie wrócić.

- Dla mnie to odpowiedź na pytanie, czy chcemy całą gminę rozkopać, czy zachować dla naszych dzieci - spuentował decyzję burmistrz Stanisław Małachwiej. - I już wiem, jak brzmi odpowiedź: Kopiemy! Wszędzie, gdzie się da i gdzie będą chętni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna