Fiaskiem bowiem zakończyły się wysiłki jej zarządu, aby wznowić produkcję i mimo fatalnej kondycji podjąć próbę wyprowadzenia firmy na prostą. Teraz prezes chce już tylko upadłości, ale nie wiadomo, czy przedsiębiorstwo będzie w ogóle stać na takie rozwiązanie.
Stracili ostatnią szansę
Przypomnijmy, że kilka tygodni temu wspomniany sąd dopuścił na wniosek fabryki tzw. upadłość naprawczą. Czyli zgodził się na to, aby mimo katastrofalnej sytuacji produkcja mogła być nadal kontynuowana, a liczni wierzyciele spółki mogli być (po zawarciu odpowiedniego układu)stopniowo "spłacani" z przychodów ze sprzedaży produkowanej w niej towaru. Tym samym blisko osiemdziesięcioosobowa załoga wciąż mogłaby nadal pracować. ,
Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco
- Mimo, że zarządzam firmą dopiero od roku, to starałem się zrobić wszystko, aby przywrócić jej płynność finansową - tłumaczył wczoraj Witold Orcholski, prezes spółki. - Niestety nie widzę już możliwości znalezienia kontrahentów, którzy złożyliby zamówienia na produkcję, która pozwoliłaby na naszą dalszą działalność.
A takie działania nakazał prezesowi sąd na początku kwietnia. Zresztą sam Orcholski twierdził, że wówczas szanse na to wydawały się duże. Jednak liczne rozmowy, jakie miał przeprowadzać z potencjalnymi kontrahentami m.in. w Londynie, spełzły na niczym.
Powinni paść już dawno?
Zupełnie inne zdanie w tej materii miał mec. Waldemar Piceluk, którego sąd wyznaczył na nadzorcę spółki. Badając jej możliwości i kondycję finansową doszedł do zupełnie innych wniosków i zabiegał w sądzie, aby wniosek o upadłość odrzucić, bo na jej przeprowadzenie nikt nie będzie w stanie znaleźć pieniędzy.
- To należało zrobić jakieś dwa lata temu, bo teraz nie widzę możliwości przeprowadzenia procesu upadłościowego - tłumaczył nadzorca. - Inikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie się roli jej syndyka. Nie będzie nawet pieniędzy na niezbędne ogłoszenia w prasie o przetargach. Po raz pierwszy spotykam się z sytuacją, aby ktoś mógł tak skrzywdzić pracowników.
Bo jak wylicza, koszty takiego postępowania oscylowałyby w granicach 1,3 mln zł. Tymczasem w jego ocenie majątku, czyli przede wszystkim firmowych maszyn, starcza ledwie na jedną trzecią tej kwoty. Zwłaszcza, że pozostawiony bez należytego nadzoru (ogromna hala nie należy bowiem do spółki, trzeba by więc było wszystko przenieść) majątek tylko by niszczał.
Dziś długi fabryki to jakieś 6,5 mln zł. Koszty miesięcznego najmu hali i utrzymania pracowników to blisko 250 tys. zł. Jednak zdaniem prezesa majątku na przeprowadzenie procesu upadłościowego powinno wystarczyć. Zapowiedział również, że pracownicy dostaną wkrótce pieniądze z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Społecznych za zaległe wynagrodzenia.
Wczoraj sąd nie podjął decyzji co do przyszłości ŁFM. Nie wiemy kiedy ją podejmie, ale wiemy, że na posiedzeniu niejawnym.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?