Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamtex idzie do likwidacji. To była największa firma w mieście

Michał Modzelewski
– W czasach naszej świetności w zakładzie pracowało prawie cztery tysiące osób – wspomina Krzysztof Zaręba, prezes spółki.
– W czasach naszej świetności w zakładzie pracowało prawie cztery tysiące osób – wspomina Krzysztof Zaręba, prezes spółki. M. Modzelewski
Teraz każdą rzecz i w każdej chwili może nam zająć komornik - mówi Krzysztof Zaręba, prezes Zamteksu.

- Nasze długi wyglądają w tej chwili tak, że praktycznie naliczają nam już obecnie odsetki od odsetek. Dużo łatwiej byłoby nam, gdyby udało się ogłosić upadłość. Moglibyśmy przynajmniej oddać ludziom zaległe pieniądze.

Wczoraj zakończyła się trwająca 57 lat historia Zambrowskich Zakładów Przemysłu Bawełnianego. Jej akcjonariusze podjęli wczoraj decyzję o postawieniu spółki w stan likwidacji. Od kilku miesięcy nikt poza prezesem w niej już nie pracował, a długi firmy wynoszą obecnie aż 42 mln zł. Nie pomogły liczne apele o pomoc Skarbu Państwa, więc udziałowcy nie mieli wyjścia.

Pracownicy trafili na bruk
W czasach swojej świetności zakład zatrudniał prawie cztery tysiące osób. Zakłady były motorem rozwoju całego miasta, ale po tych latach zostały jedynie zdjęcia na pamiątkowych tablicach.

Z końcem lutego br. z firmy odeszło 137 pracowników. Dzięki pożyczce z funduszu na gwarantowane świadczenia socjalne, dostali pieniądze za trzymiesięczną pensję, skrócony okres wypowiedzenia i odprawy pracownicze.

Wiosną Zamteksowi udało się zawrzeć umowę z dotychczasowym dostawcą przędzy, który wydzierżawił krosna. Dzięki temu do hal zakładu powróciło ponad 50 osób.

Wydawało się wówczas, że to jeszcze nie koniec historii włókiennictwa w Zambrowie. Niestety próby ratowania zakładu nie powiodły się.

- Trudno jest nam po tylu latach znaleźć inną pracę - mówi Elżbieta Świerdżewska. - Sama pracowałam w zakładzie przez osiem lat.

- A ja dwadzieścia siedem - mówi jej koleżanka Iwona. - Chciałabym pracować jak najdłużej. A zakładu szkoda, bo pamiętam gdy jeszcze dobrze prosperował i nawet trzynastki wypłacali.

Państwo nie chce dopłacać
Wspomniana przez prezesa upadłość pozwoliłaby zarządowi spółki zawrzeć w przyszłości podobne umowy. Tyle, że sąd nie mógł przystać na jej ogłoszenie, bo firmy - bez pomocy z budżetu państwa - nie byłoby na to stać. Koszty m.in. opłacenia syndyka, księgowej i dozoru mienia szacuje się na około 50 tys. zł miesięcznie przez kilka lat. Byłaby to jednak szansa, aby wydzielić pod dzierżawę część maszyn i dać zwolnionym szansę na powrót do pracy.

W przypadku likwidacji, która jest procesem dużo bardziej skomplikowanym, zarząd praktycznie nie ma takiej możliwości.

- Po tym wszystkim, poza wspomnieniami pozostaje jeszcze niesmak - tłumaczy Zaręba. - Widziałem przez te wszystkie lata jak zmieniały się kolejne ekipy rządowe i każda traktowała ten przemysł jak niechciany. Teraz skazano nas na zalew tanich, chińskich materiałów .

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna