Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdesperowany ojciec walczy o dziecko

Izabela Krzewska
„Oddajcie mojego syna” - z takim transparentem Tomasz Sokół z Białegostoku pojawił się przed blokiem byłej żony. Twierdzi, że kobieta utrudnia mu kontakty z dzieckiem.

Trzyma w ręku prawomocny wyrok sądu odwoławczego. Zgodnie z nim, ma prawo do spotkań z synkiem sześć razy w miesiącu, po 3 godziny każde. W miejscu zamieszkania dziecka, ale bez obecności matki i osób trzecich oraz z prawem zabierania chłopca z domu. Jednak ostatni raz Tomasz Sokół widział syna 8 marca. Po trzeciej zaplanowanej, ale nieskutecznej próbie zobaczenia się z dzieckiem, zdecydował się na desperacki krok - protest. Stanął z transparentem przed blokiem, gdzie dwulatek mieszka z matką.

Nie odpuszczę. Mam o co walczyć

Nie mógł zobaczyć syna na święta, ani w jego urodziny, 14 marca. - Mam mało wizyt, a jeszcze była żona mi je utrudnia -żali się 38-latek. - Czasem czuję się bezsilny. Ale nie odpuszczę! Kocham syna, tęsknię za nim.

Podczas manifestacji pod blok przyjechała wezwana przez ex-małżonkę policja. Mundurowi polecili mu odejść, tłumacząc, że zakłóca porządek. - Powiedziałem, że się stąd nie ruszę, dopóki nie zobaczę synka. Byłem stanowczy. Przecież nie robiłem nic złego. Wołałem tylko jego imię, machałem, gdy widziałem go w oknie - relacjonuje białostoczanin.

Policjanci w końcu odpuścili. Tomasz Sokół całe zajście nagrywał kamerą. Może to ich zniechęciło. Zdesperowany białostoczanin z kamerą i dyktafonem praktycznie się nie rozstaje. Nagrywa każdą wizytę w domu byłej żony.

- Kłótnie, przepychanki przy dziecku, wyzywanie mnie... - wyjaśnia. - Wiem, że to chore. Ale muszę mieć dowody dla sądu, inaczej jest słowo przeciwko słowu...

Małżonkowie rozstali się latem 2014 roku. Kobieta wyprowadziła się z domu, gdy ich syn miał 4 miesiące. Już wcześniej między nimi nie układało się najlepiej. Tomasz tłumaczy, że miały na to wpływ skrajne wahania nastrojów żony - od uśmiechu po wybuchy agresji.

- Nie radziłem sobie z tą burzą w domu - przyznaje mężczyzna. Dodaje, że przez jakiś czas starał się rozwiązywać problemy w gronie rodziny. Pewnego dnia jednak jego żona wezwała policję. Twierdziła, że mąż ją bije i molestuje. - W sądzie też wymyślała różności, że wyganiałem ją z domu, biłem, kopałem... - opowiada 38-latek. - Policjanci byli zdziwieni. Ja stałem spokojnie, trzymając dziecko na ręku, a ona biegała od pokoju do pokoju krzycząc. Policjanci kilkakrotnie zapytali żonę, czy zagrażam jej życiu i zdrowiu. Potwierdziła. Wyprowadzili mnie i zamknęli na 24 godziny w areszcie. Nic złego nie zrobiłem, a zostałem upokorzony - mówi. Później sąd orzekł, że zatrzymanie było niesłuszne i przyznał mu odszkodowanie.

Po wyjściu z aresztu, wrócił do domu. - I zastałem puste mieszkanie. Nie było jej, ani syna - wspomina ze smutkiem.

Okazało się, że kobieta wyjechała na wieś, do rodziców. Tomasz jeździł tam, żeby zobaczyć syna. Ale, jak twierdzi, był przeganiany. Słyszał, że najpierw muszą zostać orzeczone tzw. zabezpieczenia na okres postępowania rozwodowego (ustalenie, kiedy ojciec ma prawo widywać się z dzieckiem). W październiku 2014 r. zasady spotkań zostały ustalone. Później utrzymane przy rozwodzie. To dwa wtorki, dwa czwartki i dwie niedziele w miesiącu - po trzy godziny dziennie w miejscu, gdzie mieszkał syn z matką. Najpierw było to w domu byłych teściów. Wizyty nie należały do łatwych.

- Bardzo ingerowano w moje relacje z dzieckiem - mówi. - Od lipca 2014 roku do września 2015 roku (wtedy była żona wróciła z synkiem do Białegostoku - przyp. red.), musiałem przebywać w czyimś mieszkaniu, na czyichś warunkach. Mówiono mi, gdzie mogę, a gdzie nie mogę usiąść, kiedy mogę „się załatwić” za przeproszeniem. To był koszmar.

W pewnym momencie była żona chciała ograniczyć kontakty ojca synem do jednego razu w miesiącu. Odwołała się od orzeczenia sądu I instancji. W październiku 2015 r. Sąd Apelacyjny w Białymstoku orzekł na korzyść Tomasza Sokoła. Oddalił apelację. Do tego pozwolił mu na samodzielne spotykanie się z synkiem i zabieranie go do siebie do domu.

- Po półtorej roku moi rodzice zobaczyli w końcu wnuka - kwituje Sokół. - Uważam, mam świetne relacje z synkiem. Jestem trenerem, prowadzę klub tenisowy, pracuję z dziećmi, z młodzieżą. Dlatego staram się mu zapewnić atrakcje ruchowe. Czuję, że on tęskni, a ja tęsknię strasznie. Staram się więc wykorzystać każdą z nim minutę, która mi przysługuje.

A te, jak twierdzi, białostoczanin, są mu wykradane: - Byłej żony nie było w domu w terminie ustalonym przez sąd, siedziałem więc przez trzy godziny pod jej drzwiami. Na dowód prosiłem mieszkańców klatki o oświadczenie. Przez to żona się z nimi skłóciła - relacjonuje Sokół. Jak twierdzi, jego „ex” nie wydaje mu dziecka pod pretekstem, że mały jest chory. - Choć widziałem go stojąc w drzwiach. Biegał, nie wyglądał na obłożnie chorego. Jeśli nawet był przeziębiony, zawiózłbym go do domu i nie chodził na żadne spacery - zarzeka się Tomasz. Mówi, że próbował nawet skontaktować się z lekarzem, który zajmuje się dzieckiem: - Pojechałem tam z wyrokiem sądu. Jednak nie została mi udostępniona historia chorób, ani karta dziecka, ponieważ matka zastrzegła mi wgląd, a sama nie chce mi powiedzieć, co dziecku jest.

Ojciec wielokrotnie już wzywał policję. - Kiedy był żona stawała się agresywna, kiedy nie chciała otworzyć drzwi, kiedy przekraczała barierę przyzwoitości, wyzywała mnie, a dziecko płakało - wylicza 38-latek. Efekt tych wezwań był różny. Zależnie od mundurowych. Jedni kazali matce wydać dziecko, inni bezradnie rozkładali ręce, spisują notatkę. - Nie mogłem kontynuować wizyty, choć mój czas się nie skończył - kwituje ojciec.

Tomasz Sokół - poza tym, że zorganizował uliczny protest - wniósł do sądu o ukaranie byłej żony za niedostosowywanie się do wyroku sądu. Chce też rozszerzenia kontaktów tak, by mógł zabierać synka na wakacje, święta. Czeka na wyznaczenie terminu rozprawy.

Od orzekania jest sąd

- Postępowanie w sprawie wykonania kontaktów odbywa się dwuetapowo - tłumaczy sędzia Joanna Toczydłowska z Sądu Okręgowego w Białymstoku. - W pierwszym etapie sąd bada, czy doszło do naruszenia prawa do kontaktów. Jeśli tak, ustala karę finansową za każde naruszenie. W drugim etapie, jeśli rodzic w dalszym ciągu utrudnia kontakty z dzieckiem, zasądza określoną kwotę. To liczba naruszeń pomnożona przez ustaloną wcześniej kwotę finansową Kara zależy od sytuacji majątkowej danej osoby.

Tylko I kwartale 2016 r. do Sądu Rejonowego w Białymstoku wpłynęły aż 23 wnioski dotyczące realizacji kontaktów z małoletnim,zaś w 2015 r. - 79 wniosków.

Sędzia Toczydłowska przyznaje, że dziecko po rozstaniu rodziców często stanowi kartę przetargową czy narzędzie do odgrywania się na byłym partnerze. - Dla jego dobra, ale i dobra rodziców, którzy mogą racjonalnie zorganizować sobie życie, coraz częściej obserwuję jednak, że dorośli dochodzą do porozumienia już przed pierwszą rozprawą - dodaje sędzia.

Jednak w tej rodzinie szans na kompromis na razie nie widać. Tomasz Sokół „założył” byłej żonie też sprawę karną o zniesławienie: bo przyjechała do jego mieszkania i waląc w drzwi wyzywała go od złodziei i morderców. -Już wcześniej pisała donosy do klubów i ośrodków, że jestem złodziejem, oszustem - opowiada Sokół.

Skontaktowaliśmy się z matką chłopca. Była zaskoczona naszym telefonem. Zdawkowo przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Miała się z nami spotkać. Ostatecznie zmieniła zdanie, tłumacząc, że od orzekania w takich sprawach jest sąd.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna