Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za ten podsłuch ktoś odpowie

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie podsłuchu znalezionego w gabinecie ordynatora nefrologii suwalskiego szpitala.

Stało się to jednak nie na wniosek dyrekcji placówki, lecz po publikacjach prasowych w tej sprawie.
- Nie składaliśmy żadnego oficjalnego wniosku, bo uznaliśmy, że wiadomo, skąd ten podsłuch się wziął - tłumaczy Adam Szałanda, dyrektor szpitala.

Była dobrze zorientowana

Sprawa jest bardzo poważna. Bo pojawiły się podejrzenia, że podsłuch, na którego założenie trzeba mieć zgodę sądu, pojawił się w lekarskim gabinecie nielegalnie. A za to grożą wysokie kary.
Kiedy sprawę opisywaliśmy po raz pierwszy, czyli tydzień temu, dyr. Szałanda był na urlopie. Udało nam się z nim wprawdzie porozmawiać, ale niezbyt długo. W poniedziałek wrócił jednak do pracy.

- Z ujawnieniem tego podsłuchu wiążą się nieco dziwaczne okoliczności - opowiada nieznane wcześniej szczegóły. - Owszem, znaleźli go robotnicy wykonujący remont oddziału nefrologii, ale dyrekcji o tym nie poinformowali. Sprzęt mieli przekazać pani ordynator. Ta zaś, ponoć, zwróciła go odpowiednim służbom. O wszystkim dowiedziałem się już po fakcie.

Dyrektor twierdzi, że także pani ordynator, czyli dr Justyna Matulewicz-Gilewicz powiedziała mu, że w szpitalnej dokumentacji znajduje się pismo od przedstawicieli "pewnej służby", iż w placówce będą prowadzone działania operacyjne. Dokument, jak informowaliśmy, nosi styczniową datę. A wówczas Justyna Matulewicz-Gilewicz była zastępcą dyrektora szpitala.

Czy zatem wiedziała, że w jej gabinecie znajduje się podsłuch? Odpowiedź na to pytanie nie jest na razie znana. Dr Matulewicz-Gilewicz nie chce na ten temat rozmawiać z mediami.
- Ta sprawa godzi we mnie - powiedziała nam jedynie.

Dwie możliwości

Dyrekcja szpitala skojarzyła instalację podsłuchu ze styczniowym pismem. Jego nadawcą, jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, była Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jej przedstawiciele potwierdzają wprawdzie, że pod prokuratorskim nadzorem prowadzą postępowanie dotyczące przetargów organizowanych w suwalskiej placówce, ale zapewniają jednocześnie, iż w tym przypadku tzw. techniki operacyjne nie były stosowane.

Z naszych ustaleń wynika jednocześnie, że żadne inne śledztwo odnoszące się do szpitala w Suwałkach się nie toczy.

- Możliwości są dwie - mówi nam suwalczanin, który przez wiele lat pracował w organach ścigania i woli zachować anonimowość. - Albo jakaś służba założyła podsłuch nielegalnie, albo zrobił to ktoś z pracowników. To drugie przy tych wszystkich nie do końca jasnych okolicznościach też jest możliwe. Kupno odpowiedniego sprzętu, to dzisiaj przecież żaden wydatek.

Dodajmy, że zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku grozi odpowiedzialność karna.
- Rzeczywiście wszczęliśmy śledztwo w tej sprawie, ale niczego więcej nie powiem - stwierdził wczoraj Leszek Musiał, wiceszef Prokuratury Okręgowej w Suwałkach.

Nie wiadomo więc, czy chodzi o legalność działań służb czy też o samowolę jakiegoś pracownika. Na razie nie wiadomo też, ile to postępowanie będzie trwało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna